Przegląd nowości

Don Dezyderio, Joanna Woś i Pola Bukietyńska

Opublikowano: poniedziałek, 12, listopad 2018 07:42

Mało kto zauważa, że w barwnej palecie polskich kompozytorów jest sporo arystokratów. Antoni Radziwiłł – pierwszy twórca muzyki do Fausta Goethego, Laura Potocka z pieśniami o Władysławie Łokietku, Kazimierz Lubomirski – twórca licznych utworów wokalnych (O gwiazdeczko), Władysław Lubomirski – autor poematów symfonicznych i operetki Die Liebe Kuschwild, Michał Kleofas Ogiński – ten, co skomponował słynne Pożegnanie Ojczyzny, czy – już w naszych czasach – Zygmunt Mycielski ze swymi symfoniami, baletami, licznymi pieśniami i muzyką kameralną.

 

Wśród nich szczególne miejsce zajmuje twórczość  księcia Józefa Michała Ksawerego Poniatowskiego, w prostej linii wnuka brata ostatniego króla Polski. Żył w tych samych czasach co Stanisław Moniuszko, ale poza Ojczyzną. We Włoszech i Francji zetknął się z twórczością mistrzów włoskiego bel canta. Toteż jego kilkanaście oper nosi cechy tego stylu i – jak się okazało – mogą być porównywalne z Rossinim, Bellinim i Donizettim.

 

Po stuleciu całkowitego zapomnienia tego utalentowanego i świetnie wykształconego księcia- kompozytora, wpadła na jego ślad nasza wybitna koloratura Joanna Woś. Zamiast robić światową karierę, ciągle wiernie towarzyszy pogrążonemu w kryzysie Teatrowi Wielkiemu w Łodzi, szukając dla siebie repertuaru. Stąd najpierw krakowskie koncertowe wykonanie Don Desiderio, a teraz premiera sceniczna tego dzieła w Operze Śląskiej.

 

Teatr ten podąża od sukcesu do sukcesu mimo, że reżyserów dobiera niezbyt trafnie i szczęśliwie. Tym razem Ewelina Pietrowiak rozpoczęła spektakl katastrofą przedwojennego automobilu mimo, że w oryginale jest mowa o powozie. Ale widocznie o tym zapomniała, bo dalej akcja tej komicznej opery toczy się w czasach, kiedy samochodów jeszcze nie było.

 

Jej przezabawne perypetie aranżują na szczęście sami wykonawcy, że wymienię wspaniałego w roli tytułowej Stanisłava Kuflyuka, tenorowe objawienie Sławomira Naborczyka w roli Federica, jak zawsze niezawodnego Bogdana Kurowskiego (Matteo), Iwonę Noszczyk (świetną postaciowo i wokalnie Placidą) oraz Juliusza Ursyn-Niemcewicza (Riccardo).


Szymonem Komasą (Don Curzio) zajmę się przy innej okazji z powodów, o których wiem, a On powinien się domyślać. Osobnym podziwem, uznaniem i zachwytem pragnę obdarzyć Joannę Woś w roli (Angioliny) za brawurę wokalną, piękno głosu, kunszt interpretacyjny i uwodzicielską postać.

 

Spektaklem który relacjonuję (29 października w Katowicach) dyrygował Jakub Konz. Powinien to robić dyr. Bassem Akiki, bo do stylu bel canto niebiosa dały mu predylekcję wprost nadzwyczajną.

 

Dwie rzeczy podczas tego spektaklu wywarły na mnie niekorzystne wrażenie: ponura scenografia i reakcja katowickiej publiczności, niemrawa po popisowych ariach, nieco żywsza w finale. Od dzieciństwa rodzice zabierali mnie na poniedziałkowe lub wtorkowe katowickie spektakle operowe w zależności od zdobytych biletów, o co nie było łatwo. Zawsze jednak oklaskiwaniem ulubionych wykonawców nie było końca. Jedną z nich była Pola Bukietyńska, której postać i karierę Opera Śląska postanowiła przypomnieć w niedzielę 18 listopada o godz. 16:00 w sali im. Adama Didura.

 

Zostałem poproszony do poprowadzenia tego spotkania, podczas którego repertuar tak niegdyś lubianej śpiewaczki, zaprezentuje młody sopran Karolina Wieczorek, uosobienie wielu cech niegdysiejszej śląskiej gwiazdy. Przygotowująca to wydarzenie red. Magdalena Nowacka-Goik znalazła gdzieś cytat z mojej wypowiedzi, który przytaczam w całości: „Pola Bukietyńska, sopran o głosie anioła i urodzie godnej swego imienia i nazwiska. Całą karierę związała ze Śląskiem, zdobywając serca górników, hutników i … moje, wówczas kilkunastoletniego ucznia. Asystowałem na wszystkich spektaklach Czarodziejskiego fletu, Manon, Cyganerii, Fausta Wesela Figara. Adorowałem artystkę we śnie i na jawie nie wiedząc, że jest o kilka lat starsza od … mojej matki. Kiedy się to okazało, można już było chybione afekty zamienić na wieloletnią przyjaźń”.

 

Przyjdźcie lub przyjedźcie – kto może – na ten benefis do Opery Śląskiej, która – jak nikt inny – pamięta o swych niegdysiejszych gwiazdach, a więc o swej wspaniałej przeszłości.

 

                                                                                   Sławomir Pietras