Przegląd nowości

Granie pod granią

Opublikowano: piątek, 15, wrzesień 2017 21:36

Muzyka na szczytach, choć musi nieco oszczędniej gospodarować środkami, wcale nie zamierza obniżyć artystycznych lotów i pójść w komercję. Już pierwszy koncert dowiódł jak wysoko mierzy Festiwal, bo udało się sprowadzić, choć to przecież wydarzenie w obszarze muzyki kameralnej, wcale niemałą orkiestrę Sinfonietta Cracovia. Dyrygent Juro Gilbo miał do dyspozycji bardzo pojętny zespół, który bezbłędnie reagował na każdy ruch „nieuzbrojonych w batutę” dłoni. Już wykonanie Introdukcji i allegra Edwarda Elgara wprowadziło nas w świat wielkich kreacji, czemu posłużyło piękne, szeroko potraktowane brzmienie smyczków.

Muzyka na Szczytach a

Kolejny utwór należący do muzyki ściśle współczesnej – Koncert podwójny na 2 flety Pawła Mykietyna – był niesamowitą niespodzianką, chyba także dla znakomitych solistów – pary Agaty Kielar-Długosz i Łukasza Długosza. Okazał się bowiem żywiołowym freskiem symfonicznym z dwoma szaleńczymi przyśpieszeniami – accelerando i równie wybuchowym udziałem instrumentów perkusyjnych. Mimo udziału sławnych flecistów uwaga publiczności zwrócona była na wykonującego karkołomne zwroty artystę grającego na ksylofonie, a w tle odzywały się kotły, wielki bęben, dzwony, triangiel, werbel i jeszcze niepozornie wyglądający ale dający trochę nieoczywiste dźwięki elektronicznie zaprogramowany bębenek, który może wydać dowolny dźwięk perkusyjny na dowolnej wysokości, o dowolnej sile i barwie. Koncert Mykietyna pokazywał, że muzyka współczesna nie musi być „o niczym”, „nijaka”, oderwana od rzeczywistości, ale wręcz odkrywcza, a czasem groźna jak huragan Irma. Na zakończenie występu Sinfonietta Cracovia wykonała podaną w bardzo szybkich tempach choć trochę przyciężką jak na styl klasyczny, II Symfonię Beethovena. Kolejnym punktem programu okazał się film dokumentalny w reżyserii Wernera Herzoga, Śmierć na pięć głosów będący etiudą biograficzną na temat renesansowego twórcy Madrygałów Carla Gesualda da Venosa. W tym obrazie spore znaczenie miały wykonania utworów włoskiego mistrza, niestety nie były to produkcje najwyższej jakości.


Cechą muzyki Gesualda były dosyć zaskakujące (w tamtym czasie) następstwa akordów, co wymagało idealnej intonacji od śpiewaków, a takiej niestety nie było. Poza tym owe pięciogłosowe Madrygały, zgodnie z obecną manierą jakoby zbliżającą nas do pierwotnych warunków, prezentowane były przez pięcioro śpiewaków, raczej przyuczonych niż profesjonalnie wykształconych i te ciekawostki harmoniczne Gesualda, dla ówczesnych stanowiące dowód związków z diabłem, a dziś świadczące raczej o wielkim talencie kompozytora, nie brzmiały tak ekscytująco, jak powinny. Wreszcie sam reżyser przyjął założenie, że o tym twórcy sprzed kilkuset lat widzowie nic nie wiedzą, więc można ich epatować każdym, nawet banalnym faktem. Np. tym, że przyjęcie weselne zorganizował dla 1000 osób i kolejne dania podawał na 25 tacach. Ciekawe były natomiast zdjęcia wykonywane w sypiących się, opuszczonych ruinach pałacu Gesualda.

Muzyka na Szczytach b

Prawdziwie kameralny był koncert następnego dnia, bo dwie wybitne śpiewaczki, Urszula Kryger i Jadwiga Rappe, śpiewały w Kościele św. Krzyża przy akompaniamencie Mariusza Rutkowskiego. Można powiedzieć, że sakralne wnętrze było trochę zbyt obszerne dla takiego recitalu pieśniarskiego. Przy mocniejszych tonach odzywał się kościelny pogłos rozmywający niekiedy wyrazistość głosów, a Panie śpiewały sporo w duecie. W programie koncertu pojawiły się głównie utwory do tekstów niemieckich, choć nie zabrakło naszego Karłowicza. Był więc Schumann, Mendelssohn i Brahms, którego nie posądzaliśmy o takie poczucie humoru, jak np. w pieśni Siostry. Istotnym punktem programu były jednak pieśni całkiem współczesne Pawła Szymańskiego wykonywane przy obecności kompozytora. Dosyć poważne, by nie powiedzieć smutne w wyrazie, do niemieckich tekstów Georga Trakla zaskakiwały swoją „szarpaną” konstrukcją i dosyć wyrafinowanym akompaniamentem fortepianowym, w ostatnim utworze przypominające nieco impresjonizm Debussy’ego.


Kompozytor, jakkolwiek zadowolony z wykonania, zgodził się z sugestią, że utwory, zwłaszcza do tekstów obcojęzycznych, powinny być wspomagane tablicą świetlną z tłumaczeniem, jak to ma miejsce dziś w operach. Wówczas moglibyśmy w pełni rozkoszować się sensem i nastrojem tych jakże bogatych w znaczenia utworów kameralnych. Do programu festiwalowego prócz koncertów i filmu należały też ciekawe wystawy plastyczne. Jedna, Hołd dla kolorów Tomka Sikory (przy współpracy Chi-Chi Ude), umieszczona została w najbardziej uczęszczanym miejscu Zakopanego, w sercu ulicy Krupówki.

Muzyka na Szczytach c

To montaże fotograficzne przypominające doświadczenie body – painting, pokazujące ludzkie sylwetki, czasem odsłaniające gołą skórę, w różnych barwnych nakładkach. Ciekawa wystawa przygotowana została w Domu Parafialnym w Poroninie. Nosi nazwę Twórcy Podhala 2, w odróżnieniu od wystawy Twórcy Podhala 1, gdzie prezentowali się artyści ludowi. Tym razem artystów wiąże z regionem miejsce urodzenia, a nie artystyczne trzymanie się ludowych motywów góralszczyzny, z wyjątkiem kolekcji haftów Bronisławy Obrochty z Kościeliska. Prace wystawione w Poroninie tematycznie różnorodne, zdecydowanie figuratywne, są mieszanką różnych stylów, od romantyzmu po ekspresjonizm i op-art oraz ilustrację modową – tutaj wyróżnić można pełne wdzięku obrazki Magdaleny Gądek-Posadzki. Gwoździem festiwalowego programu, przynajmniej jeśli chodzi o ceny biletów, okazał się występ Jerzego Stuhra w jego własnej reżyserii, w monodramie Kontrabasista Patricka Süskinda. Szkoda, że ten zabawny spektakl, choć artysta wciągu 30 lat wykonywał go pewnie z 700 razy, nie stał się obowiązkową pozycją szkolnego „wychowania muzycznego”, bo pokazuje na przykładach czym jest największy instrument smyczkowy, jakie są jego cechy muzyczne, jakie wykorzystanie w orkiestrze i prezentacjach solowych.


Przy tym wszystkim Kontrabasista to wyborna satyra na świat muzyków, co można przenieść na całe społeczeństwo.

Muzyka na szczytach d

Znakomity aktor wykazał się przy okazji doskonałym gustem muzycznym prezentując na żywo płytowe nagrania różnych dzieł, co sprawiło, że monodram odbierano równocześnie jako wyborną audycję muzyczną, pełną ciekawostek i skłaniającą do uważniejszego słuchania, także na zwykłych tradycyjnych koncertach. Nie ma wątpliwości, że przy wątłości powszechnej muzycznej edukacji należałoby intensywnie edukować publiczność, co Festiwal Muzyka na Szczytach już niejednokrotnie praktykował, za co należą mu się dodatkowe brawa.

                                                                       Joanna Tumiłowicz