Irena Dziedzic – osoba z charakterem

Opublikowano: poniedziałek, 28, styczeń 2019 07:42
Pietras Sławomir

Irena Dziedzic była największą gwiazdą polskiej telewizji w drugiej połowie XX w. Przez 25 lat prowadziła cotygodniowe Tele-Echo, rozmowy z różnymi postaciami, gromadzące każdorazowo kilkumilionową widownię. Wychowywałem się na tych programach. Przed czarno-białymi telewizorami siedzieliśmy często mniej dla zaproszonych gości, a bardziej dla jej „inteligencji, klasy, perfekcji, zawoalowanej złośliwości i ironii” (to z niedawnej wypowiedzi ks. Aleksandra Lutra). Od siebie dodałbym jeszcze: nienagannych manier, urzekającego sposobu bycia, wspaniałej polszczyzny, niepospolitej urody oraz szyku w ubiorze i zachowaniu.

 

Przez kilka sezonów pojawiała się na scenie Festiwali Piosenki w Sopocie i Opolu, mając u boku niedoścignionego Lucjana Kydryńskiego. Cóż to była za para! Cóż to był za wspaniały estradowy duet!.

 

Piszę o tym z kilku powodów. Moi młodsi czytelnicy myślą zapewne, że wspominam postać sprzed wojny punickiej. Niech dowiedzą się więc, że w tak często deprecjonowanym PRL-u funkcjonowały postacie i osobowości o walorach, umiejętnościach i talencie, których próżno szukać u ich współczesnych odpowiedników. Było wtedy również niemało dziennikarskiego, artystycznego i celebryckiego chłamu. Teraz dopiero okazuje się, że obecnie jest tego jeszcze więcej.

 

Irena Dziedzic przez wszystkie lata kariery pilnie dbała o prywatność i anonimowość. Wzmagało to wprawdzie zainteresowanie jej osobą, ale jednocześnie podkreślało walory  otoczenia, w jakim się obracała. Jeśli już plotkowano, to bohaterami związanych z nią romansów byli wybitny aktor, wzięty prezenter telewizyjny, a nawet ówczesny premier.

 

Uchodziła za osobę kompetentną, ale trudną we współpracy. Zaproszenie do Tele-Echa było nobilitacją, obwarowaną wszakże kilkoma warunkami. Dostąpiłem tego zaszczytu na początku lat 80-tych, po rozpoczęciu pracy w Teatrze Wielkim w Łodzi. Najpierw otrzymałem od asystentki zestaw pytań, które Irena zaplanowała zadać mi w trakcie spotkania na antenie. Następnie dostarczono pisemne odpowiedzi na te pytania z prośbą, abym opanował je na pamięć. Próbowałem, ale wszystko mi się mieszało zwłaszcza, że chętnie opowiedziałbym co innego, niż było w tych odpowiedziach.


Taka metoda rozmów z Ireną Dziedzic tylko w połowie podyktowana była wymogami PRL-owskiej cenzury. Druga połowa pracy w programie tej niezwykłej dziennikarki polegała na precyzji przebiegu tylko pozornie spontanicznej rozmowy, podczas której zabezpieczona była przewaga telewizyjnej gwiazdy nad odpytywanym delikwentem. Z tego powodu w Tele-Echu nigdy nie wystąpiłem, bo tych pisemnych odpowiedzi za żadne skarby nie mogłem nauczyć się na pamięć.

 

Dystans do otoczenia, rodzaj wyniosłości i anonimowość w sprawach pozazawodowych tylko mnożyły niepożądane plotki. A to o prowadzeniu baru w krakowskim „Feniksie” tuż po wojnie, niezapłaconych meblach ze Swarzędza, nocnych schadzkach z Cyrankiewiczem w karczmie wilanowskiej, rzekomych kłamstwach lustracyjnych i licznych romansach, o których bogu ducha winna gwiazda dowiadywała się ze szczerym zdumieniem.

 

Była autorką tylko jednej książki. Zatytułowała ją Teraz Ja 99 pytań do mistrzyni telewizyjnego wywiadu. Wydała ją w roku 1992, już po zakończeniu kariery. Próbowała się w ten sposób rozprawić  ze swymi licznymi adwersarzami i prześladowcami. Dla jej legendy lepiej, aby tej książki nie było.

 

Przeżyła 93 lata w samotności z wyboru, w coraz gorszych warunkach materialnych (podobno otrzymywała 900 zł emerytury), mając poczucie zawodowej krzywdy, licznych pretensji do niegdysiejszego otoczenia, ale nieodmiennie dumna, harda, osoba „z charakterem”. Do ostatnich lat dopadały ją przejawy zadawnionych zazdrości, złośliwości i niechęci. Przykładem tego są zestawy fotografii zamieszczane w Internecie, gdzie obok dawnych konterfektów urodziwej gwiazdy, straszą zdjęcia pomarszczonej staruchy, które Irena – gdyby mogła i zdążyła – spaliłaby w piecu, lub skonsumowała na stojąco, bez szkody dla swego odpornego organizmu.

 

Zmarła 5 listopada 2018 roku. Pogrzeb na cmentarzu w Laskach odbył się dopiero 14 stycznia 2019 roku bo podobno nie miał się kto tym zająć. To dlatego, że Irena Dziedzic lekceważyła tandetne celebryctwo, nieznośne kontakty i byle jakie honory. Ale za to do końca miała  immanentną potrzebę bycia sobą, zasługując na miano „osoby z charakterem”.

 

Każdy patrząc na to, co się teraz z nami i wokół nas dzieje, coraz bardziej ją rozumie.

                                                                            

                                                                                    Sławomir Pietras