Przegląd nowości

„Msza h-moll” Bacha w interpretacji Davida Sterna i Opera Fuoco

Opublikowano: niedziela, 27, styczeń 2019 15:25

Msza h-moll powstała w związku ze staraniami Jana Sebastiana Bacha o przyznanie mu tytułu nadwornego kapelmistrza Augusta III Sasa. Otóż jako kantor Kościoła św. Tomasza w Lipsku kompozytor nie był przychylnie traktowany przez władze i dlatego robił wszystko, aby się od nie rozumiejących go przełożonych skutecznie uniezależnić.

 

David Stern

 

Dodatkowym impulsem do zmierzających w tym kierunku działań była potrzeba podreperowania swojej sytuacji finansowej. W roku 1733 Bach przesłał odpowiednie pismo w tej sprawie na dwór w Dreźnie, popierając swoją prośbę dwiema pierwszymi częściami Mszy h-mollKyrie Gloria. Upragniona nominacja przyszła dopiero trzy lata później i od tamtego momentu rodziły się kolejne części dzieła, którego geneza rozciągnęła się ostatecznie na ponad dwadzieścia lat. Za życia kompozytora nigdy nie wykonano go w całości, a nastąpiło to dopiero sto lat po śmierci Bacha. Warto zauważyć, że mamy tu do czynienia z dziełem o wyjątkowo zróżnicowanym charakterze, co jest zrozumiałe przede wszystkim z tego względu, że będący protestanckim kantorem Bach napisał mszę katolicką, co w ówczesnych dwuwyznaniowych Niemczech stanowiło wręcz szokujący precedens. Dla samego twórcy nie było to żadnym problemem, bo pisał on przecież religijne, a nie kościelne dzieło. Natomiast fakt, że czerpie ono jednocześnie z dwóch tradycji, wpływa na to, że niektóre części mają katolicki przepych obrzędowy, a inne – protestancką surowość. Aby oddać te zróżnicowane klimaty, a jednocześnie zapewnić spójność autonomicznemu, wszak w założeniu nie pomyślanemu jako całość dziełu, potrzebna jest prezentująca najwyższy poziom obsada solistów oraz bezbłędnie radzący sobie z trudnymi i niezwykle tutaj eksponowanymi zadaniami chór. 


Warunki te zostały w pełni spełnione podczas wykonania Mszy h-moll w paryskiej Cité de la Musique, które poprowadził ceniony, znany z wszechstronnej działalności muzycznej, amerykański dyrygent David Stern. Wyjątkowość tego wykonania była między innymi związana z udziałem słynnego chłopięcego zespołu Tölzer Knabenchor. Początki owego niemieckiego chóru dziecięco-młodzieżowego sięgają lat powojennych i małej bawarskiej miejscowości Bad Tölz, wszakże od roku 1971 jego siedziba znajduje się w Monachium. Ogółem w jego działalności uczestniczy dwieście dzieci - intensywnie pracujących pod kierunkiem trójki dyrektorów artystycznych - które po mutacji przechodzą do chóru męskiego.

 

Tolzer Knabenchor

 

Biorąca udział w paryskim koncercie grupa młodych chórzystów, z których najmłodszy miał zaledwie dziesięć lat, podbiła serca słuchaczy niebywałym zaangażowaniem, skupieniem i świetnym kontaktem z dyrygentem, niebywałą muzykalnością oraz wyrównanym, spójnym brzmieniem. W ich wykonaniu równie przejmująco wypadło początkowe Kyrie o żałobnym charakterze, co radosne Gloria z towarzyszeniem trąbek i kotłów, a dość słaby nieraz silą rzeczy wolumen dźwięku równoważyła z nawiązką lekkość i swoista przestrzenność śpiewu (na przykład w świetlistym Et incarnatus est). Niezależnie od bardzo młodego wieku niektórych chórzystów, ich nienaganna emisja, poziom techniki wokalnej i precyzyjne realizowanie szybkich pasaży wzbudziło najwyższe uznanie publiczności, wyrażone na koniec koncertu niemilknącymi brawami. Nie zawiedli też starannie dobrani soliści. Sopranistka Theodora Raftis wzruszyła już na wstępie niebiańskim Gratias z towarzyszeniem skrzypiec solo, podobnie jak mezzosopranistka Alexia Mackbeth w eksponującym najdrobniejsze subtelności i podanym z wyjątkową plastycznością Qui sedes, dialogującym z ciepło brzmiącym obojem miłosnym. Ponadto zjawiskowo wypadło Benedictus w interpretacji tenora Andrésa Agueldo, idealnie zharmonizowanej z grającym solo fletem, a wszystkie interwencje kontratenora Andreasa Scholla pozwalały się zachwycać intrygującym zabarwieniem jego po mistrzowsku prowadzonego głosu. Od elektryzującego słuchaczy poziomu wokalnego tej czwórki solistów odstawał nieco francuski bas LaurentNaouri, który najlepsze lata swojej kariery ma już wyraźnie za sobą. Niezależnie od przykuwającego jeszcze uwagę gęstym nasyceniem głosu, dały o sobie znać problemy z precyzyjnym wokalizowaniem i czytelnym przekazywaniem tekstu (na przykład w Quoniam czy Et in Spiritum sanctum). Najmniejszych zastrzeżeń nie wzbudziła natomiast grająca na instrumentach dawnych orkiestra, działająca – obok operowego atelier młodych solistów – w ramach stworzonej przez Davida Sterna w 2003 roku struktury artystycznej Opera Fuoco. Pod czujną i sugestywną dyrekcją amerykańskiego maestro wszystkie wokalno-instrumentalne ogniwa Mszy h-moll złożyły się na jednolitą i zwartą w wyrazie całość, ujawniając niezwykłe bogactwo kontrapunktycznej substancji. Na zakończenie trzeba jeszcze zaznaczyć, że omówione wykonanie (z udziałem tej samej trójki kształconych we wspomnianym atelier Opera Fuoco solistów oraz dwóch wymienionych powyżej wokalistów o ugruntowanej już na planie międzynarodowym renomie) zostało także zaprezentowane - po raz pierwszy! - w Szanghaju oraz w słynnym Kościele św. Tomasza w Lipsku.

                                                                                   Leszek Bernat