Przegląd nowości

Trzy natchnione kreacje Łukasza Borowicza

Opublikowano: poniedziałek, 04, grudzień 2017 07:11

Chodzi o wykreowanie muzyki z batutą w ręku. Trafiłem na próbę generalną wieczoru baletowego, który najdobitniej afirmuje sens istnienia Polskiego Baletu Narodowego. Nie mogę ani chwalić, ani ganić (a szkoda) prac choreograficznych trzech utalentowanych reprezentantów już niestety średniego pokolenia polskich choreografów (Robert Bondara, Jacek Tyski, Jacek Przybyłowicz), bo to jednak tylko próba.

Natomiast nie powstrzymam się od skomentowania inspiracji muzycznej tryptyku złożonego ze Świtezianki Eugeniusza Morawskiego, Na pięciolinii (Sextor Aleksandra Tansmana) i II Koncertu skrzypcowego Karola Szymanowskiego. Dyrygujący całością Łukasz Borowicz ani razu nie przerwał próby, co świadczyło o świetnym przygotowaniu orkiestry. Zarówno muzyka baletowa Morawskiego jak i Sekstor Tansmana, a zwłaszcza koncert skrzypcowy Szymanowskiego (solista Jakub Jakowicz ) interpretowana przez Borowicza zabrzmiała pełnią swego dojrzałego piękna, ukrywanego dotąd w szufladach magazynów nutowych. Dotyczy to przynajmniej dwóch pierwszych kompozycji.

Za tak skonstruowany Wieczór Polski  należą się słowa uznania dyr. Krzysztofowi Pastorowi, który nie obawiając się średniego pokolenia choreografów oddaje im we władanie świetnie dysponowany zespół, a sam przechodzi do grona nestorów (rany boskie!) twierdząc, że świętuje 60-te urodziny. Patrząc na to wszystko, przerażony upływem czasu twierdzę, że Pastor w tej grupie pozostanie co najmniej na zawsze. Oby w zdrowiu, dobrej formie, ciągle ewoluującym talencie, dyscyplinie wszelkich poczynań i otoczeniu – tak, jak dotąd – oddanego zespołu współpracowników, czego mu szczerze życzę, czepiając się tylko od czasu do czasu.

Opuszczając próbę generalną z wdzięcznością myślałem o decyzji. dyr. Waldemara Dąbrowskiego, aby tę piękną polską muzykę zagrała żywa orkiestra, a nie jakieś tam nagrania z patefonu. Dzięki temu Łukasz Borowicz ponownie błysnął swym wspaniałym talentem, muzycy wirtuozerią i kunsztem, a tancerze i publiczność poczuciem , że mają do czynienia z Polskim Baletem Narodowym z prawdziwego zdarzenia.


Kilka dni wcześniej Filharmonia Poznańska przy nadkomplecie słuchaczy zaprezentowała jedyny występ w Polsce rewelacyjnej koloratury Pretty Yende, czarnoskórej piękności podbijającej obecnie najważniejsze sceny operowe świata (oby nie zagroziła naszej Aleksandrze Kurzak !). W repertuarze belcantowskim towarzyszył jej nieoceniony również jako orkiestrowy akompaniator czujny, wrażliwy, muzykalny i przytomny na wszelkie interpretacyjne kaprysy gwiazdy - Łukasz Borowicz. Podziwiała to kompetentna acz powściągliwa publiczność poznańska. Mnie to nie zaskoczyło. Zarówno Piotr Beczała jak i Mariusz Kwiecień swe recitale operowe, rozchwytywane obecnie w całej Europie, nagrali właśnie pod dyrekcją Łukasza Borowicza. Obaj mówili mi, że zawsze chcieliby przygotowywać, śpiewać i nagrywać pod taką właśnie batutą.

Mądrze wykorzystuje ją dyr. Wojciech Nentwig od dawna współpracując z Łukaszem Borowiczem, jako pierwszym gościnnym dyrygentem, czym w Poznaniu wszyscy są zachwyceni. Mnie ten zachwyt towarzyszył rok temu, podczas wykonania oratorium Quo vadis z natchnionym przy pulpicie Łukaszem Borowiczem, z pięknym sopranem Wiolettą Chodowicz, barytonowo-basowymi braćmi Robertem i Wojciechem Gierlachami oraz Sławomirem Kamińskim na organach. Białostocki chór operowo-filharmoniczny przygotowała mistrzyni nad mistrzyniami Violetta Bielecka.

W roku Feliksa Nowowiejskiego impresaryjna przedsiębiorczość dyr. Nentwiga sprawiła, że Quo vadis natychmiast wykonano w Berlinie, a następnie ukazało się w nagraniu płytowym. W ten sposób muzyka Nowowiejskiego znalazła się na rynku europejskim po 100 latach od czasu, kiedy się nią zachwycano w całej Europie.

Oto co napisał o tym w Luxemburgu znany recenzent Remy Franck: „Brzmienie orkiestry Filharmonii Poznańskiej i Chóru Podlaskiego jest transparentne i rozkwita w intensywnych barwach. Borowicz zachowuje pełen dramatyzm, efektywnie go podsycając, ale zależy mu głównie na tym, aby muzyka była nastrojowa, a jej przesłanie znalazło się w centrum uwagi”.

Natomiast opinia niemieckiego krytyka Rainera W.Janka brzmi następująco: „Łukasz Borowicz poświęcił się temu oratorium z czułym i namiętnym zaangażowaniem, można powiedzieć, że wręcz oddał mu się całkowicie, a jego artyści odpowiedzieli z równą muzyczną pasją (…). Czas najwyższy ponownie odkryć Feliksa Nowowiejskiego ! „Absolutnie się zgadzam zwłaszcza, że Łukasz Borowicz – na szczęście dla nas – został we właściwym czasie odkryty".

                                                                         Sławomir Pietras