Przegląd nowości

Niepotrzebna ballada o Jaruzelskim

Opublikowano: poniedziałek, 24, grudzień 2018 08:56

Spektakl Generał Krzysztofa Jakubowskiego miał swą premierę przed kilku laty w teatrze IMKA, przeszedł bez echa i to byłoby na tyle. Aż tu w ubiegły poniedziałek w I programie TV w wieczornym paśmie optymalnej oglądalności ukazała się telewizyjna adaptacja tego przedstawienia, jakby nikt nie zauważył, że utwór jest kiepski, koncept wydumany, dramaturgia mierna, a pomysł na przedstawienie osoby Generała ahistoryczny i nieprzekonywujący.

 

Kreowanie Wojciecha Jaruzelskiego – zwłaszcza w sensie negatywnym – na postać z tragedii antycznej jest przedwczesne, ryzykowne, a przede wszystkim nieuprawnione. Tragedia stanu wojennego zamknęła się liczbą około 40 ofiar i 10 tysięcy internowanych, co trudno zestawić z hekatombą wielu współczesnych ludzkich nieszczęść. Sztuczność konceptu przedstawiania negatywnego bohatera Grudnia 81, oblężonego w swym domu po klęsce w gronie rodziny i wspólników zasiadających do libacji, ogranicza narrację i dramaturgię zdarzeń.

 

Postać Barbary Jaruzelskiej zagrana przez Małgorzatę Maślankę nie ma nic wspólnego z autentyczną generałową. W czasie rozgrywania akcji była ona już osobą o wiele starszą, dystyngowaną, zachowującą się z umiarem i powściągliwością, a nie młodą, rozwydrzoną, a nawet nachalnie rozpasaną sekretarzową.

 

Również córka Monika zagrana przez Natalię Kalitę nawet nie nawiązuje do oryginału. Nie wiem czy była wegetarianką, mieszkała z kobietą (o tym aż dwukrotnie), i przyjaźniła się z Grzegorzem Przemykiem. Ale wszystko to można sprawdzić, bo właśnie została radną Warszawy, a taka konfrontacja mogła by dla autora spektaklu być kłopotliwa.

 

Najbliższe autentycznym postaciom są role Czesława i Floriana zagrane przez Janusza Chabiora i Roberta Wabicha. Poznajemy w nich Kiszczaka i Siwickiego, a więc „czarne charaktery” epoki Jaruzelskiego, nakreślone całą paletą negatywnych słów i gestów, nie mówiąc już o aparycjach.

 

Szkoda że autor w takiej sytuacji nie mógł znać komentarzy niegdysiejszej królowej polskiej sceny Ireny Eichlerówny, która swym kasandrycznym głosem wieszczyła: „Przecież my wtedy żyliśmy i wiemy jak było!”.


Nie żyła jeszcze wtedy reżyserka tego pandemonium Magdalena Popławska, natomiast żył już Marek Kalita, współreżyser i wykonawca roli tytułowej. Wziął na siebie trudne zadanie. Wcielić się w archetypiczną, powszechnie zapamiętaną i trudną do odtworzenia postać, zarówno w sposobie mówienia jak i specyficznej sylwetce, to zabieg wymagający nadzwyczajnych aktorskich i mentalnych kwalifikacji. Podołał, ale nie w pełni przekonał. 

 

Tworzenie sylwetek scenicznych znanych z historii zawiera szereg pułapek. Jeżeli są to bohaterowie lat dawnych, konstruowanie ich osobowości pozwala na dość szeroką dowolność, w oparciu wszakże o przekazy kronikarskie, literackie, pamiętnikarskie, ikonograficzne, wreszcie niepisaną, ale zakodowaną w narodzie tradycję. Tak postąpiono z Kazimierzem Wielkim w serialu Korona królów, gdzie ostatniego Piasta gra kolejno dwóch wykonawców, a ja – przy wielu mankamentach tej produkcji – oczu od ekranu oderwać nie mogę.

 

Tak więc spektakl o generale Wojciechu Jaruzelskim jest na poły powierzchowną, na poły ambitną próbą podsumowania politycznej klęski tego nieszczęsnego przywódcy. Próbą nieudaną, bo podjętą – z powodów historycznych – za wcześnie, z powodów emocjonalnych – zbyt tandetnie, a z powodów poznawczych wręcz nieudolnie, jako że o tej postaci wiemy o wiele więcej, niż opowiedział nam autor. Poza tym nie ze wszystkim, co prezentuje spektakl – włącznie z zawartym w nim przesłaniem – można się zgodzić.

 

Tak więc amatorom przyszłej publicystyki teatralnej na temat niedawnych lub aktualnych polityków sugerowałbym umiar, dystans i pogłębioną refleksję. Natomiast realizatorom i  wykonawcom radziłbym rezygnację z deformacji, karykatury i ośmieszania postaci, które żyją, lub jeszcze niedawno żyły.

 

Gdyby autor omawianego wydarzenia Krzysztof Jakubowski posiadał talent do rymowania, niechby stworzył – jeśli nie mógłby inaczej – próbę poematu poetyckiego o Generale. Tymczasem powstała prozaiczna, niepotrzebna ballada o Wojciechu Jaruzelskim, którą nie wiadomo po co, państwowa telewizja umieściła na antenie.

                                                                             Sławomir Pietras