Przegląd nowości

Nazywam się Goethe – korespondencja własna z Opery Rara

Opublikowano: czwartek, 15, luty 2024 18:27

Należąc do panteonu artystycznego dziedzictwa ludzkości, zyskałem nieśmiertelność. I jako taki 11 lutego zstąpiłem z wyżyn literackiego Olimpu, albowiem zaproszono mnie do Krakowa, gdzie bawiłem już za życia między 5 a 7 września 1790 roku. Festiwal Opera postanowił uczcić moją osobę akademią muzyczną złożoną z kompozycji zainspirowanych moimi poezjami, a urządzoną w Łaźni nowej, która nigdy łaźnią nie była, lecz szkolną manufakturą. Co prawda do Nocy Walpurgii pozostało jeszcze dwa i pół miesiąca (z 30 kwietnia na 1 maja), ale poświęcony jej mój poemat sinfonią i śpiewami oprawił i przyozdobił pan Felix Mendelssohn. 

 

Nazywam się Goethe 4

 

Miejscowy kappelmeister pan Jan Tomasz Adamus z uważnością i wyczuleniem udatnie egzekwował od muzyków i śpiewaków Capellae Cracoviensis dźwiękową szlachetność tej partytury (szczególnie pięknie grały naturalne rogi, poprzeczne flety, łoskot kotłów przyprawiał o dreszcz przestrachu, a kwintet smyczkowy ujmował natomiast delikatnością artykulacji). W odniesieniu do twórczości pana Mendelssohna używa się niekiedy pojęcia elfenmusik, choć w przypadku  opusu 60 należałoby mówić o teuffelmusik, gdyż chwilami brzmiało prawdziwą grozą.

 

Nazywam się Goethe 2

 

Kiedy indziej jednak uszy pieściły niskie kantyleny w wykonaniu pani Justyny Ołów w partii Starej Kobiety z Ludu, której towarzyszyli tenor Krzysztof Lachman jako Druid i Chrześcijański żołnierz oraz bas Jakub Borgiel w roli Kapłana druidów. Przed muzykami wystąpiła jasnowłosa dziewica (Olga Bury) i dwóch kruczoczarnych młodzieńców (Piotr Stanek i Omar Karabulut), aby dopełnił się ideał trójjedynej chorei, kiedy do słowa i muzyki dołącza taniec. Dziwne jednak, że nie wspinali się na puenty, zabrakło też trykotów, paczki u panny i saczków u kawalerów, na dodatek wykonujących niekiedy nieprzystojne ruchy biodrami. Wiele się zmieniło w sztuce baletu od mojej ostatniej bytności na ziemi.


Nie powiem, z czasem zaczęło mi się to podobać. Przy okazji mogłem stwierdzić, że moją wizję sekretnej ceremonii druidów w świętym gaju w noc Walpurgii zuchwale splagiatował tutejszy wierszopis Adam Mickiewicz, który ongiś przyjechał do Weimaru na moje 80 urodziny 17 sierpnia 1827 roku, a potem przez tydzień mnie nachodził. Wtedy nie wiedziałem, że dla niepoznaki przeniesie akcję mojego utworu o pół roku na noc z 31 października na 1 listopada i przedstawi jako słowiański obrzęd dziadów, zamieniając Kapłana druidów w Guślarza, przy czym prawie dosłownie przepisując ode mnie apostrofę: Puchacze, sowy, z nami w chór dziki.

 

Nazywam się Goethe 5

 

Zmienił tylko kolejność i dodał im do towarzystwa kruki. Z kolei jego krajan, organista pan Stanisław Moniuszko dopisał do tego muzykę. Nie muszę chyba dodawać, że nie może się równać z panem Mendelssohnem, mimo że podobno studiował u nas w Niemczech, u berlińskich mistrzów, tak że nawet w ich ojczyźnie powrócono do naszych pierwowzorów. Po przeznaczonym na smyczki Marzeniu miłosnym Maxa Regera, w zgodzie z porą roku wróciliśmy w Góry Harzu za sprawą pana Johannesa Brahmsa i jego Rapsodii na alt, chór męski i orkiestrę op. 53.

 

Nazywam się Goethe 1

 

Radość mojemu sercu sprawił powrót pani Justyny Ołów, której głos o ciemnej barwie przyniósł ukojenie duszy po wcześniejszych ekscesach Nocy Walpurgii. W ten sposób utwierdzono słuchaczy w poczuciu klasycznego piękna muzyki, co skłoniło przed laty wiedeńskiego krytyka do napisania manifestu pochwalnego dla jej absolutnego rodzaju. Wspomniane widowisko (scen. Mateusz Mioduszewski, kost. Karina Mińkowska-Pado, chor. Piotr Stanek i Olga Bury dostarczyło mi wiele satysfakcji, a zwłaszcza reakcja publiczności, której owacjami dzieliłem z artystami, którzy w pełni na nie zasłużyli.

                                                                               Johann Wolfgang von Goethe

                                                                               tłum. Lesław Czapliński