Przegląd nowości

John Adams z wizytą w Opéra national de Lyon

Opublikowano: czwartek, 20, luty 2020 21:13

W 1944 roku Los Angeles zostało dotknięte kataklizmem trzęsienia ziemi, który oprócz spowodowania śmierci wielu osób i dokonania ogromnych zniszczeń doprowadził też do gigantycznej awarii systemu elektrycznego zasilania. Cały region pogrążył się w ciemnościach, co dla wielu mieszkańców stało się niespodziewanie okazją - dla niektórych pierwszą w ich życiu - do oglądania rozgwieżdżonego nieba, w czym nareszcie nie przeszkadzało intensywne oświetlenie miejskie.

 

I was looking Lyon 1

 

To właśnie ta szczególna sytuacja zainspirowała amerykańskiego kompozytora współczesnego Johna Adamsa (ur. 1947), czołowego przedstawiciela minimalizmu, do napisania opery zatytułowanej I was looking at the ceiling and then I saw the sky(Patrzyłem na sufit i wówczas zobaczyłem niebo), której prapremiera z inscenizacją Petera Sellearsa miała miejsce w 1995 roku w Berkeley. Autorka libretta June Jordan, poetka, eseistka, nauczycielka oraz aktywistka w jednej osobie, wpisała je w kontekst skomplikowanej sytuacji politycznej Stanów Zjednoczonych lat dziewięćdziesiątych, których społeczeństwo zdradzało dyskryminacyjne, rasistowskie i konserwatywne postawy.


Jak zresztą widać ćwierć wieku później sytuacja ta nie uległa poprawie, a polityka podsycająca nienawiść, wykluczenie i nacjonalizm rozlewa się również na inne rejony i - także bliższe nam - kraje świata. W swoim tekście June Jordan porusza takie wątki jak niemoralne działania niektórych skorumpowanych przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości, policyjna przemoc, seksualność, religia, negatywna rola mediów w propagowaniu agresji i uprzedzeń. Należy przy tym zauważyć, iż ważkość eksponowanych tematów nie wyklucza bynajmniej pojawiania się w rzeczonym dziele delikatnych akcentów humorystycznych.

 

I was looking Lyon 2

 

Generalnie rzecz ujmując wymienione kwestie są eksplorowane za pośrednictwem intymnych relacji zachodzących pomiędzy siódemką protagonistów, których psychologiczne portrety mają odzwierciedlać przekrój amerykańskiego społeczeństwa. Szkopuł tkwi jednak w tym, że z perspektywy współczesnego widza sposób ukazania owych postaci wydaje się już być zbyt powierzchowny i schematyczny, co z kolei stawia mierzącemu się dzisiaj z operą Adamsa reżyserowi dość trudne zadania.

 

I was looking Lyon 3

 

Warto też się dokładniej przyjrzeć warstwie muzycznej omawianej pozycji, tak bardzo odbiegającej od stylu, do jakiego amerykański kompozytor przyzwyczaił nas w swoich innych, obecnych już na stałe w repertuarze dziełach (przede wszystkim Nixon in China oraz The Death of Klinghoffer). Otóż trudno ją automatycznie zaliczyć do gatunku operowego, gdyż mamy tu do czynienia z osobliwą mieszanką - złożoną z dwudziestu trzech „numerów” - musicalu z „song playem”, w której Adams przeplata tak różne style muzyki popularnej jak rytmy latynoskie, blues, soul, jazz, rock czy funk.


I tylko na początku i na końcu tej kompozycji, oraz głównie w parodystycznym i wręcz obscenicznym trio kobiecym „Bad Boys” czy bluesie „Sweet Majority Population of the World”, odnajdujemy nawiązania do wspomnianego minimalizmu. Delikatnej misji przygotowania inscenizacji tego osobliwego dzieła dla Opery Lyońskiej (tym razem pokazanej na scenie Théâtre de la Croix-Rousse) podjął się rumuński reżyser Eugen Jebelenau, któremu teatr traktujący o problemach społecznych i politycznych, a także poruszający zagadnienia tożsamości i wolności jednostki, jest szczególnie bliski.

 

I was looking Lyon 4

 

Ustawiona przezeń gra aktorska siódemki solistów doskonale charakteryzuje każdą z postaci (czarnoskóry pastor, opryszek zbiegły z aresztu podczas trzęsienia ziemi, młody homoseksualista pochodzenia azjatyckiego, który podkochuje się w policjancie-homofobie, emigrantka z Salwadoru, adwokatka, arogancka dziennikarka). Wszystkie role zostały powierzone młodym wykonawcom, których wokalne i sceniczne kompetencje wzbudzają szczery podziw. I tak drobnym ulicznym rzezimieszkiem Devainem jest Alban Zachary Legos, interesujący już w swojej pierwszej arii „I got sunlight”.

 

I was looking Lyon 5

 

Aaron O’Hare wciela się w prześladującego go policjanta Mike’a, który pozostaje w bliskim związku z Tiffany, ucieleśnianą przez Louise Kuyvenhoven. Z kolei podkochującym się w policjancie - wypierającym ze świadomości swe homoseksualne ciągoty - gayem jest Biao Li, meksykańską imigrantką Consuelo - Clémence Poussin, zaś pełną temperamentu i dysponującą wrażliwie brzmiącym sopranem Leilą - ciemnoskóra i porywająca brawurowym aktorstwem Axelle Fanyo.


Tej zgranej i prezentującej wyrównany poziom obsadzie wokalnej towarzyszy złożony z ośmiu instrumentalistów zespół muzyczny, sprawnie i precyzyjnie prowadzony przez francuskiego dyrygenta Vincenta Renauda. Eugen Jebelenau rozgrywa akcję na dwóch poziomach jednorodnej scenografii, złożonej z wielkiego, podzielonego na parę „przegródek” prostokąta. Na poziomie niższym są rozmieszczeni instrumentaliści, zaś pierwsze piętro tej konstrukcji ukazuje trzy pomieszczenia.

 

I was looking Lyon 6

 

Pierwsze z nich to pokój wypełniony zielonymi roślinami, drugie – miejsce rozpusty (możemy w nim dojrzeć masturbującego się mężczyznę, akt miłosny czy poprzedzającą trzęsienie ziemi próbę gwałtu), zaś trzecie odsłania białą łazienkę. Poszczególne postacie przemieszczają się pomiędzy tymi pomieszczeniami lub na proscenium, nawiązują pomiędzy sobą jasno sprecyzowane relacje, budując często symultaniczne epizody w różnych miejscach sceny.

 

I was looking Lyon 7

 

Niekiedy akcja rozciąga się też na boki przestrzeni scenicznej, zagospodarowanej w ten sposób, że na jej lewej stronie znajduje się świecący krzyż i klęcznik, a po prawej – amerykańska flaga i sądowe ławki, czyli symbole władzy religijnej i świeckiej. Ponadto nie brakuje też pomysłów ewokujących przywołane trzęsienie ziemi, jak na przykład spadające z góry odłamki gruzu czy węszący pomiędzy nimi pies ratowniczy. I tak oto dzięki talentowi i zaangażowaniu wszystkich uczestniczących w tej realizacji artystów intrygujące dzieło Adamsa utrzymuje przez dwie godziny uwagę widzów w ciągłym napięciu.

                                                                            Leszek Bernat