Przegląd nowości

Refleksje Zygmunta Mycielskiego

Opublikowano: poniedziałek, 28, maj 2018 07:26

Nie doczekał wolnej Polski. Zmarł w 80-roku życia, po blisko 20-letnim wykreśleniu z życia publicznego, za postawę bezkompromisową, odwagę podpisywania protestów i wypowiadania się w kluczowych sprawach ówczesnej polityki, zwłaszcza sowieckiej dominacji. W czasach moich lat szkolnych i studenckich redagował „Ruch Muzyczny”, który pilnie czytałem. Jak się później okazało, dobrze przygotowało mnie to do uprawiania publicystyki i kierowania teatrami operowymi.

 

Pozostawił wcale pokaźną twórczość kompozytorską, dawniej zakazaną, teraz lekkomyślnie zapomnianą. Był arystokratą zarówno z pochodzenia, jak i ducha. Całe życie otaczały go postacie niezwykłe, twórcze, z wieloma był zaprzyjaźniony. Przed wojną w Paryżu założył Stowarzyszenie Młodych Muzyków. W kampanii wrześniowej uczestniczył z bronią w ręku, dostał się do niewoli, a następnie na kilka lat do obozu jenieckiego. Po wojnie wrócił do Polski, organizował życie muzyczne, komponował, działał w opozycji, często klepał biedę. Postać piękna, szlachetna, godna przypomnienia. Chciałbym, aby następne pokolenia również mogły ją podziwiać.

 

Przeszło 30 lat po śmierci Zygmunta Mycielskiego otwieram jego „Niby-dziennik” wydany przed 20-laty przez Iskry, do dziś wywołujący dogłębne refleksje, ponadczasowość zawartych tam myśli, ciągle aktualnych, choć spisanych w latach 1969-1981. Oto niektóre z nich, wyjęte z tej pasjonującej lektury:

 

„… Pisze się dlatego, żeby powiedzieć to, czego się nie mówi… Jakim cudem Rosjanie wydają wielkich pisarzy (w każdym razie od 150 lat) a my tak mało mamy wielkich prozaików, powiem nawet, że ich nie mamy. Czy jesteśmy od Rosjan bardziej leniwi umysłowo? …Rosja jest dużą operą, Polska zbyt często operetką. (1970)”.

 

„… W pewnych momentach (historycznych) ludzie do tego zupełnie nieprzygotowani zdobywają władzę siłą i potem ją utrzymują terrorystycznymi metodami, pożerając się między sobą… Przyjąłem podsunięty mi przez Kapistów pogląd, że Matejko był bardzo złym malarzem; przez entuzjastów Szymanowskiego – pogardliwy stosunek do Moniuszki; przez postępowych pisarzy – lekceważący stosunek do Sienkiewicza. Nigdy natomiast nie uwierzyłem, że Beethoven był złym kompozytorem, czy Mickiewicz złym poetą. (1971)”.


„… Kompleksy, to dobre dla kucharek. Artysta ma być pewny siebie. Bez tego jego imaginacja schodzi na psy… Prawda jest rzeczą straszną. Ma być dla każdego taka, jaką kto wytrzyma, jaką kto zniesie, jaką kto unieść potrafi… Cechą uczucia jest ekskluzywność, bardziej ekskluzywność niż zazdrość, prawie zawsze chwilowa… Należy pisać o tym, o czym się coś wie. A nie – choćby i najmądrzej, czy najpiękniej – o tym, że się nic nie wie, czym jest, albo jakim powinien być przedmiot o którym piszę… Człowiek, który wie coraz więcej, nie jest coraz mądrzejszy” (1972)”.

 

„… Nieprawdą jest, że umierając wie się więcej. Wie się dużo mniej. Ten próg niczego nie odsłania… Człowiek staje się bezużyteczną szmatą, gdy sprawy tego świata przestają go interesować… Wszyscy którzy patrzą z góry na dzieje lewicowych rzeczników zgniłego liberalizmu zachodniego, głoszą od półtora wieku upadek tego Zachodu. Znaczenie Europy dyktującej światu swój porządek istotnie się skończyło, ale ten świat zachodni od Elby po Atlantyk istnieje nadal pod parasolem amerykańskim, której to Ameryki w swej głupocie nienawidzi. (1973)”.

 

„… Naturom od dzieciństwa i od młodości namiętnym grozi na starość lubieżność. Stary i lubieżny zawsze zdawał mi się kimś obrzydliwym. Należy się starać, żeby nie być starym, obrzydliwym lubieżnikiem… Wielcy zdobywcy byli zawsze. Wiara w Hitlera trwała piętnaście lat. Wiara w Lenina i Stalina pęka na moich oczach. Po sześćdziesięciu latach trzyma się tylko dzięki biurokratycznemu aparatowi Rosji. (1978)”.

 

„… Pod koniec tego wieku pytanie jak rządzić (ludźmi!) stoi na nowym, urągającym wszelkim prawidłom boskim i ludzkim rozdrożu… Pomimo historycznego nieuctwa, nad którym biada tu każde pokolenie, nie znam innego, bardziej historycznego narodu niż Polacy… Jak szybko zapomina się o przeszłości na Zachodzie! W 1972 roku nikt tam już nie pamiętał o wojnie 1914-1918, po pogrzebie Focha o Fochu, po pogrzebie de Gaulle’a o de Gaulle’u. Anglicy bezboleśnie stracili swoje imperium. My tu, o Polsce jagiellońskiej, o rozbiorach, powstaniach, Piłsudskim, o okupacji i Powstaniu Warszawskim pamiętamy ciągle – teraz stawiamy krzyż po poległych w 1970 roku robotnikach i jest to ważniejszą sprawą niż stojące fabryki, brak kartofli i miliardy dolarowych długów. (1980)”.

                                                                          Sławomir Pietras