Przegląd nowości

Kopciuszek lepszy od sióstr

Opublikowano: poniedziałek, 09, październik 2017 16:00

W Warszawskiej Operze Kameralnej odbywa się miły festiwal związany z jubileuszem pracy artystycznej Jitki Stokalskiej. Wybrano trzy tytuły z dorobku Artystki – Kopciuszka i Cyrulika Rossiniego oraz Don Pasquale Donizettiego. Zaczęło się od Kopciuszka w interpretacji muzycznej Jose Marii Florencio, który pokierował orkiestrą dawnych instrumentów MACV, zespołem wokalnym (10. osobowym chórem męskim) i solistami.

Kopciuszek

Trzeba złożyć ukłon w stronę Maestra, bo niezbyt często Rossini korzysta z instrumentarium dawnego, a mimo to orkiestra brzmiała solidnie, muzyka przebiegała logicznie a tempa były dobrane idealnie. W sposób świetnie dostosowany do specyfiki Rossiniego dobrano grupę solistów. Troje z nich otrzymało role charakterystyczno-komiczne, co w niczym nie pomniejszyło perfekcji wokalnej, a trzeba przyznać, że kompozytor w Kopciuszku był jeszcze bardziej wymagający w stosunku do solistów niż np. w Cyruliku, bo każdemu śpiewakowi powierzył partię z koloraturami.


W tej grupie na czoło wybijał się Dariusz Machej, jako niesprawiedliwy i pełen ludzkich wad ojciec trzech córek. Jemu dzielnie towarzyszyły „uprzywilejowane panny” Sylwia Krzysiek oraz Ewa Puchalska, a cała trójka była śmiesznie-groteskowa i dobrze zgrana ruchowo. Trzecia córka Angelina miała za to rozczulać i budzić współczucie, co też się stało, jednak Elżbiecie Wróblewskiej, jako odtwórczyni partii tytułowej, należą się największe pochwały dla jej doskonałej kondycji wokalnej, nienagannej emisji i umiejętności stworzenia roli, w której zahukana dziewczyna przeistacza się w wielką damę. To przy tym bardzo pięknie, aksamitnie brzmiący w średnicy mezzosopran. Rolę na wpół komiczną odegrał Tomasz Rak wcielając się w postać lokaja Dandiniego, który przez jakiś czas musi udawać księcia. Nie ma wątpliwości, że to także bardzo dobry śpiewak i niezły aktor, choć w trudnych koloraturach zdarzało mu się trochę porykiwać. Lepiej wokalnie wypadł inny bas Artur Janda, który jednak miał rolę mniej ruchliwą, a bardziej pomnikową, jako mentor i nauczyciel księcia. Wreszcie sam książę Don Ramiro w wykonaniu Aleksandra Kunacha, udowadniał, że jest jednym z nielicznych polskich tenorów, który może się zmierzyć bez bólu z najeżoną trudnościami partyturą Rossiniego. Śpiewak, który być może nie należy do tytanów gry aktorskiej, w mądrej inscenizacji Jitki Stokalskiej wypadł bardzo przekonująco.

Jitka Stokalska

I tutaj trzeba przejść do laudacji na cześć Jubilatki scenicznych zmagań. Całe przedstawienie, które w swym operowym kształcie jest diabelnie trudnym zadaniem wokalnym, było świetnie poprowadzonym spektaklem komediowym. Można długo wyliczać pomysły i gagi utalentowanej reżyserki, które rozbijały statyczność długich arii i ansambli operowych, najczęściej wykonywanych bez ruchu na scenie. Jednym z przykładów jest rozwiązanie uatrakcyjniające tercet ojca i córek szykujących się do zamążpójścia. Reżyserka wymyśliła, że zwinie się kołdrę w rulon i cała trójka będzie stojąc blisko siebie kołysała gromadkę wyimaginowanych niemowląt w becikach. Ten prosty zabieg sceniczny pozwolił w trudnym muzycznie miejscu trzymać się śpiewakom razem, dobrze się słyszeć i kołysać w tym samym rytmie. A przy tym scenka była ożywiona, śmieszna i miła dla oka. Takich epizodów wykreowanych przez Jitkę Stokalską było w przedstawieniu wiele. Doskonale potrafiła rozwiązać na mikroskopijnej estradzie WOK sceny zbiorowe, np. przyjęcie w pałacu, wymyślając „uciekający” stół z potrawami. Nawet taki drobiazg, jak finałową scenę pokajania się sióstr i ojca rozwiązano wręcz genialnie – lokaj przyniósł na tacy trzy chusteczki do otarcia łez, a potem je elegancko zebrał. Bardzo pomogły koncepcji reżyserskiej „scenograficzne cacka”, przesuwane ścianki Łucji Kossakowskiej, które przenosiły nas bez zbytniej mitręgi z jednego miejsca akcji do drugiego. Można powiedzieć, iż w Warszawskiej Operze Kameralnej, której niektórzy nie szczędzą gorzkich uwag, pokazuje się spektakle na najwyższym artystycznym poziomie. Brawo! A tak na marginesie – plakat do spektaklu Kopciuszka Rossiniego, wykonał artysta, który nie zapoznał się z przedstawieniem i poszedł po najmniejszej linii oporu, bo jako głównego rekwizytu użył złotego pantofelka, a w tej operze miast bucika jest bransoletka.

                                                                               Joanna Tumiłowicz