Moja przyjaźń z Barbarą Wachowicz to coś bardzo osobistego. Sięga jeszcze czasów Jej asystentury u Ireny Dziedzic w Tele-echu oraz sympatyzowania z pewnym przystojnym, ale zarozumiałym młodzieńcem, późniejszym wziętym warszawskim architektem, z czego na szczęście nic nie wyszło.
Być przyjacielem Barbary – to coś fascynującego. Być jej mężem – to niezwykłe wyzwanie, któremu tak wspaniale sprostał tylko nieżyjący już Ziuk Napiórkowski. Scenograf, dusza towarzystwa, przykład partnera życiowego dopełniającego unikalną indywidualność Małżonki, bez rezygnacji z własnej osobowości, ambicji i dokonań.
Moje związki z Barbarą scementowały Wigilie Polskie. Był to autorski spektakl w klimacie bożonarodzeniowej gawędy, wywołujący dzieje Wielkich Polaków, szczególnie jej bliskich. Tak więc ze sceny opowiadała o Adamie Mickiewiczu (w tej roli świetny Adam Marjański) i jego bracie Franciszku (Aleksander Machalica), Juliuszu Słowackim (pięknie grał go Andrzej Matul) i Fryderyku Chopinie (Rafał Olbrychski). Opowieściom tym, barwnym, wzruszającym i dowcipnym towarzyszył pod choinką chór z kolędami, orkiestra z baletem w tańcach narodowych oraz sceny aktorskie, śpiewane i odgrywane przez operowych solistów.
Zaczęliśmy jeszcze w Teatrze Wielkim w Łodzi w latach 80-tych. Potem całe to przedsięwzięcie przenieśliśmy do Opery Narodowej. Począwszy od roku 1997 przez kolejnych 14 lat Wigilie Polskie prezentowane były w Teatrze Wielkim w Poznaniu, gdzie każdorazowo przy szczelnie wypełnionej widowni obejrzało je ponad 200 tysięcy widzów na 223 spektaklach.
W edycji poznańskiej przez scenę przewinęły się drużyny harcerskie z niezapomnianym harcmistrzem Krzysztofem Jakubcem importowanym z Łodzi, gromada przedszkolaków wzruszająco śpiewająca „Maluśki, maluśki, kieby rękawiczka”, Filomaci, Powstańcy Wielkopolscy, Rajmund Nowicki przy fortepianie i szereg innych postaci z bogatego literackiego zbioru bohaterów narodowych, upamiętnionych w książkach szalonej Barbary.
Te coroczne tłumy widzów na Wigiliach tak naprawdę przychodziły – a często nawet kilkakrotnie wracały – na „koncert rapsodyczny” w Jej wykonaniu. Ponieważ często siedziałem na widowni podczas tych spektakli, do dziś mogę z pamięci cytować Jej teksty o Litwie, Kościuszce, Janku Anodzie i Powstańcach Warszawskich.
Moment śmierci Barbary Wachowicz to oczywiście powód, aby przypomnieć Jej staranne wykształcenie i posiadaną wiedzę, pokaźny dorobek literacki, liczne nagrody, odznaczenia i zaszczyty, niezwykłą pasję w tropieniu losów Wielkich Polaków, nieustanne i intensywne kontakty z ciągle nowymi pokoleniami młodzieży w celu patriotycznej edukacji, wiedzy o ojczystej przeszłości i zgłębianiu znaczenia Polski w sercach i umysłach kolejnych roczników Polaków.
Była w tym porywająca, autentyczna, poglądowo bezkompromisowa, zafascynowana przeszłością i tradycją, w swych płomiennych wywodach zachęcająca, przekonywująca, mobilizująca.
Trudno pogodzić się, że już na zawsze braknie Jej na wieczorach autorskich, spotkaniach towarzyskich, festiwalach, prelekcjach i wykładach, którymi nikt tak jak Ona nie zapalał słuchaczy.
Gdy mnie brakło w Operze Poznańskiej, wkrótce zaniechano bożonarodzeniowych Wigilii. Nie pomogły liczne interwencje widzów, prośby młodzieży z wielu ośrodków wielkopolskich, a nawet dalszych stron, apele do władz marszałkowskich i ogólne zdumienie, wobec pozbywania się tak wspaniałego artystycznego instrumentu kształtowania postaw patriotycznych i narodowych.
Barbara bardzo to przeżywała. Po kilku latach dała się namówić na ubiegło grudniowe spotkanie w poznańskiej siedzibie PAN-u, potem kilka wieczorów wigilijnych we wrocławskim Narodowym Forum Muzyki, na które pojechałem wzruszony i trochę zazdrosny, że to nie w Poznaniu. Otrzymałem wtedy od Niej obietnicę, że Wigilie Polskie w przyszłym roku wrócą nad Wartę, na przykład do Auli Artis. Już nie wrócą, bo bez Niej nie miałoby to tak głębokiego sensu.
W piątek 14 czerwca o godz. 1400Jej prochy w specjalnie znalezionej aż w Czechach fioletowej urnie poniesione zostaną do kwatery Szarych Szeregów na wojskowych Powązkach, bo tam postanowiła spocząć wśród wielokrotnie opiewanych powstańczych bohaterów. A ja, coraz bardziej samotny i nie kryjący łez, rozpocznę swe osobiste rozpamiętywania. A będzie o czym myśleć, mówić i pisać.
Mam prawo – jako stary przyjaciel – do zanucenia: „Śpij Barbaro w ciemnym grobie, niech się Polska przyśni Tobie!”. Taka o jakiej zawsze marzyłaś, z pasją o niej pisałaś, mówiłaś i cierpliwie na nią czekałaś.
Sławomir Pietras