Przegląd nowości

Do czego potrzebny jest Wiesław Dudek

Opublikowano: poniedziałek, 25, wrzesień 2017 07:24

Przed kilkunastu laty zabiegałem o występ berlińskiego Staatsballetu na poznańskim Festiwalu Hoffmanowskim. Udałem się w tej sprawie Vladimira Malkhova, ówczesnego szefa i gwiazdy tego zespołu oraz jego prawej ręki dr Chrystiane Teobald. Termin wizyty w Berlinie dobrałem tak, aby wieczorem móc zobaczyć wznawiany właśnie béjartowski Ring. Po rozmowach wychodząc z teatru spotkałem samego Maurice Béjarta, który osobiście prowadził ostatnie próby.

Dyrektorze! – wykrzyknął (znaliśmy się z Brukseli, Lozanny, Łodzi i Mediolanu), dziękuję panu za tego wspaniałego Polaka, który wieczorem będzie ozdobą mojego Ringu.

Nie bardzo wiedziałem o co chodzi, ale grzecznie przyjąłem podziękowania i pożegnałem Mistrza. Podczas spektaklu okazało się, że chodzi o Wiesława Dudka. Nie miałem pojęcia o istnieniu tego artysty mimo, że z pochodzenia jest Wielkopolaninem, szkołę baletową ukończył w Łodzi, karierę rozpoczął w Stuttgarcie i właśnie zabłysnął w berlińskim repertuarze. Wszystko to działo się już po moim odejściu z Łodzi i stąd ta niewiedza. Natomiast Béjart widocznie myślał, że w Polsce jest tylko jeden dyrektor opery i stąd te niezasłużone podziękowania.

Od tamtego zdarzenia pilnie śledziłem międzynarodową karierę Wiesława Dudka. Kilka miesięcy temu spotkałem go najpierw w Gdańsku, potem w Warszawie i Poznaniu, zabiegającego o realizację spektaklu Młody Duch Tańca, którego pomysł zrodził się – jak skromnie napisał – „z obserwacji i mojej wieloletniej współpracy z młodzieżą zarówno w kraju, jak i na świecie. Zdobytym doświadczeniem oraz wiedzą chciałem podzielić się z polskim środowiskiem baletowym”.

Mając do dyspozycji rozliczne kontakty międzynarodowe (obecnie mieszka i działa w Tokio, będąc mężem i partnerem światowej gwiazdy baletowej Shoko Nakamura), zdobył fundusze europejskie na sprowadzenie do Polski wschodzących gwiazd Paryża, Stuttgartu, Budapesztu, Berlina, a przede wszystkim fenomenalnej grupy japońskich tancerzy z Tokio. Z tym kapitałem i niezwykłym konceptem na międzynarodową współpracę i konfrontację z naszymi najzdolniejszymi adeptami sztuki tańca pojawił się w Polsce. W Gdańsku pechowo trafił na przełom w kierownictwie tamtejszej Szkoły Baletowej, w Warszawie został potraktowany ze stołeczną wyniosłością, a w Poznaniu zapewne nie zrozumiano w ogóle, co się do nich mówi.


Tak więc pozostały Szkoły Baletowe w Łodzi i Bytomiu. Tutaj pełna akceptacja i entuzjastyczna współpraca dyrekcji (Magdalena Sierakowska i Aleksandra Stanisławska w Łodzi, Elżbieta Mędakiewicz i Bożena Sękala w Bytomiu) oraz kadry pedagogicznej i choreografów obu tanecznych uczelni. Obie szkoły wsparły też projekt finansowo, w dobrze pojętym własnym interesie. Funduszy nie poskąpiło Ministerstwo Kultury, PZU, ZASP oraz państwo Danuta i Jacek Król (oby takich było jak najwięcej. Pomocy udzieliła także Opera Śląska, Teatr Wielki w Łodzi, Teatr Rozrywki w Chorzowie, łódzka Bursa Szkół Artystycznych, a nawet Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk”.

W ciągu zaledwie trzech tygodni intensywnej pracy w tym międzynarodowym gronie Wiesław Dudek stworzył widowisko zachwycające, z udziałem młodych Polaków, nieustępujących talentami, urodą i poziomem wyszkolenia gościom ze świata. Zatańczono m. in fragmenty Paquity, kilka tańców narodowych do muzyki polskiej, pas de trois z Wieszczki lalek, szereg interesujących choreografii w technice tańca współczesnego oraz słynne pas de deux z Płomienia Paryża.

Zarówno dwa pokazy na scenie Łódzkiego Teatru Wielkiego jak i oglądany przeze mnie spektakl w Operze Śląskiej wywołał niespotykany entuzjazm publiczności, dzięki  imponującej formie i wyszkoleniu tej baletowej młodzieży, a zwłaszcza zmobilizowane udziałem rówieśników z zagranicy, łódzkie i bytomskie przyszłe gwiazdy polskiego baletu.

Do czego potrzebny był Wiesław Dudek? Aby zakasać rękawy i swą kompetencją, autorytetem, doświadczeniem, umiejętnościami, pracowitością i patrzeniem na sztukę tańca z perspektywy baletu na świecie, wydobyć na powierzchnię to, co –jak się okazało – drzemie w polskich talentach szkolnych, mimo że państwowe, ogólnokształcące, kosztowne, przestarzałe i nieruchawe.

Jak takiego Dudka zatrzymać z nami, powierzyć mu reformę polskiego szkolnictwa baletowego, otoczyć twórczymi współpracownikami tak, jak uczyniła to Łódź i Bytom? Na pewno nie w drodze konkursów wyłaniających rozwydrzone beztalencia, chronicznych nieudaczników, lub cierpiących na chorobliwe ambicje twórcze – impotentów.

                                                                           Sławomir Pietras