Przegląd nowości

Netrebko, Beczała, Konieczny

Opublikowano: poniedziałek, 16, październik 2017 07:51

Rosjanka i dwóch Polaków zadebiutowało w drezdeńskiej Semperoper w pochodzącej z roku 1983 inscenizacji Lohengrina, specjalnie wznowionej na tę okazję przez Christine Mielitz, dziś 68-letnią NRD-owską reżyserkę (to wcale nie musi być źle), wychowankę uczniów Waltera Felsensteina (czyli jego artystyczną wnuczkę), reżyserkę i dyrektorkę scen operowych Berlina, Wiednia, Salzburga, Dortmundu i Drezna. Drezdeńską Staadtskapelą dyrygował Christian Thielemann, utrzymując muzyków i chórzystów na najwyższym muzycznym i stylistycznym poziomie.

Ortrudę śpiewała specjalistka w repertuarze niemieckim Ewelyn Herlitzius, dając kreację barwną i wyrazistą. Bardzo dobrym Królem Henrykiem Ptasznikiem był Georg Zeppenfeld, a Heroldem równie interesujący Derek Welton.

Ale nie o tę grupę wykonawców mi chodzi. Przecież realizatorzy, soliści i zespoły niemieckie są wzorcem metra w wykonawstwie sztuki wagnerowskiej. Tym razem jednak podziw i uznanie wzbudziła trójka wybitnych Słowian.

Anna Netrebko dodając do swego bogatego i różnorodnego repertuaru partię Elzy i tym razem zadziwiła swych licznych wielbicieli pięknem głosu, swobodą wokalnej techniki, interpretacją prostą i szlachetną, nienaganną muzykalnością w budowaniu kantyleny w języku dalekim od dźwięków jej  mowy ojczystej. Ale i tym razem okazało się, że tworząc postać księżniczki brabandzkiej nie pozbyła się mocno tkwiącej w jej osobowości rosyjskiej kwintesencji. Przejawiało się to w jej  ruchach, gestach, zadaniach aktorskich, wyrazie twarzy mimice ciała, a nawet prowadzeniu głosu. Tę rosyjskość gwiazda zamanifestowała również poza sceną, przekazując milion rubli na wsparcie sztuki operowej na terenie zachodniej Ukrainy zajętej przez Rosjan, co wśród licznych protestów na świecie odebrano jako wspieranie polityki Putina. Przy okazji należy nadmienić, że pojawianie się tu i ówdzie porównań Netrebko do Marii Callas jest – delikatnie mówiąc – nieporozumieniem. 

Natomiast żadnych nieporozumień nie było w tytułowej kreacji Lohengrina, zaprezentowanej przez Piotra Beczałę. Jest to postać wagnerowska, której piękno głosu Polaka, jego włoskie brzmienie i mistrzostwo w prowadzeniu każdej frazy, uczyniło z tej nieziemskiej postaci wizerunek wspaniały, wyidealizowany, zachwycający. Jeśli tę kreację powtórzy w Bayreuth, zostanie niewątpliwie okrzyknięty najwspanialszym Lohengrinem naszych czasów.


Oby tylko nie skuszono go do mierzenia się z Tannhauserem, Zygmuntem, Zygfrydem, czy Parsifalem. Na obecnym etapie tak zawrotnej kariery byłyby to zadania zbyt obciążające piękno jego zniewalającego głosu. No, może – jeśli chodzi o repertuar wagnerowski – poza partią Eryka w Holendrze tułaczu.

Tego rodzaju obiekcji i trosk można nie mieć obserwując karierę Tomasza Koniecznego. Przed 20 laty zadebiutował w Teatrze Wielkim w Poznaniu jako mozartowski Figaro, po czym jak burza przeszedł przez sceny St. Gallen, Chemnitz, Mannheim, Drezna, Dusseldorfu, Wiednia, Salzburga, Pragi, Budapesztu, Berlina, Monachium, Lipska i Paryża.

Jego tylko niektóre role basowego i barytonowego repertuaru to Procida, Orestes, Król Marek i Kurnewal, Biterolf, Holender, Alberich, Wotan, Amfortas, Mandrika, Johaanan, Sarastro, Osmin, Komandor, Kecal, Pimen, Zbigniew (w Strasznym dworze niedawno w rodzinnej Łodzi), Melitone, Inkwizytor, Falstaff, Selim, Scarpia, Escamilio, Pizzaro, Wozzeck, Golaud (Peleas i Melisanda), Stolzins (Żołnierze), dr. Kolenate (Sprawa Makropoulos), Barak (Kobieta bez cienia), Balistrook (Peter Grimes) i wszystkie cztery demoniczne postacie w Opowieściach Hoffmanna.

Dyrygują nim tacy mistrzowie batuty jak Nagano, Janowski, Gatti, Penderecki, Fischer, Eschenbach, Rattle, Schneider i Thielemann. Pod  dyrekcją tego ostatniego w drezdeńskim spektaklu Lohengrina Tomasz Konieczny stworzył przejmującą i wyrazistą postać Telramunda, w której kreacja wokalna konkurowała z niepospolitym aktorstwem, jako że poza studiami wokalnymi zdobył dyplom w łódzkiej Szkole Filmowej i jako aktor debiutował u Andrzeja Wajdy i Krystyny Jandy. Ma dopiero 45 lat. Dla basa rozpoczyna to najlepszy okres kariery. Przed nim wkrótce Bayreuth, Metropolitan, La Scala i Covent Garden.

Nie pierwszy raz polscy śpiewacy wspinają się na Himalaje światowej wokalistyki. W hermetycznej sztuce wagnerowskiej jest to szczególnie trudne i skomplikowane. Wśród wybitnych wagnerzystów niemieckich znaleźli się Piotr Beczała i Tomasz Konieczny, najlepsi ambasadorzy naszej ojczyzny w tak ekskluzywnej dziedzinie, jak sztuka operowa.

                                                                       Sławomir Pietras