Przegląd nowości

Kocham Debussy’ego (i Bacha)

Opublikowano: niedziela, 28, styczeń 2018 13:11

Największą wartością przedstawienia Peleas i Melizanda w Operze Narodowej w Warszawie jest muzyka. Jej wykonanie przez orkiestrę Teatru Wielkiego pod dyrekcją Patricka Fournilliera jest znakomite, pełne zmieniających się barw i napływających emocji. Czasami fale dźwiękowe uderzają jak morskie fale o brzeg, czasami jak krew napływająca nagle do mózgu.

Peleas i Melizanda 1

Przyjemnie jest słuchać dobrze brzmiącej orkiestry, a jeszcze przyjemniej jest rozkoszować się dobrze postawionymi głosami śpiewaków. Trafnie obstawione role tytułowe Peleasa (Bernhard Richter) i Melizandy (Sophie Karthäuser), dopełnia ten trzeci składnik małżeńskiego trójkąta, mąż Golaud (Laurent Alvaro). Jego dziadkiem jest niski, skrzeczący, jakby pęknięty bas Bertranda Duby, ale już dwie mniejsze role spełniają śpiewaczki polskie, pięknie brzmiący mezzosopran Karoliny Sikora jako Geneviève oraz nieco sztywny, ale przez to dziecięcy sopran Joanny Kędzior jako Yniolda. Rolę lekarza powierzono całkiem przyzwoicie muzykującemu Robertowi Dymowskiemu.

Peleas i Melizanda 2

Drugim ważnym czynnikiem przedstawienia jest strona wizualna, przesuwające się panele z małymi lub większymi obiektami, pokojami, zaniedbanym basenem, klatką schodową – dzieło scenografki Lizzie Clachan. Zestaw przysłon i kotar, jak w fotoplastykonie odsłania i zasłania poszczególne obiekty i my bezzwłocznie przenosimy się z miejsca na miejsce.


To wygląda na panującą dziś w świecie teatralnym modę, bo ten sam trick wykorzystała np. Natalia Korczakowska w rozdętej i miejscami bełkotliwej premierze Biesów w Teatrze Studio. Żelaznym elementem obu inscenizacji jest ujawnienie w finale przedstawienia, gdy wykonawcy wychodzą do oklasków, brygady robotników scenicznych, którzy w sile kilkunastu lub kilkudziesięciu chłopa prezentują szczegóły swych działań.

Biesy,Teatr Studio 1

Przesuwanie paneli z elementami sceny porządkuje też przebieg spektakli wyreżyserowanych przez obie panie, ale to wiąże się także z niedogodnościami akustycznymi – śpiewacy u Debussy’gego i aktorzy w Biesach korzystają ze sztucznego nagłośnienia, tam dyskretnego i prawie niedostrzegalnego, tu nachalnego i niechlujnego.

Biesy,Teatr Studio 2

To kolejne podobieństwo obu spektakli, chociaż od strony muzycznej oba stoją na wysokim poziomie – tam Debussy, tutaj Bach – Suita wiolonczelowa. Mówi się, iż Katie Mitchell w podobny sposób podchodzi także do innych realizowanych przez siebie oper, ale pomysł na uwspółcześnienie Peleasa i Melizandy powiódł się w zupełności. To dzieło jest nadal piękne, zrozumiałe, tajemnicze, miejscami bulwersujące. I o to w teatrze dnia dzisiejszego chodzi. Ze wspomnianymi Biesami Korczakowskiej jest większy kłopot, ale to na szczęście nie jest opera, choć tej reżyserce zdarzyło się już przygotowywać premierę Halki Moniuszki.

                                                                                 Joanna Tumiłowicz