GaleriaT. Shebanova gra - Pory roku Czajkowskiego
Wydarzenia |
Szukaj w Maestro |
||
|
|
||
Przegląd nowościJak Passini z Perytem
Strona 1 z 2
Okolice Zaduszek wypełniły dwie nowe inscenizacje kantaty Widma Stanisława Moniuszki. Wrocławską, zrealizowaną w przestrzeniach Narodowego Forum Muzyki zaprezentowała TVP Kultura, warszawską, która stanowiła inaugurację Polskiej Opery Królewskiej wystawił w Teatrze Stanisławowskim w Łazienkach Ryszard Peryt. Wersje Widm oczywiście różniły się od siebie, choć główne zręby muzyczne pozostały zbliżone do moniuszkowskiego oryginału. Różnice jednak były bardzo wyraziste i odnosiły się do pomysłu teatralizacji dzieła. Paweł Passini będący nowatorem troszkę na siłę postanowił ten zaduszkowy korowód zmarłych postaci umieścić, przynajmniej teoretycznie np. w ogniu wojny w Syrii, albo w otchłani Morza Śródziemnego na tratwie pełnej uchodźców. Reżyser wyszedł tutaj z założenia, że śmierć zbierająca żniwo na Bliskim Wschodzie lub u wybrzeży dostatniej Europy, wstrząsa nami bardziej, niż jakieś XIX-wieczne przypadki zgonu dzieci, które żyły w dobrobycie, albo dziewczyny, która nie zaznała miłości. Teatralny tradycjonalista Ryszard Peryt, odwrotnie, uznał, że lepiej sięgnąć do źródła narodowej legendy zawartej w Dziadach Mickiewicza, odświeżyć pogańsko-chrześcijańskie gusła, bo one tkwią głęboko w każdym z nas, a w każdym razie głębiej niż doniesienia światowych kanałów informacyjnych.
Jednak nie to przeciwstawienie w podejściu do materiału dramatycznego i muzycznego przesądziło o wyższości Peryta nad Passinim, ale jakość artystycznej realizacji. Nie można powiedzieć, by wrocławska wersja Widm była pozbawiona utalentowanych wykonawców. Przeciwnie. W spektaklu oglądanym za pośrednictwem TVP Kultura widzieliśmy doskonałego aktora Mariusza Bonaszewskiego i świetnych śpiewaków, w tym Jarosława Bręka i Aleksandrę Kubas-Kruk. Wrocławska Orkiestra Barokowa grała pod kierunkiem Andrzeja Kosendiaka, która starannie realizowała świetną partyturę twórcy Halki i stosowała się do niezbyt udanej koncepcji muzycznej dyrygenta. W spektaklu było sporo ruchu, wielu statystów i kilkanaście pomysłów na aranżację głównych postaci. Niestety te pomysły trudno uznać za nośne i sensowne. Baryton Jarosław Bręk w jakimś nieokreślonym mundurze i motocyklowym kasku śpiewał partię Guślarza, ale stał na środku sceny jak słup soli. Miał Guślarza – dublera, który ubrany w pasiasty szlafrok i w kapelusiku zdawał się być echem Tadeusza Kantora i ingerował w przedstawiane sceny nie tylko z miną idioty, ale także w sposób idiotyczny. |
|||
Maestro jest tytułem jakim honoruje się najwybitniejszych muzyków wirtuozów dyrygentów śpiewaków i nauczycieli. Właśnie im oraz podążającym za ich przykładem artystom poświęcona jest ta strona |
|||
2006 Copyright © Wiesław Sornat (R) All rights reserved MULTART |