Przegląd nowości

Polska premiera „Don Desiderio” sukcesem Opery Śląskiej w Bytomiu

Opublikowano: środa, 24, październik 2018 10:51

Józef Michał Ksawery Poniatowski, tenor, kompozytor i dyplomata mimo, że był stryjecznym  bratankiem księcia Józefa Poniatowskiego (jego dziadek był rodzonym bratem Stanisława Augusta Poniatowskiego, ostatniego króla Polski), jest dzisiaj artystą zupełnie zapomnianym.

 

Don Desiderio 831-54

 

A przecież w swoim czasie należał do grona znanych i cenionych artystów. Jego opery grywano w najbardziej prestiżowych teatrach operowych Francji, Włoch, Belgii i Anglii. Jest drugim polskim kompozytorem, którego operę wystawiono w legendarnej mediolańskiej La Scali. Pierwszym było dzieło Franciszka Mireckiego Cornelio Bentivoglio, którego premiera miała miejsce w marcu 1844 roku.


Skomponowana w latach 1868-1869 przez Poniatowskiego opera Pierre de Medici była wystawiona 26 grudnia 1869 roku, na otwarcie sezonu karnawałowego. Miała w sumie 10 przedstawień, co było sporym – jak na ówczesne czasy – osiągnięciem.

 

Don Desiderio 831-19

 

Zresztą skomponowane przez Poniatowskiego opery miewały swoje prapremiery we Florencji, Rzymie, Wenecji, Genui, Paryżu i Londynie, co jest wystarczającym dowodem na popularność jego twórczości.

 

Don Desiderio 831-23

 

W sumie skomponował 9 oper włoskich i 3 francuskie. Żadna jednak nie weszła na stałe do żelaznego repertuaru, a po kilkunastu latach złożone na archiwalne półki, gdzie szczelnie pokrył je kurz historii, czekały na ponowne odkrycie. Odgrzebano je przed dziesięciu laty i od tego momentu datuje się współczesne zainteresowanie jego muzyką. Jedną z wielkich fanek twórczości J. M. K. Poniatowskiego jest znana i ceniona śpiewaczka Joanna Woś, która uważając, że jest to muzyka, którą trzeba przywrócić, nie ustaje w jej propagowaniu.  – „W polskiej literaturze muzycznej nie ma innego kompozytora, który tworzyłby w takim stylu. To prawdziwe włoskie bel canto”. – powiedziała w jednym z wywiadów. Dzielnie sekunduje jej w tym dziele Paweł Orski.


Don Desiderio trzyaktowa opera komiczna miała swoją prapremierę 26 grudnia 1840 roku w Pizie na scenie Teatro dei Ravviavati. Później wystawiono ją z powodzeniem we Florencji, Wenecji i Paryżu. Polska premiera odbyła się 12 lutego 1878 roku w Teatrze hrabiego Skarbka we Lwowie, w polskiej wersji językowej (przekładu dokonał Leon Sygetyński).

 

Don Desiderio 831-61

 

Było to jedyne dzieło Poniatowskiego, jakie mogła poznać polska publiczność. Drugi raz stało się to dopiero w lipcu 2011 roku, kiedy w ramach VII Festiwalu Muzyki Polskiej w Krakowie, zaprezentowano operę Pierre de Medicis w formie wykonania koncertowego, co zostało udokumentowane w nagraniu.

 

Don Desiderio 831-27

 

Było to możliwe dzięki Pawłowi Orskiemu, dyrektorowi Festiwalu Muzyki Polskiej, który zafascynowany jego muzyką doprowadził do kilku koncertowych wykonań utworów Poniatowskiego. Don Desiderio został pierwszy raz zaprezentowany w wykonaniu koncertowym w 2017 roku w Krakowie, co również zostało zarejestrowane i wydane w nagraniu płytowym CD. W tej sytuacji bytomska polska premiera Don Desiderio,w oryginalnej wersji językowej, pięknie wpisuje się w nurt przypominania dorobku tego kompozytora. Przedstawienie realizowane przez Ewelinę Pietrowiak wciąga widza w orbitę wydarzeń bawiąc od pierwszej do ostatniej sceny.


Zrealizowano je w biało-szaro-czarnej kolorystyce w konwencji lekkiej czarnej komedii, co okazało się świetnym pomysłem doskonale wpisującym się w oryginalną „liściastą” scenografię Aleksandry Gąsior. Reżyserka zadbała o dramaturgiczną zwartość inscenizacji, wartką i dynamiczną akcję oraz wyrazisty rysunek charakterów głównych bohaterów.

 

Don Desiderio 831-61

 

Co bezpośrednio przełożyło się na zabawne, pełne niebanalnego humoru, sytuacje, wybornie bawiące premierową publiczność. Mocną stroną przedstawienia okazały się sceny zbiorowe z udziałem dobrze śpiewającego chóru. W sumie oglądaliśmy dobry teatr (bez reżyserskich udziwnień i „odkrywczych” pomysłów) uwzględniający autorskie didaskalia, tyle tylko, że pokazane w sposób przemawiający do współczesnego widza.

 

Don Desiderio 831-134

 

Do sukcesu bytomskiej premiery Don Desiderio w znacznym stopniu przyczyniła się znakomicie dobrana obsada, w której właściwie nie było słabych punktów. Miałem nieodparte wrażenie, że soliści wręcz bawili się perypetiami swoich bohaterów. Mimo, że z kronikarskiego obowiązku wypada wymieć wszystkich (Iwona Noszczyk – Placida, Bogdan Kurowski – Matteo, Adam Sobierajski – Federico, Juliusz Ursyn-Niemcewicz – Riccardo), to jednak największe wrażenie pozostawiły wokalno-aktorskie kreacje Joanny Woś pokonującej z zadziwiającą swobodą i lekkością trudności swojej partii imponując przy tym urodą głosu, precyzją koloraturowych pasaży oraz prowadzeniem frazy.


Z prawdziwą przyjemnością obserwowałem i słuchałem Stanisława Kuflyuka jako Don Desiderio, do którego znakomicie przylega znane powiedzenie – „Jak ktoś ma pecha to mu w drewnianym kościele cegła spadnie na głowę”. Taki też był kreowany przez niego z dużym dystansem Don Desidero co rusz popełniający jakąś gafę czy niezręczność, a że robił to z naturalnym wdziękiem, pięknie przy tym śpiewając i prowadząc głos, więc i przyjemność była tym większa.

 

Don Desiderio 831-72

 

Równie wysoka ocena należy się Szymonowi Komasie za pięknie wykonaną pod względem wokalnym i aktorskim partię Don Curzia, w której był  szczerze śmieszny i zabawny. I chociaż w muzyce słyszy się chwilami echa dzieł Rossiniego czy Donizettiego to jednak nie można odmówić muzyce Poniatowskiego oryginalności, wyrazistości rytmicznej, a przede wszystkim świetnej inwencji melodycznej.

 

Don Desiderio 831-84

 

To naprawdę piękna, barwna muzyka, która mimo lat nie straciła nic ze swojej atrakcyjności. Wszystko to starał się wyeksponować w swojej interpretacji Jakub Kontz, prowadzący z pasją premierowe przedstawienie. Rzetelnie przygotowana orkiestra grała pod jego batutą „jak z nut” ujmując przy tym spoistym brzmieniem kwintetu smyczkowego, lekkością i stopniem zgrania wszystkich grup instrumentów. Warto jeszcze zauważyć, że ciągle zwyżkująca forma orkiestry Opery Śląskiej budzi szczere uznanie.

                                                                                         Adam Czopek