Przegląd nowości

Wrocław-Łódź-Sanok – trzy koncerty

Opublikowano: poniedziałek, 09, październik 2017 07:07

Do Wrocławia pojechałem, aby w ramach Festiwalu Wratislavia Cantans zobaczyć co reżyser Paweł Passini może jeszcze uczynić z moniuszkowskiej kantaty Widma do tekstu mickiewiczowskiej II części Dziadów po tym jak przed dwoma laty najpierw pokiereszował, a potem przyrządził trującą marmoladę z Halki w Poznaniu.

Nie zawiodłem się. Przy interesującej interpretacji muzycznej i poprawnym wykonaniu pod dyrekcją Andrzeja Kosendiaka (soliści m.in. Jarosław Bręk, Aleksandra Kubas-Kruk, oraz aktor Mariusz Bieniaszewski), Passini po swojemu poszalał. Grała Wrocławska Orkiestra Barokowa, śpiewał (świetnie) Chór Narodowego Forum Muzyki przygotowany przez Agnieszkę Franków-Żelazny, a na estradzie przetaczały się tabuny szczudlarzy, studentów wrocławskiej filii krakowskiej Szkoły Teatralnej w rolach jeszcze żywych nieboszczyków, oraz grupa tancerek, a wśród nich cały czas cierpiąca na proscenium z zakurzonym gołym biustem na wierzchu studiująca dzierlatka, którą miałem ochotę zapytać – bo siedziałem w III rzędzie – czy matka wie, co ona publicznie wyprawia z polecenia pana Passiniego.

Nie będę tego wszystkiego opisywał. Powiem tylko, że za bilet zapłaciłem aż 150 zł., a to pandemonium trwało bez przerwy tylko trochę ponad godzinę. Wszystko to było nagrywane kilkoma kamerami, aby pokazać później w telewizji. W imieniu zwolenników dziedzictwa narodowego oraz czcicieli Moniuszki i Mickiewicza proszę o nie włączanie odbiorników!

Do Łodzi pojechałem na otwarcie sezonu w tamtejszej Filharmonii. Jej nowym dyrektorem artystycznym został Paweł Przytocki, dyrygent wybitny, z dużym dorobkiem repertuarowym i ciągle młodzieńczą sylwetką, gdy dyryguje z bujną, fantazyjnie unoszącą się czupryną.

Przytocki po latach wrócił do Łodzi na swe stanowisko i zainaugurował drugą kadencję brawurową interpretacją IX Symfonii Beethovena. Orkiestra zagrała wybornie, a wśród solistów szczytową formę wokalną zaprezentowała Iwona Hossa, ładną barwę mezzosopranu – Olga Maroszek, resztki głosu tenorowego – Tomasz Zagórski, a bas Robert Gierlach nie wiem jak śpiewał, bo na estradę wniósł plastikową butelkę wody mineralnej, na którą w napięciu patrzyłem, kiedy i ile razy się z niej napije.


Następnym etapem takich ekstrawagancji mógłby być katering konsumujących solistów w oczekiwaniu na zakończenie partii chóralnych. Nota bene Chór Filharmonii Łódzkiej kierowany przez Dawida Bera swym poziomem artystycznym może się mierzyć jedynie z białostockim zespołem Violetty Bieleckiej, a to największy komplement na jaki mnie stać w tej chwili.

Jak zawsze elegancka i kompetentna łódzka publiczność stawiła się tłumnie i strojnie w pięknej siedzibie swej Filharmonii, a jej dyrektor naczelny Tomasz Bęben może być dumny z pozyskania do współpracy artysty tej miary, co Paweł Przytocki.

Do Sanoka pojechałem na Festiwal im. Adama Didura. Jeżdżę tam od ćwierćwiecza dla admiracji naszego wielkiego śpiewaka, dla formuły i muzycznej atrakcyjności tego artystycznego ewenementu na rubieżach Rzeczpospolitej, dla managerskich dokonań dyr. Waldemara Szybiaka, który już od dawna mógłby i powinien kierować którąś z poważnych filharmonii lub scen operowych, ale on tego nie chce. Jeżdżę tam również, aby od właścicielki dworku w Sękowej Woli pani Ewy Wojtowicz otrzymać koszyk rydzów z lasu, w którym ponad sto lat temu zbierał je młody Adam Didur.

Po inauguracyjnej bytomskiej Mocy przeznaczenia (w operze tej w partii Gwardiana debiutował we Włoszech patron festiwalu), filharmonicy lwowscy przywieźli Wieczór Piotra Czajkowskiego, dyrygowany przez Jurija Bierwienieckiego. Wśród mniej znanych fragmentów operowych twórcy Eugeniusza Oniegina znalazł się duet z niegrywanej opery Undina, który okazał się adagiem z II aktu Jeziora łabędziego (tańczonym przez Odettę i Zygfryda), tylko że tu śpiewanym przez sopran i tenora.

Rewelację tego koncertu stanowił się młody pianista Serhij Hryhorenko, który Koncert fortepianowy b-moll odegrał na poziomie najlepszych tradycji wykonawczych i sprawnością techniczną wirtuoza najwyższej klasy.

Wśród licznych atrakcji XXVII już Festiwalu Didurowskiego ominął mnie koncert Joanny Woś i Małgorzaty Walewskiej z bogatym repertuarem operowym na sopran koloraturowy i głos mezzosopranowy. W jak zwykle pięknie wydanym folderze dyr. Szybiak Wieczór ten zatytułował Primadonny, bo to święta prawda…

Szkoda, że musiałem wcześniej wyjechać.

                                                                             Sławomir Pietras