Przegląd nowości

Prégardien, en garde!

Opublikowano: piątek, 24, sierpień 2018 14:10

Recital Christopha Prégardiena w Salach Redutowych da się podzielić na dwie części, francuskojęzyczną i niemieckojęzyczną. Były one wyraźnie zróżnicowane nie tylko pod względem muzyki, stylu i tekstów poetyckich, ale także stosunku wykonawcy do tych utworów.

 

Christoph Pregardien 1

 

Cykl 12 pieśni do słów Catulle Mendesa Paderewskiego, był zadaniem muzycznym i wokalnym, a mniej interpretacyjnym. Odwrotnie z 9 Pieśniami Schuberta do słów Ernesta Schulzego. Tutaj artysta dał się poznać jako wybitny interpretator, który nie tyle dbał o wyważenie emisji głosu i kantylenę, co o przekazanie treści i wyrazu fabularnego.


Wydaje się, że ta różnica w kształtowaniu wyrazu artystycznego miała także znaczenie dla znakomitego pianisty Christopha Schnackertza, choć przecież w fakturze fortepianowej akompaniament do pieśni  Paderewskiego napisany ze smakiem i znajomością instrumentu nie ustępował w swej złożoności temu co do swoich perełek wokalnych przygotował Franz Schubert. Decydujące w tym stosunku do obu kompozytorów było jednak to, że Paderewski był jednak czymś nowym, przygotowanym specjalnie na Festiwal Chopin i jego Europa, zaś Schuberta towarzysz Pregardiena znał dobrze już dużo wcześniej.

 

Christoph Pregardien 2

 

Jakie były te pieśni Paderewskiego? Przede wszystkim estetyzujące, oniryczne, miejscami impresjonistyczne, choć jednak mocniej trzymające się systemu dur-moll niż np. analogiczne utwory Debussyego. Artysta większość z nich potraktował jako etiudy liryczne, choć w warstwie tekstowej, którą przecież śpiewak tej klasy i z tym nazwiskiem, co Christoph Prégardien, rozumieć musiał doskonale, były one może nawet bardziej wyrafinowane artystycznie od poezji Ernesta Schulzego. Jak wiemy poziom i ranga muzyczna pieśni Schuberta wcale nie są uzależnione od prestiżu poetyckiego autora słów. Genialne dzieła tego kompozytora powstawały zarówno do natchnionych wierszy Johanna Wolfganga Goethego, jak i mieszczańskich, ckliwych obrazków Wilhelma Müllera. Rzecz jednak nie w poziomie wyrażania emocji przez poetę, a w konfrontacji muzyki z wyobraźnią poetycką odbiorcy. I na tym tle mroczne i pełne żalu, pesymistyczne, a miejscami monotonne Pieśni Paderewskiego nie błyszczały takim mistrzostwem przekazu, co Schubertowskie. Miłość traktowana jako nieuchronne zło, wręcz piekło – enfer – została potraktowana przez śpiewaka dosyć łagodnie, symbolicznie. Tymczasem traktujące niemalże o tym samym, choć z większą nadzieją, bo Schulze prędzej przyrównuje miłość do wiosny – Frühling – niż piekła wykonanie było bardziej dramatyczne. I właśnie pieśń Im Frühling (Na wiosnę) stała się wizytówką całego zbiorku 9 utworów. Tutaj Prégardien zmienił gruntownie swoje podejście do wykonania, nie czarował wyrównaną emisją głosu, która u Paderewskiego nie czyniła wielkich kontrastów dynamicznych i stale utrzymywała się w mezzoforte, tylko swobodnie korzystał z możliwości głosowych, w górnych rejestrach wypychając dźwięki, szarżując, choć bez operowego zadęcia, melodeklamując, czasami wręcz wyszczekując poszczególne słowa, by znów w nadmiernie lirycznej frazie przechodzić w piano-pianissimo, zmuszając pianistę do muskania palcami klawiatury.


Z pewnością artysta lepiej czuł się w muzyce Schuberta, a na bis poczęstował publiczność jeszcze dwiema pieśniami Johannesa Brahmsa, które potraktował jakby znajdowały się gdzieś w połowie drogi między Schubertem a Paderewskim, co wydawało się skądinąd całkiem słuszne.

 

Christoph Pregardien 3

 

Z tego recitalu zapamiętam jednak przede wszystkim cudowny akompaniament otwierający pole do przedstawienia słów o wiośnie w uczuciach, które w wolnym tłumaczeniu można by zamienić ze słowami jednej z najbardziej znanych pieśni Fryderyka Chopina: Gdybym ja była ptaszkiem z twego gaju, to nie śpiewałabym w żadnym obcym kraju. A może lepiej podkładałyby się słowa Halki: Gdyby rannym słonkiem wzlecieć mi skowronkiem…

                                                                       Joanna Tumiłowicz