Przegląd nowości

„Anna Bolena” w Krakowie, czyli trochę jak w kinie

Opublikowano: poniedziałek, 28, maj 2018 19:12

Donizetti komponował Annę Bolena do libretta Felice Romaniego w okresie kiedy cieszył się już we Włoszech sporą sławą i uznaniem. Opera powstała w rekordowo krótkim czasie, Romani napisał libretto w ciągu zaledwie kilku dni, a komponowanie muzyki zajęło Donizettiemu równy miesiąc.

Anna Bolena 811-90

Prapremiera odbyła się 26 grudnia 1830 roku w mediolańskim Teatro Caracano i przyniosła swojemu twórcy pierwszy naprawdę głośny sukces. „Rad jestem zawiadomić Cię, że nowa opera Twojego ukochanego i sławnego męża doznała takiego przyjęcia, że lepsze trudno sobie wyobrazić. Sukces triumf, obłęd: zdawało się, że publiczność wręcz oszalała”. – napisał w liście do żony, która nie mogła być tego świadkiem.


Podczas prapremierowego wieczoru główne partie śpiewali najwięksi śpiewacy tamtych lat Giuditta Pasta (Anna Bolena), Elisa Orlandi (Giovanna Seymour), Filippo Galli (Henryk VIII) i Giovanni Batista Rubini (Percy). Sukces Anny Boleny okazał się przełomowym momentem życiu Donizettiego i otworzył mu drogę do międzynarodowej kariery, a o jego dzieła zaczęły się ubiegać nie tylko włoskie sceny.

Anna Bolena 811-7

Już w 1831 roku Annę Bolena wystawiono w Paryżu, i Londynie, później był: Madryt, Wiedeń, Berlin, Lizbona i Praga. Polska premiera tej opery odbyła się na scenie Teatru Wielkiego w Warszawie w 1844 roku.

Anna Bolena 811-9

Przez niemal pięćdziesiąt lat Anna Bolena wchodziła w skład obowiązkowego repertuaru scen operowych. Później na długie lat zniknęła z afiszy, przypomniano sobie o niej kiedy w La Scali toczyła się głośna wojna sopranów, czyli pamiętny konflikt między Marią Callas a Renatą Tebaldi. Dyrekcja teatru by podtrzymać zainteresowanie obu śpiewaczkami zaczęła wynajdować w archiwach zapomniane dzieła, w których obie panie mogły pokazać pełnię swojego wokalnego i aktorskiego kunsztu. W ramach tego swoistego pojedynku dla Tebaldi wystawiono w La Scali Olimpię Spontiniego i La Wally Catalaniego, dla Callas sięgnięto po Pirata Belliniego, Medeę Cherubiniego i właśnie Annę Bolena DonizettiegoPremiera tego ostatniego dzieła odbyła się 14 kwietnia 1957 roku stając się jednym z najgłośniejszych wydarzeń w powojennej historii opery.


Maria Callas i towarzysząca jej w partii Giovanny Seymour Giulietta Simionato stworzyły wówczas wielkie kreacje, które wzmogły zainteresowanie tą operą i przywróciły ją operowym scenom. Polskim również, co prawda z dużym poślizgiem, ale jednak. Pierwszą powojenną inscenizację przygotowano w Operze Bałtyckiej w 2004 roku.

Anna Bolena 811-29

Premiera drugiej odbyła się na scenie zmodernizowanego Teatru Wielkiego w Łodzi 6 kwietnia 2013 roku. Wreszcie po to piękne dzieło z epoki belcanta, dające śpiewakom wyjątkowe pole dla wokalnego popisu sięgnęła Opera Krakowska – premiera 25 maja 2018 roku. Wypada od razu zaznaczyć, że przedstawienie, mimo kilku zastrzeżeń, pozostawia korzystne wrażenie.

Anna Bolena 811-43

Magdalena Łazarkiewicz, której powierzono reżyserię, jest przede wszystkim reżyserem filmowym co dało się zauważyć od pierwszej sceny rozegranej już podczas uwertury. Reżyserka przemyciła bowiem do swojej wizji Anny Boleny kilka typowo filmowych pomysłów, co okazało się niezbyt szczęśliwym rozwiązaniem. Na dodatek nie wnoszącym też niczego nowego, czym ta inscenizacja mogłaby zaskoczyć. Bardziej mi to przypominało wciskanie na siłę nowych treści. Nie sprawdziły się również projekcje filmowe, szczególnie te w scenie myśliwskiej. Nie bardzo mi też odpowiadały filmowe płomienie, mające – jak mniemam – obrazować stan uczuć bohaterów dramatu.


Zresztą całemu pierwszemu aktowi zabrakło wyrazistości dramaturgicznej i tej magicznej gęstniejącej z minuty na minutę atmosfery nieuchronnej klęski, jaka czeka w finale tytułową bohaterkę. Znacznie lepiej wypadła w tym względzie druga część przedstawienia.

Anna Bolena 811-53

Nie bardzo też przekonał mnie pomysł pozostawienia wszelkich atrybutów kobiecości w „spodenkowej” roli muzyka Smetona (interesująca kreacja Wandy Franek), co budzi dwuznaczne skojarzenia. Chyba jednak zupełnie niepotrzebne. Natomiast z uznaniem należy się odnieść do starannego opracowania charakterystyki psychologicznej bohaterów dramatu.

Anna Bolena 811-80

Anna Bolena – jak wspomniałem – to typowa opera epoki belcanta dająca solistom pole do wokalnego popisu i to jest siłą krakowskiego przedstawienia. W pełni wykorzystały to obie panie: Katarzyna Oleś-Blacha (Anna Bolena) i Monika Korybalska (Giovanna Seymour) tworząc kreacje, o których będzie się pamiętało. Królowa Anna w ujęciu Oleś-Blachy prezentuje pełną paletę dramatycznych emocji kreślonych subtelnie bez zbędnych przerysowań, co pozwoliło jej stworzyć postać tragiczną i przejmującą. Jak zawsze uznanie budzi swoboda prowadzenia frazy i atakowania najwyższych dźwięków oraz operowania dynamiką i ekspresją. Finałowa scena obłędu była prawdziwym majstersztykiem.


Godną jej partnerką okazała się Monika Korybalska (zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że była bohaterką wieczoru) obdarzona szlachetnie brzmiącym mezzosopranem o interesującej barwie i naturalnie swobodnej emisji. Ona również włożyła w swoją kreację pełnię emocji i świetnie opracowanej ekspresji w rozległej skali uczuć.

Anna Bolena 811-22

W sumie interpretacja, o której można spokojnie napisać, że ma dramatyczną głębię. Wielki duet Dio che mi vedi in core w ich wykonaniu to był prawdziwy wokalny pojedynek, z którego obie wyszły zwycięsko. Dzielnie usiłował im dotrzymać kroku Szymon Kobyliński w partii władczego, zaborczego i okrutnego króla Henryka VIII. Jak zwykle starannie opracował i zaśpiewał swoją partię Andrzej Lampert, któremu udało się stworzyć przekonywujący obraz Ryszarda Percego.

Anna Bolena 811-64

Tomasz Tokarczyk przy dyrygenckim pulpicie okazał się precyzyjnym kapelmistrzem szczególnie w prowadzeniu scen ansamblowych i zbiorowych. Przygotowana przez niego orkiestra  z zapałem i zrozumieniem realizowała partyturę Donizettiego. Muzyka pod jego dynamiczną batutą miała właściwą dramaturgię, pełną gamę emocji, żarliwości uczuć oraz dobrze wyeksponowaną wyrazistość rytmiczną i belcantową linię melodyczną. Dla pełni obrazu premierowego wieczoru należy dodać jeszcze dobrze przygotowane chóry imponujące wokalną dyscypliną i homogenicznym brzmieniem.

                                                                                  Adam Czopek