Przegląd nowości

Bój się Boga Ryszard

Opublikowano: czwartek, 03, styczeń 2019 15:34

Straszny Dwór Moniuszki od lat był marzeniem Ryszarda Peryta. Wreszcie w wigilię Roku Moniuszkowskiego udało się dobiec do mety na scenie Teatru Stanisławowskiego dzięki zespołowi Polskiej Opery Królewskiej.

 

Straszny dwor 1

 

Zgromadzono piękny bukiet wykonawców głównych partii operowych. Witold Żołądkiewicz w roli Macieja „szklanym” głosem zachęcał do picia okowity, którą po mistrzowsku nalewał ze szklanego gąsiora trzymanego na ramieniu. Zbigniew w osobie Wojciecha Gierlacha miał w sobie młodość i siłę, wiarę w siebie i w sprawę narodową. Stefan, spokojniejszy i bardziej subtelny, pokazał głosem Leszka Świdzińskiego pełnię uczuć do Matki-Ojczyzny w słynnej arii z kurantem – kurant nadano z taśmy. Hanna kreowana przez Gabrielę Kamińską popisowo wykonała koloratury, ale była wspierana przez solistę-skrzypka, który we fraku wszedł na scenę, by zrobić jej sopranowi instrumentalny kontrapunkt.


Jadwiga odpowiadająca za rolę bardziej liryczną w tej inscenizacji potężnym głosem Moniki Lendzion-Porczyńskiej udwodniła, że żaden wokal męski ani żeński nie ma z nią szans. Remigiusz Łukomski w roli Skołuby nie tylko solidnie i słyszalnie przytrzymał końcowe „f” w słynnej arii, ale świetnie się też spisywał w scenach zbiorowych zdecydowanie statycznych, aż tu nagle Skołuba wpada jak bomba i nad skórą wypatroszonego dzika (za rekwizyty odpowiadała Marlena Skoneczko) wyczynia dzikie harce. Do harcowników i taneczników zaliczyć też trzeba Sylwestra Smulczyńskiego, którego pomalowano na kolor srebrny. Niezły głos Damazego w sporej części ginął gdzieś w czeluściach pustej sceny, bo reżyser uznał, że to rola drugoplanowa i na przodzie pozwolił mu tylko tańczyć kankana. Cześnikowa w osobie Katarzyny Krzyżanowskiej musiała swoją orację swatającą siostrzeńców wykonywać na tle płonącego dworku, a oni przez grzeczność nie chwytali za wiadra i sikawki.

 

Straszny dwor 2

 

Gdy wreszcie skończyła nie było już co gasić. Na szczęście pojechali do innego dworku, tego tytułowego, gdzie spotkali ponętne panny i ich ojca Miecznika. Ten wyjaśnił, że nie będzie z tego nic, aż się każdy dowie, czemu dwór w Kalinowie strasznym się zowie. Miecznik miał piękną kolekcję portretów trumiennych w sześciokątnych ramach, a do tego zegar w kształcie trumny, jak jakiś Drakula. Na szczęście Adam Kruszewski odziany w żałobny kontusz (wszędzie w Polsce była żałoba po Powstaniu Styczniowym) swym ciepłym barytonem nawiązał do wspaniałej tradycji Andrzeja Hiolskiego, w której tłumaczył gościom jakich zięciów pragnie mieć. I już, już, miał zaprosić zebranych do siarczystego Mazura, gdy okazało się, że Polska Opera Królewska nie ma w składzie ani wielkiego chóru (teraz dopiero ogłoszono przesłuchania do tego zespołu), ani zespołu baletowego (przesłuchań nie ogłoszono). W związku z wakatami dyrygent Grzegorz Nowak dał hasło do wykonania fragmentu Agnus Dei wziętego z  Litanii Ostrobramskiej Stanisława Moniuszki, a wszyscy stanęli karnie do wykonania kantaty pod ogromnym, powiększonym 8-krotnie obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej, bo nie udało się sprowadzić na czas z Wilna Ostrobramskiej. Gdzie Litwa, gdzie Krym. Tymczasem w Mińsku, stolicy Białorusi, zaprezentowano po raz pierwszy inną operę szlachecką czołowego białoruskiego kompozytora Stanisława Moniuszki, z librettem tego samego Jana Chęcińskiego, Verbum nobile. O narodowości Chęcińskiego nic jednak nie powiedziano, stwierdzono tylko, że temat poruszony w tej sympatycznej historii nie stracił na aktualności. Straszny Dwór w Teatrze Stanisławowskim choć stracił efektowny taniec, zachował poprawność polityczną i dziejową aktualność. 

                                                                    Joanna Tumiłowicz