Przegląd nowości

W kalejdoskopie orkiestrowych barw

Opublikowano: czwartek, 01, luty 2018 21:40

Ostatni koncert krakowskich filharmoników poprowadził gościnnie Łukasz Borowicz. Wciąż mnie zadziwia polityka kadrowa w polskich instytucjach muzycznych, w których znajdują zatrudnieni trzeciorzędni dyrygenci z zagranicy, podczas gdy sprawdzeni polscy mistrzowie batuty nie mogą na to liczyć (na przykład kolejny cudzoziemiec objąć ma dyrekcję artystyczną NOSPR-u).

Filharmonia Krakowska 5

Do takich należy Łukasz Borowicz, już artysta średniego pokolenia, który dał się poznać jako osobowość znacznego formatu, stojąc na czele Polskiej Orkiestry Radiowej.


Kapelmistrz ten potrafi świetnie pracować z orkiestrą, z czego rezultatami można potem  obcować podczas jego koncertów. A przy tym nie tworzy na podium spektaklu, dając popis ekwilibrystyki, lecz skupia się głównie na czytelnym geście, stanowiącym przede wszystkim przekaz dla muzyków. Operuje wyważoną dynamiką, rezerwując jej większe natężenie dla rzeczywistych kulminacji w przebiegu dyrygowanych utworów. Stąd ani nie ogłusza słuchaczy od pierwszego wejścia, a co za tym idzie nie zużywa przedwcześnie efektu forte, które wywiera odpowiednie wrażenie tylko wtedy, gdy przychodzi dla niego odpowiedni moment na tle wcześniej z powściągliwością zarysowanym.

Filharmonia Krakowska 6

Na początek zabrzmiały powstałe w Paryżu Cztery tańce polskie Aleksandra Tansmana. Nie stanowią one bezpośredniej stylizacji ich folklorystycznych pierwowzorów, lecz raczej przetworzone, ich symfoniczne wizerunki. I tak je odczytał Łukasz Borowicz. Zgodnie z neoklasycznym duchem ówczesnej epoki (lata międzywojenne) wyeksponował czynnik rytmiczno-motoryczny w Polce, plastycznie zarysował melancholijne kontury Kujawiaka, skupił się na liryzmie Dumki, wreszcie przekazał powściągliwą wizję Oberka, znajdując dla swej interpretacji wrażliwego partnera w orkiestrze. II Koncert skrzypcowy g-moll op. 63 Siergieja Prokofiewa powstał już po decyzji kompozytora powrotu do Związku Radzieckiego. Stąd może jego mniejszy radykalizm brzmieniowy i większa przystępność muzycznego języka? Druga część Andante assai to do pewnego stopnia scena baletowa, zapowiadająca już pejzaż dźwiękowy Romea i Julii. Skrzypaczka Maria Sławek, w tym sezonie solistka Filharmonii Krakowskiej (wolę to dawniejsze określenie od obcojęzycznej kalki – artysty-rezydenta), dysponuje nośnym brzmieniem swego instrumentu, co pozwala jej swobodnie prowadzić dialog z orkiestrą, choć instrumentacja Prokofiewa jest przejrzysta i unika efektów grzmiącego tutti. Zabrakło mi natomiast większego zapamiętania w swoistym perpetuum mobile jakim jest finał koncertu Allegro ben marcato, który wydaje się nie mieć końca i nie znajdować rozwiązania.


Po przerwie usłyszeliśmy muzykę baletową Narcyz i Echo op. 40 Nikołaja Czerepnina, do pewnego stopnia rosyjskiego impresjonisty, przez większą część nie tylko twórczego życia przebywającego na emigracji we Francji. Jest to studium kolorystyczne, ukazujące bogactwo możliwości brzmieniowych poromantycznej orkiestry.

Filharmonia Krakowska 7

Za jej składnik uznać można chór z wyłączeniem basów, śpiewający bez słów, w tym techniką mormoranda. Jego rola ogranicza się jedynie do wprowadzenia dodatkowego czynnika barwowego. Podobnie jest z opartymi na wokalizie niewielkimi wejściami solowymi głosu tenorowego, które odnalazły najodpowiedniejszego wykonawcę w osobie młodego śpiewaka Bartłomieja Chorążego.

Filharmonia Krakowska 8

Przy całym przerafinowaniu dźwiękowym brakuje wyrazistszej formy, która nadałaby przebiegowi bardziej zróżnicowany charakter, również dramatyczny, skoro mamy do czynienia z muzyką towarzyszącą choreograficznej opowieści. Zapewne nie ułatwiało to zadania tancerzom Baletów Rosyjskich Siergieja Diagilewa, dla których powstał ten utwór. Jego najbardziej adekwatną realizacją sceniczną mogłaby stać się czysta wizualizacja, uwolniona od wszelkiej fabuły, a więc kompozycja w stylu scenariuszy Wasila Kandinskyego.

                                                                          Lesław Czapliński