Przegląd nowości

Zdzisław Szostak i święci polscy

Opublikowano: poniedziałek, 23, wrzesień 2019 07:20

W wieku 89 lat zmarł 7 września. Był dyrygentem dysponującym wprawdzie techniką manualną nieco zagmatwaną i mało atrakcyjną dla odbiorców koncertów, ale precyzyjną, niezwykle wrażliwą i bezbłędnie czytelną dla zawsze posłusznych mu muzyków. W latach 60-tych słuchałem wielu jego koncertów w Auli UAM w Poznaniu, studiując wówczas na tamtejszym Wydziale Prawa.

 

Zdzisław Szostak był najpierw dyrygentem, a potem kierownikiem artystycznym Filharmonii. Czułem w nim krajana urodzonego w Sosnowcu, podstaw muzyki uczącego się w będzińskiej Szkole Muzycznej, a potem studiującego dyrygenturę u Artura Malawskiego, a kompozycję u Bolesława Szabelskiego w Katowicach.

 

Przy okazji prostuje piękny wpis pożegnalny Filharmonii Łódzkiej, gdzie napisano: „Ślązak z urodzenia, Łodzianin z wyboru, dyrygent ze stoperem w sercu”. Otóż słowo „Ślązak” należy zastąpić słowem „Zagłębiak”, co postuluję jako najszlachetniejszej maści nacjonalista regionalny, adorujący wszakże braci z za miedzy – Ślązaków.

 

W Poznaniu w latach 1958-1971 wypracował sobie wysoką pozycję artystyczną, zapamiętany jako interpretator symfonii Beethovena, Czajkowskiego i Brahmsa, dzieł rosyjskiej klasyki XX wieku ze Strawińskim, Prokofiewem i Szostakowiczem, oraz współczesnej twórczości polskiej w ramach kolejnych Poznańskich Wiosen Muzycznych.

 

Do Łodzi zwabiła go nieodżałowana Anna Iżykowska-Mironowicz, dziennikarka, publicystka, recenzentka i konsultantka muzyczna niezliczonych ilości produkcji filmowych. Dopiero tutaj rozwinął swe twórcze skrzydła. W tym mieście poczuł się po trosze, jak w swym rodzinnym Zagłębiu, do którego Łódź jest bliźniaczo podobna.

 

Tutaj skomponował muzykę do ponad 40 obrazów filmowych z rewelacyjną muzyką do Królowej Bony, nagrał ścieżki dźwiękowe do około 200 produkcji filmowych, często dyrygował, kilkanaście lat firmował artystycznie Filharmonię Łódzką, uczył w Akademii, a przed rokiem został uhonorowany w Łódzkiej Alei Gwiazd na ul. Piotrkowskiej.


Niestety, nie pojadę do Łodzi, aby wziąć udział w pożegnaniu tego niezwykłego artysty. W Kotlinie Kłodzkiej, gdzie spędzam tyle czasu, ile tylko mogę, w ukochanym Konradowie w malowniczej, górskiej okolicy, stoi barokowy kościół, datowany na rok 1358. Gnieżdżą się w nim nietoperze, w obronie których wystąpili niedawno mieszkańcy, pisząc skargę na księdza proboszcza, który postanowił wyremontować kilkuwiekowy dach świątyni, a to zakłóca ponoć spokój ślepym gackom.

 

Ostatnio naprawiono i nastrojono organy, pochodzące – bagatela – z 1728 roku. Brzmią wspaniale i aż proszą się o niedzielne koncerty wybitnych organistów. Udało mi się namówić na to trójkę utalentowanych młodych mistrzów tego instrumentu z Zagłębia: Michała Fiuka, Romana Hylę i Grzegorza Biernackiego. Kokosów im nie obiecujemy, ale gościnność, modlitwy, ewentualne odpusty i zwrot poniesionych kosztów są zagwarantowane. Zamierzam o to samo prosić moich niegdysiejszych współpracowników – śpiewaków, grających biegle na organach. Zacznę od sopranu Joanny Cortès i tenora Bartłomieja Szczeszka, aby recitale konradowskie otrzymały również wymiar wokalny.

 

Obok kościoła od niepamiętnych czasów stoi Stara Plebania, którą ostatnio wyremontował pan Stanisław Czyż z Małżonką. W jej wnętrzu pomieściła się nastrojowa sala do spotkań i muzykowania. Namówiony przez Konradowian postanowiłem odbywać w niej co miesięczne, niedzielne południowe spotkania z cyklu „Polscy święci w służbie narodu”. Było już o Andrzeju Świeradzie, a wkrótce zamierzam przedstawić w sposób świecki i historyczny punkt widzenia na postać św. Wojciecha (10 listopada), Stanisława Szczepanowskiego (24 listopada) i Jadwigę Śląską (22 grudnia). Następnymi postaciami będą święci Jadwiga Andegaweńska, Stanisław Kostka, Kazimierz Jagiellończyk, Andrzej Bobola i Stanisław Hozjusz. Na pierwsze spotkanie przybyło wielu zainteresowanych z Lądka-Zdroju, z innych kurortów Kotliny, a nawet z Wrocławia.

 

Dlaczego to robię? Głównie zaspokajając zainteresowania ziomków ale również, aby zdystansować się choćby na chwilę od dręczących problemów polskiej sztuki operowej, której chyba już tylko mogą pomóc polscy święci. Będę ich prosił, aby udali się do św. Cecylii zarządzającej miejscami, na których zasiadają na wieczność dyrygenci i kompozytorzy w niebie. Niechby poprosili o uplasowanie Zdzisława Szostaka pośród dyrygentów, gdzieś między Markowskim, Katlewiczem, Stryją lub Missoną, albo takimi kompozytorami jak Florian Dąbrowski, Andrzej Koszewski, Zbigniew Penherski, Tomasz Kiesewetter, czyli artystami równymi mu za życia.

                                                         Sławomir Pietras