Przegląd nowości

Sylfida szalem zgładzona

Opublikowano: środa, 14, listopad 2018 16:49

Śmierć przyszła szybko. Tylko James (Siemion Czudin) owinął biały szal otrzymany od wróżki o szyję kruchej Sylfidy, okręcił nim zaraz jej ramiona i przyciągnął do siebie, a ona od razu straciła władzę w nogach, pochyliła się całym ciałem do przodu z wyciągniętymi rękoma.

 

Sylfida,Moskwa

 

Pozostałe przy życiu Sylfidy patrzyły bezradnie na smutny koniec. Można się zastanawiać, czy na podstawie realizacji wskazówek choreograficznych Johana Kobborga, który starał się przywrócić i zrekonstruować pierwotny układ Augusta Bournonville'a, można opisać charakter tej eterycznej postaci dziewczęcej.


 

Sylfida jest z założenia leśnym duszkiem, elfem ze skrzydełkami, który pojawia się nieoczekiwanie, krąży wokół, lata, snuje się i szybko znika np. w kanale kominowym. Czym jednak potrafi skusić Jamesa? Przecież nie wybujałym seksem, nie kuszącymi ruchami i spojrzeniami. Zachowuje się tajemniczo i trochę zaczepnie, ale właściwie nie przejawia wielkiego zainteresowania obiektem ataku. Typowa postawa Sylfidy, a także jej ubranych na biało koleżanek, to układ jakby w zamyśleniu. Prawa ręka podpiera brodę, a lewa podtrzymuje łokieć prawej. Ale to tylko pozory niepewności i statyczności. Gdy chłopiec chce ją pochwycić, umyka, wywija się sprytnie z jego objęć. W wykonaniu Anastazji Staszkiewicz Sylfida jest leciutka, ulotna, ledwie dotyka ziemi, a jej ręce wiją się swobodnie po bokach, ale nie naśladują ruchów skrzydeł. To tylko tancerze, którzy komentują ruchami pojawienie się zjawy, naśladują wymachy skrzydeł ptasich. Sylfida nie musi tego czynić, bo unosi się w przestrzeni całkiem naturalnie, a przynajmniej jej sylwetka i uśmiechnięte delikatnie usta takie robią wrażenie. Widzowie transmisji z Teatru Bolszoj obserwujący widowisko dzięki aktywności firmy Na Żywo w Kinach.pl właściwie najbardziej wpatrują się w to taneczne zjawisko, jakie zapewnia im Anastazja Sztaszkiewicz. Jej partner James w wykonaniu Siemiona Czudina zachwyca swoją skocznością, perfekcją ruchów, ale trochę psuje efekt beznamiętnym wyrazem twarzy. Patrzymy na niego jak na idealnego wykonawcę zasad klasycznego tańca i wymogów choreografii, ale nie przeżywamy kłębowiska uczuć. Gdy Sylfida wybiega, a właściwie ulatuje z sali weselnej James bez namysłu i wahania podąża za nią. Tylko tyle. O wiele więcej można wyczytać z twarzy jego konkurenta do ręki pięknej Effie (Ksenia Żiganszczina). Artur Mktrjan jest nie tylko przystojniejszy od Jamesa ale też bardziej ludzki. To on jest w rezultacie zwycięzcą w opowiadanej tańcem historii. James przegrywa, bo po pierwsze dał się uwieść jakiejś trudnej do zdefiniowania zjawie, po drugie skorzystał z doradztwa złej wróżki i czarownicy Magde. Prowadzącej transmisję Katii Nowikowej udało się w przerwie spektaklu zaprosić do kamery tylko jedną solistkę, Annę Balukową, która pomalowana na kolor zielonkawy była główną sprawczynią nieszczęść i faktyczną morderczynią Sylfidy. Balukowa zachowywała się przed kamerą dosyć arogancko, wyglądała na bardzo zniecierpliwioną i na pytanie, jak się jej podoba rola czarownicy Magde odpowiedziała krótko: – Aby mi się ta rola podobała muszę się do niej dobrze przygotować. I znikła. Z pewnością była to fałszywa i zła kobieta. Dowodem jej zachowanie podczas gotowania trującej polewki. Na weselu Jamesa i Effie pojawiła się z laską i mocno utykała na jedną nogę, ale w swojej jaskini, przy gotującej się truciźnie biegała całkiem sprawnie bez laski, dokarmiała również jakieś pokraczne indywidua z kotła nad paleniskiem. A już po zakończeniu spektaklu wyszła znów do ukłonów z laską i kulejąca. Bezczelna oszustka!

                                                                    

                                                                   Joanna Tumiłowicz