Przegląd nowości

„Peleas i Melizanda” w Opera Vlaanderen w Antwerpii

Opublikowano: niedziela, 11, luty 2018 09:28

Setna rocznica śmierci Claude’a Debussy’ego zaowocowała w wielu teatrach europejskich specjalnie na tę okazję przygotowanymi realizacjami dramatu muzycznego Peleas i Melizanda, stanowiącego ukoronowanie całej twórczości francuskiego kompozytora.

Peleas i Melizanda,Antwerpia 1

Mamy bowiem w tym przypadku do czynienia z nowatorskim i otwierającym nowy rozdział w historii muzyki dziełem – powstałym w oparciu o sztukę Maurice’a Maeterlincka – pogrążonym w oparach symbolizmu, o metaforycznym wydźwięku i płynnym, ruchomym kształcie.


Nie ma tutaj tradycyjnej operowej dramaturgii ani stosowanego do tamtej pory (prapremiera miała miejsce w 1902 roku w paryskiej Opéra-Comique) procederu budowania i rozładowywania napięcia, toteż nadanie tej pozycji interesującej i „właściwej” (choć nie bardzo wiadomo, co by to słowo miało w tym przypadku oznaczać) formy stanowi dla każdego reżysera doprawdy ogromne wyzwanie.

Peleas i Melizanda,Antwerpia 2

To dlatego świadomy tych wszystkich trudności Aviel Kahn, dyrektor Opera Vlaanderen w Antwerpii, decydując się na zaproponowanie swojej publiczności nowego kształtu scenicznego słynnego dzieła, postanowił skompletować ekipę realizatorów złożoną z wybitnych i reprezentujących różne artystyczne dziedziny osobowości.

Peleas i Melizanda,Antwerpia 3

Znaleźli się w niej mający już na swoim koncie wiele ważnych osiągnięć choreografowie Sidi Larbi Cherkaoui i Damien Jalet – autorzy reżyserii omawianego spektaklu, scenografią zajęła się serbska plastyczka Marina Abramović, zaś kostiumy opracowała czołowa przedstawicielka belgijskiego świata mody Iris van Herpen. Wprowadzenie do wizji Peleasa i Melizandy warstwy choreograficznej i tym samym wpisanie do niego w zasadzie obcego mu języka ekspresji artystycznej wiązało się oczywiście z dużym ryzykiem, tym bardziej, że taniec jest tutaj elementem dominującym w stosunku do dość oszczędnie prowadzonej gry aktorskiej.


Ostatecznie w miarę trwania przedstawienia pomysł ten okazuje się wyjątkowo trafiony i przekonujący. Otóż siedmiu skromnie odzianych i praktycznie stale na scenie obecnych tancerzy tworzy piękne obrazy o wielkiej sile plastycznego oddziaływania na naszą wyobraźnię. Odnajdujemy w nich liczne odniesienia do rzeźb takich indywidualności jak Auguste Rodin, Marie-Paule Deville-Chabrolle, George Minne czy Antonio Sartorio. 

Peleas i Melizanda,Antwerpia 4

Męskie, obnażone i umięśnione ciała przyjmują tu często nienaturalne i pełne napięcia pozy, zdradzające cierpienie, ale także dyskretnie przywołujące homoerotyczne wątki. Podczas orkiestrowych interludiów (Debussy napisał je przed premierą, aby ułatwić zmianę dekoracji) te choreograficzne układy komentują akcję i uczucia bohaterów, co nasuwa nieodparte skojarzenia z funkcją, jaką w teatrze greckim pełnił chór.

 Peleas i Melizanda,Antwerpia 5

Wszakże rola baletu staje się w tym przypadku tym bardziej istotna, że nawiązuje on symbolicznie do fantazmów oraz skrytych pragnień i marzeń dwójki protagonistów. Co ciekawe, przesuwające się jak duchy sylwetki tancerzy pozostają dla tych ostatnich niewidoczne, chociaż przecież wyraźnie wpływają na zachodzące pomiędzy nimi relacje. To na przykład one wypełniają całą przestrzeń sceniczną elastycznymi sznurkami tworzącymi sieć, w którą zaplątują się tytułowi bohaterowie. 


Te krzyżujące się, tworzące zmienne pajęczyny i sidła sznurki zostają też pomysłowo i symbolicznie wykorzystane w słynnej scenie z włosami z aktu trzeciego, kiedy stojąca na szczycie wieży Melizanda czesze swe długie włosy. Również i wówczas, kiedy kaskada tych złotych włosów spływa z wieży do Peleasa, a on zaczyna je pieścić w ekstazie.

Peleas i Melizanda,Antwerpia 7

Wspomniana sieć utrudnia jednak bezpośredni kontakt pomiędzy zakochanymi, w związku z czym nie dostrzegamy pomiędzy nimi fizycznej bliskości ani żadnych czułych i serdecznych gestów. Stwarza ona natomiast rozpaczliwe poczucie zamknięcia i uwięzienia, zarówno w sensie dosłownym, jak i przenośnym, zwracając uwagę na wewnętrzne rozterki i rozdarcie młodej pary.

Peleas i Melizanda,Antwerpia 8

Podkreślić należy, że to opresyjne wrażenie zamknięcia jest też skutecznie kreowane za pomocą scenografii Mariny Abramović, w której na darmo wypatrujemy leśnej sadzawki, otoczonego leśną gęstwiną zamczyska, wieży czy zamkowego podziemia. Te konkretne miejsca zostają zastąpione wyzutymi z wszelkich odniesień czasowych dekoracjami, składającymi się głównie z ogromnych, rozświetlonych od wewnątrz, jakby lodowych brył o fallicznych kształtach. W pozycji pionowej przypominają one stalagmity, lub zwisające z góry stalaktyty, zaś ułożone w pozycji horyzontalnej zamieniają się w kamienne łoże śmierci – katafalk, na którym spoczywa martwa Melizanda. 


Centralnym punktem tak zaplanowanej przestrzeni okazuje się jednak być umieszczone w głębi sceny ogromne oko czy rodzaj gigantycznego pierścienia, w którym wyświetlane są barwne animacje wideo Marco Brambillego.

Peleas i Melizanda,Antwerpia 6

Przywołują one na przemian jakieś nieskończone, kosmiczne przestworza albo rozszerzającą się bez końca źrenicę, symbolizującą – jak można się domyślać – równie przepastne obszary ludzkiej duszy. Estetyczne walory tak nakreślonej wizji o posępno-mrocznym klimacie oraz emanująca z niej, a pozostająca w zgodzie z duchem partytury Debussy’ego poezja dostarcza jedynych w swoim rodzaju i niezapomnianych wrażeń. 


W pamięci pozostanie też z pewnością zjawiskowa kreacja norweskiej sopranistki Mari Eriksmoen, fascynującej Melizandy o krystalicznym, a zarazem zmysłowym głosie, pozwalającym jej ukazać całą tajemniczość tej kruchej, a zarazem zdecydowanej postaci.

Peleas i Melizanda,Antwerpia 9

Autentyczności i wiarygodności przydaje jej też skandynawska uroda, jasne włosy i szczupła sylwetka, oraz opinająca jej wiotką sylwetkę złota i niemalże przezroczysta suknia wymyślona przez wspomnianą już Iris van Herpen. Idealnym wykonawcą partii Peleasa jest południowoafrykański baryton Jacques Imbralio, poruszający liryzmem i sztuką wokalnego niuansowania.

Peleas i Melizanda,Antwerpia 10

Brytyjski baryton Leigh Melrose w roli Golaud nieco rozczarowuje brakiem mocy i solidnego osadzenia głosu w dole skali, choć trzeba jednocześnie przyznać, że potrafi on te braki z dobrym skutkiem rekompensować niebywałym zaangażowaniem teatralnym. Problemów z wolumenem i odpowiednim do partii starego króla Arkela nasycaniem swego ciemnego basu nie ma natomiast Matthew Best, który – podobnie jak Amerykanka Susan MacLean w roli Genowefy oraz wcielająca się w Yniolda izraelska sopranistka Anat Edri – okazuje się być mocnym filarem tej prezentującej wysoki poziom obsady solistów. 


Argentyński dyrygent Alejo Pérez, stojący na czele Orkiestry Symfonicznej Opera Vlaanderen, w swojej interpretacji porusza się umiejętnie na granicy pomiędzy liryzmem i dramatycznym napięciem, chwiejną ulotnością i orkiestrową gorączką, mrocznymi aurami i znacznie rzadszymi promiennymi chwilami.

Peleas i Melizanda,Antwerpia 11

Jednocześnie dyskretnie wydobywa wyszukane efekty harmoniczne, hipnotyczne motywy czy tonalne kontrasty. I tak oto za sprawą tej wyjątkowej realizacji belgijska placówka godnie uczciła urodziny jednego z najważniejszych ojców muzyki współczesnej.

                                                                           Leszek Bernat