Przegląd nowości

Tak wiele robią, bo nie muszą !

Opublikowano: poniedziałek, 10, wrzesień 2018 07:02

W dziedzinie kultury od lat zjawisko to obserwuję z niekłamaną satysfakcją. Oto przykłady: Prezesi Andrzeje Bartkowski i Hulewicz 10 kilometrow od śródmieścia stolicy w swoim Ożarowie, przy mądrej symbiozie z tamtejszymi władzami i tłumnej asystencji mieszkańców, organizują wspaniałe wieczory artystyczne w swoim Mazurkasie, na których – tylko ostatnio – gościli Krzysztof Penderecki i Krzysztof Zanussi, a przed kilkoma dniami odbył się wspaniały koncert muzyki polskiej, czcząc w ten sposób 100- lecie odzyskania niepodległości. Grała orkiestra kameralna Filharmonii Narodowej – wybornie, pod batutą Zbigniewa Gracy – z maestrią i precyzją w utworach Chopina, Paderewskiego i Karłowicza. Koncert e- moll wykonał Krzysztof Książek, pianista utalentowany, ale wymagający lepszej promocji. To samo dotyczy Małgorzaty Pawłowskiej, dyplomantki w klasie prof. Ryszarda Cieśli, śpiewającej w ramach Sceny Talentów arię z Parii i Halki Moniuszki, przy akompaniamencie pianisty i kompozytora Ryszarda Alzina. Ten młody i przystojny talent otrzymał obecnie szansę na mistrzowskie studia zagraniczne z kolejnymi semestrami w Tallinie, Sztokholmie, Lyonie i Hamburgu.

 

Po jego występie Irena Bartkowska prowadząca Scenę Talentów nawoływała z estrady o finansowe wsparcie przyszłego następcy Paderewskiego, który poza fortepianowym wirtuozostwem i kompozytorską inwencją jest goły jak święty turecki i nie ma nawet na bilety samolotowe do Szwecji, Francji i Niemiec. Kto chciałby – jak niegdyś Modrzejewska Paderewskiemu – otworzyć drzwi do światowej kariery, niechże skontaktuje się z pp. Bartkowskimi w Mazurkasie i dołączy do tych, którzy robią tak wiele, bo nie muszą.

 

Prezes Paweł Skrzywanek kierując  Uzdrowiskami w Szczawnie i Jedlinie-Zdroju nie musi zajmować się życiem kulturalnym swoich pensjonariuszy, dbając głównie o poziom ich leczenia, standard pobytu i dobre wyżywienie. Jednak dla uzdrowiskowej rekreacji organizuje cykliczne wieczory muzyczne, prezentujące sylwetki tak wielkich artystów jak Jan Kiepura, Ada Sari i Wanda Wermińska, wspominając postacie formatu Stefanii Woytowicz, Bogdana Paprockiego, Andrzeja Hiolskiego, czy Wandy Wiłkomirskiej, a wreszcie goszczącego charyzmatycznego Wiesława Ochmana, z okazji nadania mu honorowego obywatelstwa Szczawna- Zdroju, który wkrótce z własnej inicjatywy wystąpi, aby wesprzeć remont Uzdrowiska po pożarze.


Unikalnym wydarzeniem teatralnym na terenie zarządzanym przez Pawła Skrzywanka jest coroczny Festiwal Krystyny Jandy, przenoszący w okolice Wałbrzycha najlepsze spektakle warszawskiej „Polonii” i „Och teatru” z mnóstwem spotkań, wieczorów dyskusyjnych i towarzyskich, przy udziale najwybitniejszych postaci polskiego teatru. Miło jest leczyć swoje przypadłości w atmosferze wydarzeń artystycznych, tworzonych z pasją i determinacją przez ludzi, którzy wcale tego nie muszą.

 

Taki stosunek do swej sztuki przejawia również młody zagłębiowski organista Michał Fiuk, który ukończywszy równocześnie Wydział Elektroniczny Politechniki Gliwickiej, posiada energię mogącą zasilić kościelne organy w całej diecezji sosnowieckiej. Z równie aktywnym i przedsiębiorczym organistą, dyrygentem i kompozytorem Romanem Hylą prowadzą już czwartą edycję Zagłębiowskiego Festiwalu Organowego, obecnego w kilkunastu świątyniach regionu i umuzykalniających moich rozmodlonych krajan w kościołach Będzina, Sosnowca, Dąbrowy Górniczej, Zawiercia, Wojkowic, Chechła, Łaz, Sławkowa i Bolesławia. Michał Fiuk i Roman Hyla wcale tego robić nie muszą, więc pewnie dlatego czynią tego aż tak wiele. 

 

Mój górny sąsiad z felietonowej strony Henryk Martenka jest nie tylko – o czym wiedzą wszyscy – wspaniałym publicystą, ale również autorem trzytomowego dzieła Wielki akord, w którym w mistrzowski sposób pomieścił dzieje zmagań o poziom, prestiż i światową pozycję Międzynarodowych Konkursów Pianistycznych im. Ignacego Jana Paderewskiego w Bydgoszczy, których – o czym wiedzą nie wszyscy – był dyrektorem w latach 1985-2008.

 

Książka napisana została świetną polszczyzną, co oczywiste. Zawiera nieprzebraną rejestrację zdarzeń, podróży artystycznych i impresaryjnych, spotkań z  wybitnymi artystami, perypetii organizacyjnych i ciekawych przeżyć osobistych. Czytając mam wrażenie, że tamte lata w życiu Martenki były jeszcze istotniejsze i intensywniejsze od jego obecnych felietonowych zmagań, które tak cenimy i podziwiamy.

 

A dzieje się tak dlatego, że wszystko czego Henryk Martenka dokonał i dokonuje w życiu publicznym nieodmiennie odbywa się pod hasłem „Tak wiele robi, bo nie musi!”.

                                                                 

                                                                                      Sławomir Pietras