Przegląd nowości

Wszystko o Donizettim (17)

Opublikowano: środa, 06, maj 2020 07:00

Maria de Rudenz

Wydawałoby się, że żadna z oper podziwianego już w tym czasie powszechnie Donizettiego nie „poległa” podczas pierwszego przedstawienia. A jednak prawda jest nieco inna!

Caroline Ungher

Operą która zarobiła pełną klapę podczas prapremierowego przedstawienia była Maria de Rudenz, skomponowana na przełomie 1837 i 1838 roku na zamówienie weneckiego Teatro La Fenice, na jego otwarcie po kolejnym pożarze w 1836 roku. Był to dla kompozytora okres wyjątkowo trudny. Trawiąca go rozpacz  po utracie najpierw rodziców później nowonarodzonego syna, a wreszcie żony (miała zaledwie 28 lat) nie ustępowała. „Będę wiecznie nieszczęśliwy. Nigdy tak szczerze nie pragnąłem śmierci jak obecnie".


Bez ojca, bez matki, bez żony, bez dzieci.. dla kogo mam więc pracować?” – pisze do brata zmarłej Wirginii. A jednak tej sytuacji praca okazała się sensem jego życia. Bezpośrednio po tych tragicznych wydarzeniach rzucił się w wir pracy nad Roberto Devereux, którego premiera w Teatr San Carlo w Neapolu zakończyła się głośnym sukcesem.

Giorgio Ronconi 3

Bezpośrednio po sukcesie w Neapolu zasiadł do pracy na kolejnym dziełem tyle tylko, że ta tym razem nie przychodziła mu tak łatwo jak zawsze. Pisał tę operę – jak na niego – wolno, niemal cały rok, bez większego przekonania i wiary w sukces. 21 listopada 1837 roku napisał w liście do Toto Vassellego: Opera dla Wenecji postępuje naprzód, ale nie podoba mi się ona ani trochę: dlatego też jeśli się dowiesz, że mnie zamordowano, powiedz sobie: Wiedziałem, że tak się to skończy.


Przeczucie tym razem nie zawiodło Donizettiego, opera wystawiona w Teatro La Fenice 30 stycznia 1838 roku nie zyskała powodzenia. Nikt w Wenecji nie chciał się zachwycić Marią de Rudenz. Nie pomogli ani Carolina Ungher w roli  tytułowej, ani Georgio Ronconi w partii Corrado di Waldorfa, więc po zaledwie trzech przedstawieniach zdjęto ją ze sceny.

Katia Ricciarelli,Rudenz

Obecny na prapremierowym przedstawieniu słynny tenor Adolphe Nourrit stwierdził, że opera Donizettiego jest „niezwykle blada”, libretto „głupie”, a całość nazwał „ohydną masakrą”. Przyznać należy, że Nourrit tak bardzo się nie mylił. Libretto Salvatore Cammarano do błyskotliwych tym razem nie należało. Oparto je na fragmentach powieści Mnich Matthev Gregory Lewisa, przerobionej w 1835 roku na dramat La nonne Sanglante (Krwawa zakonnica)


Wyszedł z tego ponury mocno zagmatwany tasiemiec pełen ponurych rodowych tajemnic, schadzek, katakumb, klasztornych furt i kilku okrutnych zbrodni. Można się w tym wszystkim pogubić! Na dodatek widać było, że Donizetti komponował Marię de Rudenz bez przekonania i bez większego zaangażowania.

Alberto Cupido

Brakuje jej wdzięku oraz właściwej dziełom tego twórcy lekkości i melodyki. W tej sytuacji operę szybko wycofano ze sceny wprowadzając na jej miejsce równie pospiesznie wznowioną Parisinę Donizettiego, której prapremiera miała miejsce w marcu 1833 roku w Teatro della Pergola we Florencji. Maria de Rudenz była ostatnią operą Donizettiego dla Teatro La Fenice w Wenecji. Od tego momentu będą się musieli weneccy wielbicie opery, jako gatunku, zadowolić późniejszymi premierami dzieł Donizettiego, którego pobyt w tym mieście podczas przygotowań do prapremiery był zarazem ostatnim w Wenecji.


Przenosi się do Neapolu, ale i tutaj nie może sobie znaleźć miejsca, coraz częściej myśli o opuszczeniu Włoch i wyjeździe do  Paryża. Kroplą przepełniającą czarę goryczy było powierzenie dyrekcji Konserwatorium w Neapolu nie jemu lecz Saverio Mercadantemu.

Leo Nucci

W tej sytuacji na początku października 1838 roku Donizetti decyduje się na wyjazd – przez Marsylię – do Paryża, gdzie szybko zostanie zaakceptowany, i gdzie będzie się cieszył ogromnym autorytetem, dowodem na to jest nadanie Donizettiemu godności członka-korespondenta Akademii Francuskiej. Maria de Rudenz drugi raz wróciła na scenę La Fenice dopiero na przełomie lat 1980/1981, w ramach szeroko zakrojonej akcji przypominania zapomnianych oper Donizettiego.


Niestety, i tym razem również nie pomogli znakomici wykonawcy – Katia Ricciarelli w partii Marii i Leo Nucci jako Corrido oraz Alberto Cupido w partii Enrico. Przełomu nie było, a sukces niewielki. Opera do 1982 roku miała w sumie dwadzieścia przedstawień. W tym pięciokrotnie prezentowały ją zespoły La Fenice podczas gościnnych występów w Niemczech w 1982 roku. A jednak prapremierowa klęska w Wenecji nie okazała się czynnikiem, który sprawił, że opera szybko zniknęła z afisza i o niej zapomniano. Co dziwniejsze nie tylko nie zniknęła, ale zaczęła odnosić sukcesy na innych włoskich scenach i to bez żadnej ze strony Donizettiego rewizji partytury.

Maria di Rudenz CD

Już w marcu 1838 roku, a więc ledwie niespełna trzy miesiące po fatalnej weneckiej prapremierze, Marię de Rudenz wystawiono z sukcesem w Teatro della Pergola we Florencji. W lipcu pojawiła się w Livorno, a w październiku 1839 ponownie we Florencji. W lutym 1840 wystawiono ją w Veronie, a maju w Ankonie. Wszystkie te przedstawienia łączy nazwisko Giuseppiny Strepponi, znakomitej wykonawczyni partii tytułowej, która kilka lat później zostanie drugą żoną Giuseppe Verdiego. Prawdziwy wysyp premier przeżyła Maria de Rudenz w latach 1841-44 kiedy wystawiła ją większość włoskich teatrów operowych z Rzymem, Turynem, Mediolanem i Ferrarą na czele. Pierwszym teatrem zagranicznym, który operę pokazał był Teatro de la Cruz w Madrycie, premiera 24 kwietnia 1841 roku, drugim, Teatro Sao Carlo w Lizbonie – 27 luty 1842. Jeszcze w tym samym roku Marię de Rudenz wystawiono na Malcie, później w Barcelonie, Wiedniu, Buenos Aires. Popularność tego dzieła trwała, jak w przypadku większości oper Donizettiego, do 1870 roku, po którym już szybko o niej zapomniano. Przypomniano sobie o niej dopiero w 1974 roku w Londynie, gdzie zaprezentowano jej koncertową wersję. Kolejne realizacje przygotowano w Paryżu (1981), Dreźnie, Wiesbaden (1982), Genewie (2001) oraz to wyżej wspomniane w Wenecji. Jak dotychczas żaden z polskich teatrów operowych nie wystawił tej opery. Muzycznie nie posuwa się Donizetti w Marii de Rudenz ani jeden krok do przodu. Pozostaje na dawno sprawdzonych pozycjach prymatu wokalnego nad pozostałymi składowymi całej opery. Liczy się przede wszystkim inwencja melodyczna, ale i tej brakuje wyrazistości. To zresztą chyba jedyna opera, w której główna bohaterka trzykrotnie umiera.


Pierwszy raz porzucona przez Corrada w weneckich  katakumbach (jak się uratowała nie bardzo wiadomo). Drugi raz ginie przebita sztyletem przez Corrada w finale II aktu. W trzecim akcie, najpierw pojawia się jako widmo, by później zmaterializować się i zamordować Matyldę, swoją rywalkę.

Maria di Rudenz 1

Z ręki Corrada ginie też jego brat. Jak ładnie zauważył w swoim przewodniku operowym Piotr Kamiński, „w tej operze uchodzi z życiem tylko sufler”. Wszystkie te nieprawdopodobne sytuacje są dla Donizettiego pretekstem rozpisania popisowych arii i scen. Wszystko według starego schematu; aria, duet, scena ansamblowa, scena z udziałem chóru. Te ostatnie mają zwartą konstrukcję dramaturgiczną i są mocną stroną tej partytury.


Oczywiście zgodnie z duchem epoki bel canta, każdy z protagonistów został obdarowany odpowiednimi ariami, w których może w pełni zaprezentować swój wokalny kunszt. Interesująco są rozpisane partie braci Enrica i Corrada di Waldorff, rywali kochających tę samą damę, Matyldę di Wolff, kuzynkę Marii. Już pierwsza scena, w której Corrado zdradza bratu jaką popełnił zbrodnię – aria Eglia ancora non giunge  przechodząca w duet braci Fratello! Qui di mie pene un angelo dowodzi jak wysoko ustawił kompozytor poprzeczkę wymagań dla obu wykonawców.

Maria di Rudenz 2

Równie wysoką poprzeczkę ma do pokonania śpiewaczka chcąca się zmierzyć z partią Marii, która już „na wejście” ma do zaśpiewania trzyczęściową arię Surse giorno fatal kończącą się błyskotliwą cabalettą Sulla mia tomba gelida. W ciągu dalszej akcji te wymagania wcale nie maleją.

Maria di Rudenz 3

Ich kulminacją jest ostatnia aria Al misfatto encore e rio, w trakcie której martwa osuwa się na scenę. Interesująca jest również konstrukcja finałów każdego z trzech aktów. W pierwszym kiedy podczas ceremonii zaślubin Matyldy i Corrado pojawia się Maria. Drugi akt kończy pełna dramatycznych tonów scena przebicia sztyletem Marii przez niepanującego nad własnymi emocjami Corrado. Równie dramatyczny jest finał ostatniego aktu i całej opery. Na scenie, ukryty w bocznej kulisie, przy życiu pozostaje tylko sufler, i cudem ocalały Corrado pochylony nad trupem Marii, którego Cammarano z Donizettim nie zdążyli uśmiercić.

                                                                                         Adam Czopek