Przegląd nowości

Obchody rozpoczęły się kiepsko

Opublikowano: poniedziałek, 14, styczeń 2019 08:11

Ochrzczenie dworca kolei żelaznej Warszawa Centralna imieniem Stanisława Moniuszki było pomysłem PKP, podsuniętym przez Towarzystwo  Moniuszkowskie. Pomysł niefortunny! To, że Chopinem firmuje się Okęcie jest równie niedorzeczne, jak gdyby w Berlinie lotnisko było bachowskie, a Hauptbanhof wagnerowski. W Moskwie samoloty lądowałyby na Czajkowskim, a pociągi dojeżdżały do Prokofiewa, w Wiedniu aeroport byłby im. Mozarta, a np. Sudbanhof rodziny Straussów, natomiast w Paryżu postój aeroplanów – Ravela, a pociągów – Bizeta. Tego dotąd nie wymyślił nikt na świecie. Jesteśmy pierwsi!

 

Również jako pierwszy w dziejach rodzimej muzyki nasz minister kultury ogłosił „…to jest kompozytor prawie rangi Chopina… oczywiście z Chopinem nikt się nie może mierzyć,  ale to jest na pewno numer drugi i to jest światowy poziom”. W tym numerowaniu kompozytorów pan minister zapomniał o Karolu Szymanowskim, czym stanął w opozycji do poglądów – tym razem polskiej muzykologii.

 

Pod hasłami Roku Moniuszkowskiego i jubileuszu niepodległości, w Polskiej Operze Królewskiej – której powstanie nota bene zawdzięczamy naszemu panu ministrowi – odbyła się noworoczna premiera Strasznego dworu.

 

Krzysztof Zanussi w rozmowie z Moniką Olejnik martwiąc się losem polskiej kinematografii po zapowiedzianej reformie „czegoś co idzie doprawdy bardzo dobrze” nazwał stworzenie Opery Królewskiej jedyną dotychczas mądrą decyzją naszego ministra. W ten sposób dyplomatycznie złagodził to, co leży mu na sercu, gdy myśli o losach polskiej kultury pod obecnymi rządami. Skromnie dodałbym jeszcze kupienie Damy z łasiczką od rodziny Czartoryskich, którzy zapewne potrzebują pieniędzy, choć nie mieszkają już w Puławach. Natomiast żyje tam od lat moja ciotka, ale nie w pałacu tylko w pobliskich blokach. Ona słynie na całej ulicy z urody i elokwencji, podobnie jak Alicja Węgorzewska, która w wywiadzie telewizyjnym podkreślając – niby przy okazji – swą rzekomą karierę wokalną i dyrektorskie wyczyny, ogłosiła u siebie program obchodów moniuszkowskich i że pochodzi z Wilna. O kompozytorze rozprawiała krótko tak, jak przeczytała to w Internecie. Ale niedokładnie, bo źle zapamiętała nazwisko prof. Carla Rungenhagena (mówiąc – Jungenhagen), u którego Moniuszko krótko studiował w Berlinie. W Warszawskiej Operze Kameralnej będzie premiera odnalezionej dopiero niedawno śpiewogry Szwajcarska chata, potem w ramach festiwalu moniuszkowskiego Nocleg w Apeninach, wileńska dwuaktowa Halka i otwarcie… basenu artystycznego, czego nie rozumiem, ale po zdobyciu adresu  postaram się popływać.


Natomiast nie odważę się oglądać Strasznego dworu w Operze Królewskiej. Czegokolwiek dokonałby szanowany przeze mnie reżyser Ryszard Peryt, arcydzieło Moniuszki w rozmiarach łazienkowskiej scenki może tylko przypominać wykwintne szprotki wciśnięte w ciasne pudełeczko, z wieloma skrótami, podlane bigoteryjnym sosem, o czym pisze na swym blogu Dorota Szwarcman pt: Ciężkie przeżycie na koniec roku: … „przed spektaklem wyszedł na scenę reżyser … i najpierw wysnuł rzewną opowieść, jak to dwa razy podchodził do Strasznego dworu, ale do premiery nie dopuściła cenzura… Po czym podziękował ministrom (był Gliński i Brudziński), marszałkowi (był Karczewski, a z senatorów także Jan Maria Jackowski), kardynałowi Nyczowi, a przede wszystkim dobremu duchowi tego teatru … Jarosławowi Kaczyńskiemu. Tu skłonił się w stronę środkowej „królewskiej” loży i rzeczywiście okazało się, że „zwykły poseł” przybył – pierwszy raz go widziałam na wydarzeniu muzycznym”.

 

I jeszcze końcowe fragmenty tego interesującego tekstu: „Ale sam spektakl. Martyrologia do upęku. Zamiast cichego dworku modrzewiowego – zgliszcza spalonego dworu na śniegu. Zamiast kwiatów spod igiełek rosną orły… W wieży gdzie Stefan i Zbigniew są umieszczeni na nocleg, wiszą gęsto na ścianie portrety trumienne… Ale największy szok na koniec… Otóż po ostatnim tutti, które jest happy endem, nagle wszyscy przechodzą na Agnus Dei z III litanii ostrobramskiej, a w tle pojawia się coraz większy obraz Matki Boskiej… biedny MoniuszkoPrzecież Straszny dwór jest pogodną sztuką, pełną fredrowskiego humoru… Jeszcze raz zrobiono nieszczęsnemu kompozytorowi krzywdę”.

 

Jak tak dalej pójdzie, to strach będzie oglądać kolejne ewenementy Roku Moniuszkowskiego, ustanowionego z woli Senatu. Z Wrocławia dochodzą odgłosy o wyczynach Grażyny Szapołowskiej debiutującej w reżyserii Halki, o której dowiedziała się z Internetu, ze zmienionym zakończeniem. W jej wersji tytułowa bohaterka zamiast utopić się w rzece, rodzi dziecko na scenie.

 

Pojadę to zobaczyć zwłaszcza, że Marcin Nałęcz-Niesiołowski, dynamiczny dotychczas dyrektor Opery Wrocławskiej „wielokrotnie naruszył ustawę o finansach publicznych” i jak podaje Magdalena Kozioł w Gazecie Wyborczej „dorabiał dzięki umowom, jakie podpisywał z zewnętrznymi podmiotami, którymi kierowali jego podwładni z Opery”.

 

Czyżbym znów miał się rozczarować kolejnym moim młodszym kolegą? Tym razem chodzi przecież o utalentowanego dyrygenta, doświadczonego szefa instytucji, który dobrze zaczął działalność we Wrocławiu, a gdyby to było w Warszawie, miałby zawsze co najmniej taki sam garnitur dostojników, jak Peryt w Operze Królewskiej, o czym ja wiem, a Państwo powinni się domyślać!

                                                                       Sławomir Pietras