Przegląd nowości

Festiwal Opera rara: nurt narracyjny

Opublikowano: środa, 07, marzec 2018 12:44

Jednym z trzech nurtów tegorocznego festiwalu Opera rara, poczynając od koncertu inauguracyjnego, był nurt narracyjny. Za jego pomysłodawcę prawdopodobnie uznać należy Jordiego Savalla, wymyślającego hasła swoich występów (Jerozolima, Stambuł, Katarowie, Kopernik, Wyprawa Franciszka Ksawerego na Daleki Wschód), do których dobiera odpowiednio ilustrujące go utwory muzyczne właściwej dla danej epoki lub kręgu kulturowego.

Opera Rara 4

Do tego pomysłu coraz częściej nawiązują inni muzycy, zwłaszcza zestawiając repertuar nagrań płytowych, co z kolei zapoczątkowała Cecilia Bartoli. W przypadku omawianych przeze mnie koncertów dokonywano montażu fragmentów zaczerpniętych z większych całości (oper, zarzueli, mszy, sonat) i zestawiano je w nowe konteksty w celu snucia określonej opowieści. I tak w ramach inauguracji zespół Pygmalion z francuskim barytonem Stéphane’em Degout dla tego rodzaju inicjatywy wybrał muzykę wokalno-instrumentalną, zarówno świecką (fragmenty z oper), jak i liturgiczną (ustępy z mszy żałobnych), głównie Jean-Philippe’a Rameau i Willibada Glucka, a więc z przełomu baroku i wczesnego klasycyzmu. Muszę szczerze przyznać, że nie do końca trafia mi do przekonania tego rodzaju quodlibet. Z jednej strony mieliśmy doświadczyć grozy rozpętanych żywiołów naturalnych, nad którymi nie zapanował jeszcze ład sacrum i kultury. Niestety wykonanie popularnych ostatnio Elementów Jean-Féry Rebela (prezentowanych także na ubiegłorocznych PROMsach), z wizją chaosu uchodzącą za przejaw barokowego sonoryzmu avant la lettre, mieściło się w ramach klasycystycznego już, chciałoby się powiedzieć, decorum, a więc nie przyprawiało o serdeczne palpitacje, lecz odznaczało się powściągliwością w okazywaniu retorycznych afektów. W interpretacji Pygmaliona pod dyrekcją Raphaëlle’a Pichona i Stéphane’a Degout o wiele większe wrażenie wywierały podobnego rodzaju fragmenty z Ifigenii na Taurydzie Glucka, a zwłaszcza scena burzy z użyciem maszyny do imitowania wiatru (o wiele skuteczniejszej od tej, wypożyczonej swego czasu z Teatru im. Słowackiego do filharmonicznego wykonania Symfonii alpejskiej Richarda Straussa). 


Z drugiej strony na tak zarysowanym tle kontrast stanowić miały ustępy odznaczające się harmonijnym zrównoważeniem. I rzeczywiście, bardzo ujmująco zabrzmiała aria Voici les tristes lieux... Monstre affreux tytułowego Dardanusa z tragedii lirycznej Rameau, w której Stéphane Degout czarował ściszonym głosem i jego miękką barwą, a towarzyszący mu muzycy dostosowali się do solisty, wydobywając ze swych instrumentów, zwłaszcza smyczkowych, równie powabne, aksamitne brzmienie. Niestety, głos barytonowy nie jest na tyle zróżnicowany barwowo, by mógł wypełnić sobą większą przestrzeń czasową bez ryzyka wkradnięcia się w pewnym momencie odczucia jednostajności.

Opera Rara 3

Swego czasu Tadeusz Różewicz stworzył nową wersję swojej klasycznej Kartoteki, zatytułowanej dla odróżnienia od pierwszej jako rozsypana. Z zastosowaniem podobnej formuły w przypadku koncertu Wielki teatr świata (Il gran teatro del mondo), a złożonego z utworów włoskiego baroku. Przede wszystkim mogliśmy obcować z twórczością dwóch niespokrewnionych ze sobą kompozytorów o nazwisku Rossi. Instrumentalną mantuańczyka Salamone oraz operową Luigiego, pochodzącego z południa Włoch. Szczególnie mocne wrażenie wywarła odwołująca się do śmiałych efektów artykulacyjnych Sonata według arii Tordiglionego (Sonata sopra l’aria di Tordiglione), w tym wykonaniu o wiele bardziej interesująca brzmieniowo od sławnych Elementów Rebela z koncertu inauguracyjnego. Z kolei lamentacyjna aria Lagrime (Łzy) z Orfeusza Claudio Monteverdiego w interpretacji Roberty Mameli nabrała siły wyrazu dzięki operowaniu przez artystkę zmiennym tempem i dynamiką, oddającymi rozległy rejestr uczuć postaci. Mnie wszakże ujął swoją sztuką wokalną przede wszystkim hiszpański tenor Juan Sancho, który zarówno w arii, jak i w duecie z Powrotu Ulissesa do ojczyzny przywołanego już Monteverdiego, olśniewał słuchaczy plastycznością swego głosu, a także nieskazitelną techniką w kreśleniu efektownych ozdobników, czyli melizmatów. O jego muzykalności świadczyło ponadto wydobywanie subtelnych odcieni wyrazowych za pomocą śpiewu mezza voce (półgłosem). Wspomniane walory obojga śpiewaków doszły dodatkowo do głosu w wyborze arii i duetów z zarzueli, czyli hiszpańskich śpiewogier Juana Hidalgo oraz José de Nebry. Zwłaszcza w przypadku tego ostatniego spoza barokowej retoryki przebijają ludowe źródła tego rodzaju artystycznego, pozwalające odtwórcom zabłysnąć nie tylko stylowością wykonawczą, ale i autentycznym południowym temperamentem. Artystom towarzyszyli muzycy Accademii del Piacere czyli Akademii Przyjemności, prowadzeni od violi bastarda przez Fahmiego Alquaia.

                                                                                  Lesław Czapliński