Przegląd nowości

Już po raz setny…

Opublikowano: poniedziałek, 20, sierpień 2018 07:35

Często tak bywa, że szczególnie częste koncepty rodzą się niespodziewanie, nagle i zaskakująco dla swych pomysłodawców. Przed dziewięciu laty powróciła z Londynu do Łodzi Marzenna Jezierzańska, która przez blisko trzydzieści lat prowadziła cenioną w Wielkiej Brytanii pracownię renowacji arrasów i innych tkanin antycznych. Tak bardzo cenioną, że jej częstym klientem był Pałac Buckingham.

 

Prezes Mirosław Kuliś, właściciel tygodnika „Angora” zapytał Marzennę, czy nie zajęła by się kierowaniem Regionalną Agencją Turystyki Grand Tour w Łodzi, do czego posiada stosowne wykształcenie (prawo), wiedzę i rozeznanie w całej Europie oraz posługiwanie się językiem angielskim tak, jak czynią to Brytyjczycy w samym centrum Londynu.

 

Natomiast Kazimierz Kowalski podpowiedział, że szczególną atrakcję powinny stanowić podróże operowe do najlepszych teatrów operowych świata. Ale sam nie podjął się ich programowania sugerując, że należałoby do tego namówić mnie z powodów, których przez wrodzoną skromność wymieniać nie będę.

 

Wspominam o tym pod wrażeniem niezbyt zręcznie zawoalowanych sugestii Cezarego Łasiczki w rozmowie ze mną na antenie TOK FM-u przed kilkoma dniami, że powinniśmy zamiast pielęgnować wzajemne urazy, wszystko wybaczać, ściskać się na znak zgody i wpadać sobie w objęcia. Czynię to z ochotą w ramionach Kazia Kowalskiego, któremu nie zapominamy, że jest praojcem sukcesu Mirosława Kulisia, Marzenny Jezierzańskiej i mojej skromnej osoby, jako autora koncepcji, wyboru teatrów i spektakli, a przede wszystkim różnorakich komentarzy, informacji i dyskusji o oglądanych przedstawieniach, nierzadko z udziałem ich realizatorów i występujących tam gwiazd.

 

Nie sposób w jednym felietonie opisać te 100 podróży, ponad 100 oglądanych wieczorów operowych, operetkowych i baletowych w kilkudziesięciu teatrach, jako że do niektórych wracaliśmy parokrotnie (Mediolan, Nowy Jork, Berlin, Londyn, Wiedeń, Masada, Barcelona, Rzym, Petersburg).

 

Ani chybi powrócę do tego tematu w kolejnej publikacji książkowej z cyklu Adio del passato.Po Felietonach operowych, Wejściu dla artystów, Felietonach baletowych Felietonach dla lekarzy będzie to tom zatytułowany Operowy Grand Tour. Pomieszczę w nim pisane na gorąco teksty z niegdysiejszych wyjazdów, bogaty materiał fotograficzny autorstwa przede wszystkim dr Bożeny Wrzos-Napierałowej i Ewy Lang-Piotrowskiej, obu pań uczestniczących aktywnie w wielu naszych podróżach oraz szersze refleksje, wspomnienia i anegdoty dotyczące różnorakich więzi, zawiązanych przyjaźni i wzajemnych sympatii pod wspólnym mianownikiem operowych namiętności.


Grupy melomanów liczą zwykle około 20 osób, ale przez te 100 wyjazdów wzięło w nich udział blisko 700 osób. Czy jest to duża liczba? Zważywszy ekskluzywność przedsięwzięcia, przeloty samolotami, luksusowe hotele, zwiedzanie, plażowanie (tam, gdzie to możliwe), wycieczki po okolicy, obiady, kolacje, wieczory towarzyskie z tematyką operową i związane z tym wszystkim koszty, nie jest to ilość oszałamiająca.

 

Jej zwiększaniu towarzyszy zawsze dbałość o jakość przebiegu podróży i elegancję prezentowania się na widowni. Z dumą postrzegam, że jesteśmy zwykle najlepiej ubraną częścią publiczności. Dorównali nam w tym względzie tylko Argentyńczycy w Teatro Colón w Buenos Aires. No, może poza kreacjami i szykiem pani dr Wery Skalski-Kisiel z Białegostoku, dr Barbary Dziewulskiej z Warszawy, mec. Marleny Kozłowskiej z Łodzi oraz szeregu innych dam, które wolą pozostać anonimowe.

 

Setną wyprawą Grand Touru okazał się Festiwal Operowy we włoskiej Maceracie. Na arenie Feristero obejrzeliśmy oburzający koncepcyjnie i reżysersko Czarodziejski flet, ale dzień później uroczy, zabawny, świetny grany i śpiewany na zainscenizowanej plaży Napój miłosny.

 

Dyrekcja Grand Touru wydała stosownie wytworny i kosztowny bankiet jubileuszowy w Royal Hotel na Lido di Fermo. Następnego dnia udaliśmy się do pobliskiego Loreto, aby przed domkiem Matki Boskiej, przeniesionym tu przez aniołów z Nazaretu, prosić Madonnę o przychylność i opiekę nad Grand Tourem i naszymi podróżami (dotyczyło to tylko praktykujących katolików). Natomiast bezbożnicy w nieskończoność moczyli swe grzeszne ciała w ciepłej, słonej i czystej wodzie Adriatyku, czym w końcu skusili również tych bardziej pobożnych.

 

Tak wiec w zgodzie i jedności – jak chce tego red Cezary Łasiczka – spędziliśmy setną operową eskapadę łódzkiego Grand Touru. W najbliższym czasie przed nami Taormina (Cyrulik sewilski), Barcelona (Purytanie), Dubaj (Jezioro łabędzie), Nicea (Faust) i Wiedeń (jak co roku koncert noworoczny).

                                                                    Sławomir Pietras