Przegląd nowości

23. Festiwal George Enescu w Bukareszcie

Opublikowano: niedziela, 10, grudzień 2017 13:10

XXIII edycja organizowanego z przerwami od 1958 roku w rytmie dwuletnim Międzynarodowego Festiwalu „George Enescu” (2-24 września), którego kierownictwo artystyczne objął właśnie Vladimir Jurowski, pokazała raz jeszcze, że mamy tu do czynienia z jednym z najważniejszych i najciekawszych wydarzeń muzycznych w Europie.

Enescu,Bukareszt,2017 1

Na jej oszałamiające bogactwo programowe złożyło się około sto koncertów - z udziałem trzech tysięcy artystów - prezentujących muzykę symfoniczną i kameralną, współczesną i barokową, a także przedstawienia operowe oraz imprezy towarzyszące: sympozja, dyskusje, spotkania z kompozytorami, wystawy itd.

Enescu,Bukareszt,2017 6

I choć te wszystkie propozycje nie były w żaden sposób uporządkowane według jakiejś przewodniej koncepcji artystycznej, to przecież głównym celem Festiwalu jest przede wszystkim umożliwienie publiczności Bukaresztu i innych rumuńskich miast, a także przybyłym z różnych stron melomanom, obcowanie w krótkim czasie ze sztuką najwybitniejszych solistów i zespołów z całego świata. Ci ostatni muszą jedynie wywiązać się z obowiązku umieszczenia w wykonywanych programach wybranej kompozycji patrona tej zakrojonej na wielką skalę manifestacji, pochłaniającej ogromną część przeznaczonego na kulturę budżetu Rumunii. 


Podczas paru spędzonych w Bukareszcie dni miałem możliwość uczestniczyć w wielu fascynujących wydarzeniach, z których ze względu na ograniczoną objętość recenzji omówię zaledwie tylko niektóre. Mój pobyt rozpocząłem koncertem występującej w ramach cyklu „Wielkie orkiestry świata” Rosyjskiej Orkiestry Narodowej, która pod batutą Michaiła Pletniewa rozpoczęła swój program poematem symfonicznym Isis Enescu. Hipnotyzowała ona słuchaczy wizjonerską, łączącą dramatyzm z mistyką atmosferą oraz imponowała precyzyjną interpretacją, uwydatniającą nagłe zmiany tempa i piękne, choć zaskakujące, progresje harmoniczne. Zaraz potem wysłuchaliśmy III Koncertu fortepianowego Prokofiewa, w którym solista Nikolai Lugansky już w początkowym allegro dość szybko uciekł od pozornego liryzmu w sferę dzikiej radości i zaraźliwego dynamizmu, błyskotliwie akcentując utrzymane w wyśrubowanym tempie rytmiczne przebiegi. Tej żywiołowości konsekwentnie stawiał opór zachowujący rozczarowujący obiektywizm i w żadnym momencie niewykazujący choćby krzty humoru czy ironii Pletniew. Jego ziejąca chłodem techniczna perfekcja zaszkodziła też kończącej koncert VI Symfonii tego samego kompozytora, w której nawet koniec trzeciej części zatracił swój eteryczny charakter.

Enescu,Bukareszt,2017 2

Paradoksalnie rosyjska orkiestra zaprezentowała się znacznie korzystniej pod dyrekcją świetnego rumuńskiego kapelmistrza Horii Andreescu, atrakcyjnie prowadzącego barwną i trudną rytmicznie suitę Estancia Ginastery, niesłychanie emocjonalnie nasyconą V Symfonię Czajkowskiego i skromną, choć uroczą, Aria and Scherzino na skrzypce i orkiestrę Enescu, z udziałem Vadima Repina. Rosyjski skrzypek był jednak głównie bohaterem najbardziej oczekiwanej pozycji tego programu, czyli specjalnie dla niego napisanego i po raz pierwszy w Rumunii wykonywanego Koncertu na skrzypce i orkiestrę Sir Jamesa MacMillana z 2009 roku, poświęconego pamięci matki kompozytora, ale niemającego przecież charakteru ckliwego hołdu. Wręcz przeciwnie: w początkowym, niemalże makabrycznym w nastroju „Dance” szorstko brzmiące skrzypce Repina walczyły z przytłaczającą masą dźwięków opresyjnej blachy, a po chwilowym wyciszeniu lirycznej części drugiej („Song”) nastąpił zaskakujący finał, w którym natarczywie wypowiadający niemieckie słowa muzycy rywalizowali z grającym coraz bardziej energicznie i wręcz brutalnie skrzypkiem. Ostatecznie jednak jego uderzająca bogactwem muzycznych pomysłów partia całkowicie zdominowała wokalne i instrumentalne interwencje członków orkiestry. 


Niezapomnianych wrażeń dostarczyły dwa wieczory spędzone w towarzystwie Pittsburgh Symphony Orchestra i jej szefa Manfreda Honecka, którzy w ogromnej sali Pałacu Kongresów (3000 miejsc) zaproponowali programy dające okazję do delektowania się nadzwyczajnym stylem i mieniącym się wieloma odcieniami kolorytem brzmienia (fantastyczna blacha, szczególnie w Mahlerze!) tego amerykańskiego zespołu. Zarówno w dziełach Czajkowskiego, Dworzaka, Enescu czy Mahlera wyczuwało się idealną osmozę pomiędzy austriackim kapelmistrzem i reagującą z rzadkim zaangażowaniem na jego pełną skupienia czy namiętności, a ponadto nieustannie olśniewającą muzyczną inteligencją dyrekcję, potrafiącą skutecznie utrzymywać równowagę pomiędzy dźwiękowo-rytmicznymi wybuchami i odcinkami o bardziej refleksyjnym charakterze. Ta umiejętność przyniosła na przykład wspaniałe rezultaty w Koncercie skrzypcowym a-moll Dworzaka z solistką Anne-Sophie Mutter, która wznieciła entuzjazm nie tylko techniczną wirtuozerią, ale przede wszystkim ogromną muzykalnością, temperamentem i sztuką prowadzenia zajmującego dialogu z orkiestrą (np. z rogami w I części). Źródłem głębokich wzruszeń był też sposób, w jaki Honeck prowadził swój zespół w Pieśniach ze zbioru Des Knaben Wunderhorn Mahlera, osiągając w każdym momencie wyostrzoną i skontrastowaną ekspresję, przeplatając trywialność z liryzmem czy szyderstwo ze smutkiem, a zwłaszcza wsłuchując się z wrażliwością w interpretacje śpiewającego te Pieśni Matthiasa Goernego.

Enescu,Bukareszt,2017 3

Niemiecki baryton zachwycał ciepłą barwą i plastycznością subtelnie prowadzonego głosu, naturalnością przekazu, fenomenalną emisją i wzorcową dykcją, unikającą wszakże demonstracyjnego akcentowania słów. Zdolność Goernego do utożsamiania się z barwnym i nasyconym pewną naiwnością światem Pieśni Mahlera, opowiadających w humorystyczny lub tragiczny, a zarazem metafizyczny sposób o ludzkim losie, zasługuje na najwyższe uznanie w podobnym stopniu, co jego umiejętność oddania ich klimatów poprzez misterne posługiwanie się wprost nieograniczonymi środkami wokalnymi. Rzadko się zdarza, aby artysta tak całkowicie zanurzał się w wykonywanym dziele. Tradycyjnie już na rzeczonym Festiwalu nie mogło zabraknąć Walerija Giergiewa, który tym razem stał na czele chętnie z nim współpracującej Münchner Philharmoniker. Na zaproponowany przezeń program złożyły się Symfonia n°1 Enescu, Koncert n°1 na wiolonczelę i orkiestrę Saint-Saënsa (z udziałem Andrei Ionita – laureata Konkursu Czajkowskiego z 2015 roku), Szecherezada Rimskiego-Korsakowa i Symfonia n°4 Brucknera. Choć do wszystkich tych wykonań maestro był wyjątkowo dobrze przygotowany - co nie stanowi reguły - to jednak przede wszystkim realizacja Koncertu n°2 Rachmaninowa z Danilem Trifonovem przy fortepianie stanowiła najmocniejszy punkt jego pobytu w Bukareszcie. Było to rezultatem doskonałego porozumienia tych dwóch artystów i jednolitości ich koncepcji interpretacyjnej opartej na pełnym wykorzystaniu możliwości techniczno-kolorystycznych zarówno fortepianu, jak i orkiestry, a także na podjęciu spontanicznego wysiłku dotarcia do najgłębszych pokładów uczuciowości tej popularnej partytury. 


Niezapomnianej lekcji sztuki wokalnej udzielił występujący w zabytkowej Sali Ateneum Sir Bryn Terfel, którego kusząco skonstruowany oraz intrygujący dużym zróżnicowaniem program szczególnie rozbudził muzyczny apetyt publiczności. Przy czujnym i najwyższej próby akompaniamencie zaprzyjaźnionego pianisty Malcolma Martineau słynny baryton rozpoczął swój recital od trzech walijskich pieśni, z których Can yr arad Goch Idrisa Lewisa – jak wyznał – nauczyła go w dzieciństwie jego babcia.

Enescu,Bukareszt,2017 4

Zaraz po nich artysta wykonał dwie pieśni Schumanna, czarując mistrzostwem prowadzenia linii melodycznej oraz malowania szerokiej palety zmiennych impresji i stanów ducha, a następnie poprowadził bardziej gwałtowną i żarliwą narrację muzyczną w pieśniach Schuberta, dostosowując ją idealnie do treści tekstu każdej z nich, od rozmarzonej prostoty Litanei auf das Fest Aller Seelen do poruszającej głębokim humanizmem i nostalgią Auf dem wasser zu singen.

Enescu,Bukareszt,2017 5

Na deser Terfel zaserwował nam brawurowo zaśpiewane pozycje o lżejszym charakterze: piosenki z repertuaru Johna Charlesa Thomasa, popularnego amerykańskiego barytona z przełomu XIX i XX wieku. Ogromnym powodzeniem cieszyły się też inne popołudniowe koncerty, organizowane w tej pochodzącej z 1888 roku Sali Ateneum, która oprócz pięknego wystroju urzeka dodatkowo doskonałą akustyką.  


To w niej miałem dwukrotnie przyjemność podziwiać kunszt wykonawczy renomowanej formacji z Pragi: Czeskiej Orkiestry Filharmonicznej, która za każdym razem prezentowała się pod batutą rumuńskiego dyrygenta Cristiana Macelaru. Ten ostatni okazał się być kapelmistrzem dość nieprzywidywalnym i nierównym. O ile na przykład Suita n°3 Enescu zabrzmiała dość atrakcyjnie, o tyle Koncert n°1 na wiolonczelę i orkiestrę Szostakowicza oscylował pod niepewną i nieprecyzyjną batutą Macelaru na granicy bezpieczeństwa. Dyrygent właściwie nie prowadził tego wykonania i jeszcze mniej decydował o wizji całej interpretacji, koncentrując się wyłącznie na uniknięciu katastrofy. Ostatecznie sytuację uratował wybitny wiolonczelista Valentin Radutiu, laureat Międzynarodowego Konkursu „George Enescu” z 2011 roku, który wykazał się świetną znajomością tej partytury, zarówno w przywoływaniu pełnego skargi tonu z części drugiej, jak i wytwarzaniu atmosfery napięcia i demonstracji wirtuozerii w części trzeciej. W zamierzeniu Szostakowicza orkiestra ma tutaj odgrywać - poprzez swoją przytłaczającą rytmiczność, gwałtowność i swoistą „perkusyjność” - opresyjną rolę w stosunku do solisty, ma się pomiędzy nimi nawiązać oparty na próbie sił dialog, a tego niestety z winy Macelaru zabrakło.

Enescu,Bukareszt,2017 7

Dużo lepiej wypadła skrząca się bogactwem melodycznym i kolorytem nastrojowym VIII Symfonia Dworzaka, ale walory tej interpretacji trzeba raczej przypisać czeskim instrumentalistom, dogłębnie znającym wszelkie tajniki i subtelności tej muzyki. Następnego dnia rumuński dyrygent miał okazję chociaż częściowo odkupić swe winy dość sprawnie prowadząc Koncert skrzypcowy D-dur Brahmsa, w którym realizacji partii solowej podjął się skrzypek (i zarazem dyrygent) pochodzenia izraelsko-duńskiego Nikolaj Znaider. Zmierzenie się z tym jednym z największych arcydzieł literatury skrzypcowej, będącym jednocześnie najwyższym sprawdzianem technicznych i interpretacyjnych możliwości solisty, wymaga nie lada odwagi i oczywiście autentycznego mistrzostwa, którego wspomnianemu artyście nie brakuje. Zostało to w pełni docenione przez rozentuzjazmowaną publiczność, która nagrodziła Znajdera gromkimi i wyjątkowo długo trwającymi owacjami. Zaś po przerwie czescy filharmonicy uraczyli jeszcze słuchaczy rzadko w Rumunii wykonywaną Symfonią n°4 Martinú, dającą każdej orkiestrze wyśmienitą okazję do popisu możliwości technicznych i barwowych, którą prowadzeni przez Macelaru instrumentaliści skwapliwie wykorzystali. Nie mogłem także opuścić spotkania z Orchestre de Chambre de Lausanne, która pod dyrekcją młodego kapelmistrza i skrzypka Joshui Weilersteina (pełniącego obecnie funkcję szefa artystycznego tego ansamblu) wykonała dwa ciekawie skonstruowane programy. W pierwszym z nich oprócz sprężyście i bez zarzutu wykonanej Symfonii n°3 Beethovena znalazła się jeszcze oryginalna Battalia à 10 Bibera oraz najniecierpliwiej przeze mnie wyczekiwany Koncert n°1 na fortepian, trąbkę i orkiestrę smyczkową Szostakowicza. 


Dzięki talentowi Weilersteina oraz maestrii dwójki solistów: pianisty Mihaia Ritivoiu i trębaczki Tiny Thing Helseth to najczęściej wykonywane dzieło rosyjskiego kompozytora odsłoniło wszystkie swoje zalety i subtelności. Od przejrzystości i lekkości części pierwszej, sentymentalnego charakteru powolnego walca lirycznego części drugiej, aż do finałowego pędu impulsywnej motoryki przeplatanej z elementami groteski i parodii.

Enescu,Bukareszt,2017 8

Drugi program zawierał równie mocno przykuwające uwagę wykonania Symfonii kameralnej na 12 instrumentów solo Enescu, Symfonii n°40 Mozarta oraz Koncert n°2 na skrzypce i orkiestrę Prokofieva, w którym głównym bohaterem okazał się Boris Brovtsyn, niegdysiejszy finalista Tibor Varga International Violin Competition oraz Queen Elizabeth Violin Competition. 

Enescu,Bukareszt,2017 14

W dziele Szostakowicza Brovtsyn zaimponował fascynującym rozwijaniem lirycznych i śpiewnych fraz, eksponowaniem kantylenowych tematów, sprężystym i frapującym finałem. Jego interpretacja kojarzyła mi się niejednokrotnie ze stylem, w jakim to samo dzieło utrwalił na płytach David Ojstrach. Jak sama nazwa wskazuje koncerty z serii „By midnight concerts” rozpoczynały się w późnych godzinach wieczornych i niejednokrotnie kończyły w nocy, co jednak nie zniechęcało melomanów do uczestniczenia w nich. Tym bardziej, że występujący w nich artyści rzadko się w Bukareszcie poza Festiwalem Enescu pojawiają.  


Warto się na przykład było wybrać na koncert Giuliano Carmignoli i zespołu Concerto Köln (z koncertmistrzynią Mayumi Hirasaki) żywiołowo i z najwyższej próby wirtuozerią interpretujących utwory E.F. Dall’Abaco, Avisona, J.S.Bacha i Vivaldiego. Biletów zabrakło również na wieczór zagospodarowany przez prowadzony przez gambistkę Christinę Pluhar zespół L’Arpeggiata Ensemble oraz dwójkę cieszących się dużą renomą solistów: kontratenora Philippe’a Jaroussky’ego i sopranistkę Céline Scheen.

Enescu,Bukareszt,2017 10

Osobliwością prezentowanego przez nich programu było atrakcyjnie zaplanowane przeplatanie utworów barokowych z ich jazzowymi aranżacjami oraz różnicowanie humorystycznych i nostalgicznych klimatów.

 Enescu,Bukareszt,2017 11

Ponadto niewątpliwym ewenementem było koncertowe wykonanie opery Cosi fan tutte Mozarta, które na czele swego zespołu Les Musiciens du Louvre energicznie i z nerwem poprowadził niezwykle tutaj ceniony Marc Minkowski. Dodatkowym atutem było powierzenie wszystkich ról młodym, ale bardzo uzdolnionym wokalistom: sopranistkom Annie Marii Labin (Fiordiligi) i Guili Semenzato (Despina), mezzosopranistce Serenie Malfi (Dorabella), barytonowi Robertowi Gleadowi (Guglielmo) i tenorowi Anicio Zorzi Giustinianiemu (Ferrando). Wśród nich jedynie francuski baryton Jean-Sébastien Bou dysponuje już dużym doświadczeniem scenicznym, co w przypadku śpiewanej przezeń partii Don Alfonso nadawało tej postaci dodatkowej wiarygodności. 


Spośród nocnych koncertów najważniejszym wydarzeniem było jednak dla mnie spotkanie ze sztuką jednego z największych we współczesnych czasach skrzypków Pinchasa Zukermana, który ze wspaniałym zespołem Camerata Salzburg interpretował Balladę na skrzypce i orkiestrę Enescu oraz Koncert n°5 Mozarta, a następnie przedstawił już w charakterze dyrygenta swoją wizję Symfonii n°5 Schuberta. Porywająca muzykalność Zukermana, niezwykle plastyczne i niemalże nieziemskie frazowanie oraz niepowtarzalna barwa jego skrzypiec złożyły się na zjawisko, które na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Na zakończenie trzeba jeszcze wspomnieć o polskich akcentach omawianej edycji Festiwalu. Otóż miłą niespodzianką było zaproponowanie przez kwartet Arc Ensemble wysłuchania ich wizji Kwartetu n°2 Jerzego Fitelberga (zespół ów poświęcił już temu kompozytorowi nagraną dla firmy Chandos płytę), utworu zdecydowanie nakreślonego, utrzymanego w chłodnym klimacie i zwięzłej formie. Dobrze się też stało, iż podczas koncertu Orkiestry Symfonicznej Moldova z Jassy pod batutą Adriana Petrescu Zygmunt Krauze miał możliwość wykonać w radiowym audytorium swój Koncert fortepianowy n°1 (w towarzystwie utworów Nimroda Borensteina, Adriana Popa i Magnusa Lindberga). Warto przypomnieć, że chodzi tu o kompozycję, która zabrzmiała po raz pierwszy w 1966 roku w największej sali koncertowej Tokio, Suntory Hall, w ramach cyklu koncertów zainicjowanych przez japońskiego kompozytora Toru Takemitsu.

Enescu,Bukareszt,2017 12

Grała wówczas The Tokyo Symphony Orchestra, dyrygował Kazuyoshi Akiyama, a partię solową podobnie jak i teraz wykonał sam kompozytor. Pierwsze polskie wykonanie Koncertu miało natomiast miejsce podczas 40. Festiwalu "Warszawska Jesień " w 1997 (Polską Orkiestrę Radiową poprowadził Wojciech Michniewski). Każda z czterech części Koncertu odnosi się do świętych miejsc, które kompozytor odwiedził i które wywarły na niego ogromny wpływ. Są to greckie Delfy – miejsce kultu Apollina, Teotihuacan w Meksyku – święte miejsce Azteków, Kyongju – miejsce narodzenia buddyzmu koreańskiego i Jerozolima. Ciekawym jest, w jaki sposób swoje intencje wyraża sam Zygmunt Krauze: „Przyczyna, dla której napisałem ten utwór, nie ma charakteru religijnego – nie jestem człowiekiem wierzącym – ale wszystkie te mistyczne miejsca, które odwiedziłem, pozostawiły w mojej pamięci głębokie przeżycia związane z atmosferą, pejzażem, historią. Koncert w żaden sposób nie nawiązuje do tradycji muzycznych tamtych kultur, wyrażam się wyłącznie moim językiem dźwiękowym obrazującym pewne idee”. I tym bardziej szkoda, że tak ciekawie zaplanowane, poświęcone muzyce współczesnej wydarzenie zainteresowało zaledwie nielicznych słuchaczy Festiwalu w Bukareszcie. Główny dyrektor tej manifestacji, Mihai Constantinescu, tłumaczy powściągliwość publiczności w stosunku do nowej muzyki niefortunnymi działaniami prowadzonymi latami przez szefów najrozmaitszych festiwali muzyki współczesnej w Bukareszcie, którzy skutecznie zniechęcili ich bywalców programowaniem utworów o zbyt radykalnym i hermetycznym języku dźwiękowym. Doprowadziło to do tego, że obecnie każda próba zaprezentowania powstających w naszych czasach utworów wywołuje u wielu rumuńskich słuchaczy natychmiastowy odruch niechęci. Na pewno trzeba teraz dużo czasu i wielu mądrze prowadzonych działań, aby te niekorzystne tendencje w końcu odwrócić.

                                                                                  Leszek Bernat