Ta inscenizacja Fausta Charles’a Gounoda, której autorką jest reżyserka Nadine Duffaut, krąży już od paru lat po Francji i została przez ten czas zaprezentowana publiczności w takich miastach jak Awinion, Massy, Metz, Nicea i Reims. Teraz dotarła na scenę Opery w Marsylii, w której rzeczone arcydzieło wystawiono ostatni raz aż przed dziesięcioma laty. Trudno się zatem dziwić, że jego umieszczenie w repertuarze bieżącego sezonu wywołało wśród widzów wyjątkowo duże zainteresowanie.
Warto przy okazji zaznaczyć, iż na skutek negatywnych krytyk, formułowanych w stosunku do pokazanej w wymienionych placówkach wizji inscenizacyjnej, francuska reżyserka zdecydowała się wprowadzić do niej istotne zmiany, co ogólnie rzecz biorąc przyniosło dość korzystne rezultaty. Główna innowacja polega na zmianie perspektywy, z jakiej obserwujemy rozgrywające się wydarzenia. Otóż Faust nie odzyskuje tutaj upragnionej młodości, a przewijające się przed naszymi oczami obrazy są jedynie obsesyjnie zajmującymi jego umysł wspomnieniami z przeszłości. Takie założenie, stanowiące oczywiście pewne odstępstwo od libretta, pozwala budować ciekawe, oryginalne i przykuwające uwagę widza sytuacje sceniczne.
Przede wszystkim tytułową rolę reżyserka powierza dwóm artystom, co na początku może dla odbiorców stanowić pewne zaskoczenie. I tak starym doktorem Faustem, rozmyślającym ciemną nocą nad własną przeszłością, spędzoną na zgłębianiu zbytecznych mądrości, jest Jean-Pierre Furlan. Rozgoryczony i zmęczony życiem uczony nie siedzi w swym gabinecie, lecz niespokojnie rzuca się na ogromnym łożu (scenografia Emmanuelle Favre), nad którym wznosi się wielka figura Chrystusa.
Scena ta emanuje intrygującą dwuznacznością, gdyż w zasadzie nie wiadomo, czy rozgrywa się ona w rzeczywistości, czy w fantazmach i koszmarach Fausta. Kiedy decyduje się on na radykalne zakończenie tracącego już dlań sens życia, nie wznosi do ust fatalnego kielicha - wzmiankowanego w libretcie - lecz próbuje sobie wstrzyknąć do żyły zabójczą substancję, co uniemożliwia mu pojawiający się nagle Mefisto.
W momencie, w którym uczony sprzedaje mu swoją duszę, potwierdzając to złożonym na pergaminie podpisem, w jego postać wciela się dużo młodszy śpiewak Jean-François Borras. Teraz to on jest tym odmłodzonym Faustem, a Furlan staje się jego starszym alter ego, cały czas obecnym na scenie i zaangażowanym aktorsko, przyjmującym na zmianę rolę świadka lub aktywnego, choć już niemego, uczestnika akcji. Ten ciekawie przeprowadzony zamysł reżyserski przesuwa wymowę całej realizacji w bardziej metafizyczne rejony. W swojej pracy Duffaut przywołuje realia z połowy minionego wieku, o czym na przykład świadczą mundury (stroje Gérarda Audiera) wracających z jakiejś kolonialnej wojny żołnierzy.
Śpiewają oni o odniesionych zwycięstwach, ale ich eksponowane kalectwo sugeruje raczej tragiczną klęskę. Ciekawych pomysłów jest tutaj jednak znacznie więcej. Na przykład podczas „arii z klejnotami” z trzeciego aktu Mefisto otacza ramieniem śpiewającą ją Małgorzatę, która w następnym akcie urodzi nieślubne dziecko pośród trupów poległych żołnierzy. Na szczególne uznanie zasługuje niezwykle precyzyjnie ustawiona gra aktorska, zajmująco nakreślająca zachodzące pomiędzy poszczególnymi protagonistami relacje.
Doskonale też są zaplanowane sceny zbiorowe, za każdym razem bezbłędnie wykorzystujące przestrzeń sceniczną i tworzące atrakcyjne z plastycznego punktu widzenia odsłony. Zaś do kreowania tajemniczych, przywołujących kolejne miejsca akcji klimatów przyczynia się sugestywnie prowadzona przez Philippe’a Grosperrina reżyseria świetlna.
Najmocniejszą stroną omawianej realizacji jest jednak jej wysoki poziom muzyczny, osiągnięty głównie dzięki dyrygentowi Lawrence’owi Fosterowi, który potrafi wydobyć z partytury Gounoda wszelkie subtelności brzmieniowe i kontrasty muzycznych kolorów, liryczne wzloty i uwodzicielskie motywy. Właściwie wszystkie grupy instrumentalne mają tu szerokie pole do popisu, a poszczególni członkowie orkiestry wzbudzają zachwyt pięknie wykonywanymi partiami solowymi (na przykład harfa i klarnet). Co ważne, Foster starannie łączy ze sobą kolejne „numery”, nie dopuszczając do zwyczajowego oklaskiwania wykonawców, co zapobiega tak często się w przypadku tego typu oper zdarzającemu zakłócaniu ciągłości dyskursu muzycznego.
Obok orkiestry trudnym do przecenienia atutem przedstawienia jest również spójnie brzmiący i zaangażowany scenicznie chór, idealnie przygotowany przez Emmanuela Trenque’a. Niezapomnianych wrażeń dostarcza celnie dobrany zespół solistów, spośród których wyróżnia się australijska sopranistka Nicole Car, podbijająca serca słuchaczy w roli Małgorzaty wrażliwą interpretacją, po mistrzowsku wykorzystującą walory pięknie brzmiącego i bezbłędnie prowadzonego głosu.
W dodatku ta aktorsko uzdolniona artystka potrafi wzruszająco ukazać wewnętrzną przemianę swojej bohaterki, od początkowej nieśmiałości i skromności, aż do świadomej rezygnacji z utęsknionego szczęścia. U jej boku uwagę przykuwa eksponujący dramatyczne akcenty charakteru wiarygodnie ukazywanego Fausta - wspomniany już wyżej - Jean-François Borras.
Przypisaną przez kompozytora mezzosopranowi rolę Siebela tym razem śpiewa tenor Kevin Amiel, co jest oryginalną i dość dobrze się sprawdzającą decyzją dyrygenta. W szatańską i pozbawioną skrupułów postać Mefisto wciela się hipnotyzujący publiczność ciemno zabarwionym basem i frapującą osobowością sceniczną Nicolas Courjal. Uzupełnijmy jeszcze, że partię Walentego śpiewa Etienne Dupuis, czcigodną panią Martą jest wnosząca do spektaklu komiczny akcent Jeanne-Marie Lévy, a w roli studenta Wagnera z powodzeniem sprawdza się Philippe Ermelier. I tak oto po raz kolejny kierujący Operą w Marsylii Maurice Xiberras pokazał swój talent w zakresie kompletowania zgranych i doskonale ze sobą współpracujących obsad wykonawczych.
Leszek Bernat