Przegląd nowości

„Macbeth” Verdiego w Teatrze Wielkim w Poznaniu.

Opublikowano: środa, 26, październik 2016 13:51

Jestem przyzwyczajony do dziwactw inscenizacyjnych we współczesnym teatrze operowym. Ale to, co zobaczyłem w Poznaniu, przeszło wszelkie moje oczekiwania.

Makbet,TW Poznan 1

„Macbeth” Verdiego z librettem wg Szekspira nie ma w tym spektaklu nic wspólnego ani z Szekspirem ani z Verdim. Rzecz dzieje się nie w Królestwie Szkocji, nawet mitycznym, lecz w hotelu. I gra toczy się nie o tron i koronę królestwa, lecz o dyrekcję tegoż hotelu. Banał wiejący ze sceny poraża.


Lady Macbeth śpiewająca jedną z najbardziej demonicznych arii Verdiego: „La luce langue” w jakimś pokoju hotelowym, a może łazience, może sypialni – trudno zgadnąć, ale to bez znaczenia, odziana tylko w halkę, to szczyt nonsensu. Banco ginie ni mniej ni więcej tylko w hotelowej kuchni, zadżgany przez kucharki i kuchcików widelcami, a jeszcze przywalony patelnią i garnkiem.

Makbet,TW Poznan 2

Potem jego odcięta głowa ukazuje się w scenie, zaiste upiornej uczty, jako nadzienie wcześniej pieczonego w całkiem współczesnym piekarniku prosiaka. Chciało by się zawołać: Jezu, czemu tak cierpię ? (jako widz), ale może to byłoby bluźnierstwo. Jest tylko jeden obraz poruszający.

Makbet,TW Poznan 3

To najważniejsza być może w tej operze scena snu lunatycznego Lady Macbeth: „Una macchia e qui tutt’ora”. Na szczęście nie widać okropnych dekoracji, bo jest ciemno, a tylko twarz bohaterki rozświetla trzymana w ręku latarka. Najlepiej, gdyby tego spektaklu, przeniesionego z Brukseli (przez litość przemilczę nazwisko reżysera, ponoć sławnego, tylko nie wiem, z czego), w ogóle nie było, a w zamian odbyło się wykonanie koncertowe. Gabriel Chmura zadyrygował brawurowo świetnie obecnie brzmiącą orkiestrą Teatru Wielkiego w Poznaniu.


Była to interpretacja nawiązująca raczej do Riccarda Mutiego niż Claudia Abbado (zainteresowanych odsyłam do znakomitych nagrań, bardzo odmiennych w charakterze), a więc dynamiczna, o wyrazistej rytmice i ostra, jeśli tak można powiedzieć, wyrazista i kolorowa. Dziwne było tylko przemieszanie muzyki dwóch wersji opery Verdiego: z 1847 (Florencja) i 1865 roku (Paryż).

Makbet,TW Poznan 4

Druga uchodzi, zgodnie z intencją kompozytora, za ostateczną. W zasadzie mamy tę drugą, z niezbędną w Grand Opera sceną baletową w III akcie (dość dziwaczną, wręcz groteskową w tej inscenizacji), ale brakuje sceny finałowej: Inno Della Vittoria. Za to mamy dwie sceny solowe Makbeta: arię typowo belcantową z II wersji: „Pieta, rispetto, amore” oraz wzięty z pierwszej edycji krótki monolog: „Mal per me che m’affadai”. Dlaczego nikt nie zadbał o jedność stylistyczną i logikę? Chyba powinniśmy założyć, że to jednak kompozytor miał rację i wiedział, co robi.

Makbet,TW Poznan 5

Wśród śpiewaków był jeden klasy światowej:  DARIO SOLARI w partii tytułowej. Nigdy o nim wcześniej nie słyszałem.W najbardziej, obok Rigoletta, trudnej - i wokalnie i dramaturgicznie - partii barytonowej Verdiego ukazał przepyszna barwę (to dar Niebios), fenomenalną technikę (jakie messa di voce! ), i wyraz emocjonalny najwyższej próby.


Kristina Kolar wykonała arcytrudną partię Lady Macbeth w zasadzie perfekcyjnie pod względem wokalnym (nawet z trzykreślnym „des” na zakończenie sceny snu lunatycznego), ale ani  jej głos: jasny, silny i niestety ostry, ani trywialna, powierzchowna interpretacja,  nie przekonywały do mrocznej u Szekspira i Verdiego postaci  krwawej królowej.

Makbet,TW Poznan 6

Chociaż jako właścicielka, czy ewentualnie samozwańcza dyrektorka hotelu, może była zgodna z „wizją” pana reżysera. Do tego pulchna, obła i,  przepraszam, ale w bieliżnie nieco obleśna, kojarzyła się z niezdrowymi filmami porno. Dobrzy byli wokalnie: Piotr Friebe (Macduff), Rafał Korpik (Banco) i Albert Memeti (Malcolm). Jak zwykle świetnie zaprezentował się chór kierowany przez Mariusza Otto.

Makbet,TW Poznan 7

Inscenizacja przeniesiona została z Theatre de la Monnaie w Brukseli. Znam dobrze ten teatr od czasów legendarnego św. pam. Gerarda Mortiera w latach 80-tych ubiegłego wieku. Ale po nim było znacznie gorzej. Zdarzały się liczne pomyłki, szczególnie inscenizacyjne właśnie. Czy nikt przytomny z naszego zacnego Teatru Wielkiego im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu nie obejrzał wcześniej krytycznie tej chały i drwiny ze zdrowego rozsądku?

                                                                                       Piotr Nędzyński