Wychodząc w sobotni wieczór z Opery Krakowskiej z drugiej premiery Normy Belliniego myślałem sobie, jakaż to wspaniała opera. Wystarczy dobry zespół realizatorów i wykonawców, a publiczność opuszcza mury teatru głęboko wzruszona.
Z tym większą satysfakcją wypada odnotować, że w Operze Krakowskiej udało się jedno i drugie. Realizatorzy: Laco Adamik – reżyseria, Barbara Kędzierska – scenografia i Maria Balcerek stworzyli efektowne teatralnie przedstawienie, a dobrana obsada pod czujną batutą dyrygenta zapewniła widowni ogrom wspaniałych emocji. Głośna owacja na stojąco zgotowana wykonawcom i realizatorom po zakończeniu przedstawienia była tego najlepszym dowodem. A przecież to piękne dzieło uchodzące za kwintesencję włoskiego belcanta stosunkowo rzadko gości na światowych scenach.
Powszechnie uważa się, że przyczyna leży w ogromie trudności jakie postawił kompozytor przed wykonawcami czterech głównych partii. Oczywiście najwyższym stopniem trudności wokalnych obdarzył wykonawczynię partii tytułowej kapłanki. Niewiele mniejsze wymagania postawił przed śpiewaczką chcącą wystąpić w roli Adalgisy oraz Polliona. Najlepiej skalę trudności partii tytułowej bohaterki ujęła sławna Lilli Lehmann, która zwykła mawiać: „Wolę zaśpiewać trzy wagnerowskie Brunhildy niż jedną Normę”.
Prosta reżyseria, utrzymana w autorskich didaskaliach, zgodna z duchem libretta Felice Romaniego i muzyką Vincenzo Belliniego pozwoliła Laco Adamikowi na stworzenie przedstawienia w stylu statyczno-monumentalnymo znakomitych emocjach i dużej sile oddziaływania, szczególnie w dynamicznych scenach zbiorowych.
Sprzymierzeńca znalazł w tym przypadku w dwóch paniach, Barbarze Kędzierskiej, autorce urzekającej formą dekoracji wspomaganej udanymi projekcjami oraz Marii Balcerek, projektantce kostiumów. Wiele scen ujmuje subtelnością i dramaturgiczną spójnością, a płonący stos, na którym giną z własnego wyboru kochankowie wymierzając sobie sprawiedliwość staje się znakomitym dopełnieniem całego przedstawienia. Wśród solistów drugiej premiery (sobota 28 października) swojego rodzaju rewelacją okazała się Karina Skrzeszewska śpiewająca z pełnym powodzeniem wirtuozowską partię tytułowej bohaterki.
Obdarzona sopranem o pięknej barwie, wyrównanym w każdym rejestrze brzmieniu, imponowała maestrią i subtelnością prowadzenia belcantowej frazy oraz pewnością koloraturowych pasaży. Zaprezentowana kreacja mieniła się pełną paletą skrajnych emocji, co pozwoliło artystce nadać w pełni dramatyczny obraz zakochanej kobiety miotającej się między miłością, a nienawiścią.
Jakże pięknie wypadła w jej wykonaniu wielka scena rytualnego obrzędu obcięcia przez Normę jemioły, której centralnym punktem jest słynna aria „Casta Diva” zaśpiewana w sposób niezmiernie subtelny i autentycznie wzruszający. W roli Polliona dzielnie sekundował jej Paolo Lardizzone, sycylijski tenor, prezentujący mocny głos spokojnie pokonujący trudności tej partii.
Podobał się również Szymon Kobyliński w roli Orovesa. Najsłabiej wypadła Agnieszka Cząstka w partii Adalgisy. W głosie śpiewaczki zabrakło właściwej rozpiętości skali, mocy oraz dramatycznego pazura podobnie zresztą jak w kreacji aktorskiej. Jej głos w momentach o dużym ładunku dramatycznym często nie „przebijał” się przez brzmienie orkiestry i partnerów. Natomiast warto podkreślić wyczucie i umiejętność prowadzenia belcantowej frazy. Słowa uznania należą się, jak zwykle, Tomaszowi Tokarczykowi za świetne przygotowanie orkiestry i prowadzenie przedstawienia z prawdziwą pasją, precyzją i pięknym wycieniowaniem zawartego w muzyce liryzmu i melodyki oraz dbałością o dynamikę potężnych scen zbiorowych.
Choć o nieco zbyt wolnych tempach w kilku miejscach chętnie bym z dyrygentem podyskutował. Podobne słowa uznania należy skierować pod adresem Jacka Mentela za znakomite przygotowanie chóru, który ujmował nie tylko pięknym wyrównanym brzmieniem, ale również wokalną dyscypliną.
Należy przyznać, że na widowni od samego początku panowała wspaniała i przyjazna wykonawcom atmosfera. Brawami nagradzano wykonanie większości wielkich arii i duetów, by na zakończenie urządzić wykonawcom i realizatorom owację na stojąco. Szczególnie uhonorowano głośną owacją wspaniałą kreację Kariny Skrzeszewskiej, co wywołało u niej autentyczne łzy wzruszenia.
Adam Czopek