Spektakl Sonaty jesiennej Ingmara Bergmana w Teatrze WarSawy jest nie tylko z racji tytułu zbliżony do muzyki. Istotny jest też fakt, że matka odwiedzająca po 7-letnim rozstaniu swoją córkę jest sławnym muzykiem – pianistką. W tym kontekście kariera matki stanowi kontrast dla w miarę spokojnego, skromnego, prowincjonalnego życia córki.
Wymiana myśli między kobietami nabiera cech kulminacji, gdy córka, po wykonaniu na prośbę matki jednego z najdziwniejszych Preludiów (nr 2 a-moll) Fryderyka Chopina słyszy krótką recenzję. Matka w dosyć oględny sposób wyraża się krytycznie o grze córki, zwraca uwagę na stronę techniczną, ale mówi także o charakterze utworu, który jej zdaniem był zagrany zbyt sentymentalnie, podczas gry Chopin nie był sentymentalny.
Zdaniem matki, która wyraża tutaj myśl Bergmana, mimo choroby i słabości ciała kompozytor pozostawał silny i męski, zaś Preludium a-moll wyraża środkami muzycznymi jedynie czysty ból, a nie skargę. W istocie wybór przez Ingmara Bergmana (i autora opracowania muzycznego przedstawienia – Radka Dudę) właśnie tego utworu świadczy o wysokich kompetencjach muzycznych szwedzkiego autora. Na owo Preludium zwracali już wcześniej uwagę różni artyści i teoretycy muzyki, niektórzy nawet radzili, by go nie grać, bo jest dziwaczne, inni określali je różnymi przymiotnikami, wśród których najczęściej pojawiał się – „przerażający”.
Bergman jak mało kto umiał połączyć nastrój rozgrywającego się dramatu psychologicznego z kilkoma kwestiami odnoszącymi się do znajomości klasyki koncertowej. Bo nie tylko o Chopinie i jego mrocznych klimatach jest tutaj mowa. Charlotte, czyli matka grana przez Aleksandrę Justę nawiązuje w rozmowie do swego wielkiego sukcesu koncertowego i tutaj na jaw wychodzi niedouczenie tłumacza Zygmunta Łanowskiego.
W rozmowie pada zdanie, że dyrygent i solistka wykonywali razem „Pierwszą” Beethovena, tymczasem u nas tym określeniem oznacza się I Symfonię Beethovena, w której nie ma udziału solisty. Zapewne w oryginale dzieła chodziło o „Pierwszy Koncert fortepianowy” Ludwiga van Beethovena, których w sumie jest pięć, ale tej subtelności nie odczytał ani autor przekładu, ani autor oprawy muzycznej spektaklu.
Było to jednak tylko niewielkie niedopatrzenie, bowiem cały spektakl należy uznać za popisowy utwór reżysera Kuby Kowalskiego i czwórki aktorów, których wypada wymienić w kolejności. Prócz Aleksandy Justy wypożyczonej z Teatru Narodowego, grają tutaj Weronika Nockowska, Wojciech Solarz i Katarzyna Chmielewska (rola niema). Przedstawienie jest pokazem warsztatowego mistrzostwa: panowania nad atmosferą, stopniowania napięcia i umiejętności wyciszenia w finale. Reżyser Kuba Kowalski wspomina, iż Bergman żałował, że do filmu nie weszła alegoryczna scena, w której „córka rodzi matkę”. W toku Sonaty jesiennej na małej warszawskiej scenie (scenografia i kostiumy Arek Ślesiński), ów poród można jednak wykoncypować dzięki znakomitej grze aktorów. I muzyce, która stanowi emocjonalne tło spektaklu.
Joanna Tumiłowicz