Większość inscenizacji Don Pasquale Gaetano Donizettiego ogranicza się do komediowej warstwy tego dzieła i zamienia się wyłącznie w powierzchowną, choć sympatyczną w odbiorze rozrywkę. Pomija się w ten sposób prawdziwą istotę opery buffa, będącej w założeniu panoramą społeczeństwa złożonego z kobiet i mężczyzn, którzy w poszukiwaniu nieosiągalnego szczęścia ulegają iluzjom, przy okazji nawzajem się oszukując.
W tych muzycznych bufonadach przewijają się zatem brutalni mężowie, rozpustni starcy, sprytni służący, psotne dziewczęta, a widzowie stają się świadkami popełnianych przez nich zdrad małżeńskich, krętactw i perfidnych wybiegów czy zawieranych potajemnie małżeństw. Z czasem przywoływany repertuar jednak znacząco ewoluował, komediowa warstwa ulegała wyszukanemu pogłębieniu i skomplikowaniu, a traktowane przedtem jak pajace postacie zyskiwały na psychologicznej prawdzie, mocniej zaznaczając swą tożsamość. Daje się to szczególnie wyraźnie zauważyć w przypadku przedstawicielek płci pięknej, protagonistek, które z woli librecistów zaczęły dążyć do większej niezależności i wolności.
Owe zmiany dostrzegamy na przykład w takich dziełach jak Cyrulik sewilski i Włoszka w Algierze Rossiniego, ale także we wspomnianym Don Pasquale, który w ujęciu młodego austriackiego reżysera Valentina Schwarza zawiera dużo poważniejsze treści, niżby się to mogło przyzwyczajonym do jego lekkiego i zabawowego wydźwięku widzom wydawać.
Warto nadmienić, że Schwarz studiował w Wiedeńskim Uniwersytecie Muzyki i Sztuki Teatralnej i że po zakończeniu studiów doskonalił swe umiejętności między innymi w Niemczech, u boku takich reżyserów jak Jossi Wieler, Armin Petras i Kirill Serebrennikov. Ma on już w swoim artystycznym dorobku parę ciekawych inscenizacji, wszakże to realizacja opery buffa Donizettiego, pokazana już uprzednio w Badisches Staatstheater w Karlsruhe, przyniosła mu przed dwoma laty prestiżową nagrodę Ring Award.
Teraz jest właśnie okazja, aby ją obejrzeć w Operze w Montpellier (która jest koproducentem spektaklu), w nieco zmienionej postaci, o czym na końcu będzie jeszcze mowa. W obrazie Valentina Schwarza akcja opery nie rozgrywa się już w jakiejś odległej przeszłości, lecz w czasach nam współczesnych, na co wskazuje wygląd niektórych bohaterów. Norina wyróżnia się zabarwionymi na niebiesko włosami, czarną koszulką i zielonymi spodniami, a zakochany w niej Ernesto zostaje również ubrany w koszulkę, krótkie spodnie, sportowe buty, zaś jego czoło okala kolorowa opaska.
Szczególnie ważną postacią staje się tutaj doktor Malatesta, z którego reżyser czyni księdza i to niezależnie od tego, iż - historycznie rzecz ujmując - w opera buffa nigdy nie pojawiały się osoby duchowne. Pomysł jest o tyle trafny, że to właśnie przedstawiciel kościoła ofiarowuje wszystkim swoje usługi, chociaż nie czyni tego bezinteresownie. Już samo wpływanie na życie otaczających go osób i oddziaływanie na ich świadomość sprawia mu niewypowiedzianą radość i satysfakcję, co samo w sobie może mieć coś diabelskiego.
Obecność tego księdza umożliwia w dodatku wprowadzenie na scenę postaci innych duchownych, na przykład wypinającego dumnie pierś i grożącego publiczności pastorałem kardynała. To również duchowni wciągają na scenę ogromną rybę, na której rozsiada się Norina, która dokona „nalotu” na salon Don Pasquale zjeżdżając z dużej wysokości na linach.
Najbardziej intrygującym i wzbudzającym wręcz pewien niepokój osobnikiem okazuje się jednak być sam tytułowy bohater, uwięziony w przeszłości, w swoich fantazmach i pragnieniach, budujący swój mały, przypominający swoisty gabinet osobliwości światek. To dlatego Schwarz zabudowuje całą scenę starą biblioteką, wypełnioną oprócz książek najrozmaitszymi przedmiotami, jak leżące na podłodze czy zawieszone w powietrzu szkielety ryb i różnych stworzeń morskich, ptaków, a nawet nosorożca. Te wszystkie składające się na atrakcyjną scenografię (autorstwa Andrea Cozzi) elementy są w rzeczywistości wytworem chorej wyobraźni cierpiącego na problemy psychiczne i stopniowo popadającego w szaleństwo Don Pasquale.
W pierwszej części spektaklu pojawia się on ubrany w czarny strój, z przywołującą szesnasty lub siedemnasty wiek kryzą, zaś w części drugiej wdziewa źle dopasowaną zbroję rycerską i przypina do boku miecz (ten widok nasuwa nieodparte skojarzenia z sylwetką legendarnego Don Kichota). Otaczające go osoby chcą za wszelką cenę pomóc mu w powrocie do rzeczywistości, ale ich wysiłki spełzają na niczym.
W tej pozornie absurdalnej scenografii ważną rolę odgrywa rozbity pośrodku sceny pomarańczowy namiot campingowy, w którym mieszka Ernesto i do którego kolejno zakradają się poszczególni bohaterowie, z księdzem na czele. Wreszcie dodać jeszcze należy, że w akcie trzecim udająca „Sofronię” Norina nie policzkuje zmaltretowanego Don Pasquale, lecz roztrzaskuje na kawałki drogie mu skrzypce, co symbolicznie pokazuje tragiczne rozpadnięcie się wyimaginowanego świata starego szaleńca.
W jego postać wciela się włoski bas Bruno Taddia, wręcz wzruszający wybitną kreacją aktorską, a także fizyczną sprawnością, kiedy na przykład w finale aktu drugiego Don Pasquale śpiewa zawieszony w przestrzeni na zaledwie dwóch linach. Cynicznie igrającą z jego uczuciami, rozkapryszoną i seksowną Noriną jest rosyjska sopranistka Julia Muzychenko, a zakochanym w niej, naiwnym i niezdarnym Ernestem - włoski tenor Edoardo Miletti. Pod względem wokalnym i aktorskim wiele satysfakcji dostarczają również Tobias Greenhalagh w partii kpiarskiego manipulatora doktora (tutaj księdza) Malatesty i występujący jako notariusz Xin Wang.
Duże wrażenie wywiera precyzyjna, dynamiczna i pełna wigoru dyrekcja muzyczna zaledwie dwudziestopięcioletniego maestro Michele Spottiego, którego jedyną związaną z tak młodym wiekiem słabością jest pewna nadpobudliwość ruchowa i nadmierne śrubowanie temp. Można być jednak pewnym, że w miarę zdobywania przezeń doświadczenia ta sytuacja się szybko ustabilizuje.
Wyjątkowość i bezcenna wartość omawianej inscenizacji polega jeszcze na tym, że z inicjatywy dyrektorki Opery w Montpellier Valérie Chevalier i przy pełnej współpracy reżysera omawiany spektakl został przystosowany do odbioru dla osób niesłyszących. Zostali oni posadzeni w pierwszych rzędach, tuż przed kanałem orkiestry, co pozwoliło im odczuwać całym ciałem drgania rozbrzmiewającej muzyki.
Ponadto mogli oni śledzić specjalnie pod ich kątem zredagowane napisy, nie tylko podające tekst libretta, ale także informujące o interwencjach poszczególnych instrumentów i o charakterze wykonywanych przez nich partii. Jednak najważniejszym zabiegiem było wprowadzenie do narracji scenicznej pary tłumaczy (Katia Abbou i Vincent Bexiga), którzy podawali językiem migowym treść opery, a także brali udział w działaniach aktorskich. Fascynującym było także obserwowanie, w jaki sposób przekładają oni na gesty partie wokalne, podkreślając kolejne frazy, punktując szybkie przebiegi, sugerując wysokość dźwięków czy przybliżając wyrażane w danym momencie emocje. Ta swoista choreografia rąk i ciał budziła na widowni szczery podziw, a u osób niesłyszących wywołała pełen wdzięczności entuzjazm.
Leszek Bernat