Przegląd nowości

Kto ruszy z posad bryłę świata

Opublikowano: poniedziałek, 15, sierpień 2016 07:25

Oto cytat z utworu, aż nadto często śpiewanego w czasach mojej młodości. Proszę starszych, aby objaśnili młodszym, o co w tym wszystkim wtedy chodziło. Pilnie siedziałem przed telewizorem przez całe dnie wizyty papieża Franciszka w Krakowie i stąd ten cytat z „Międzynarodówki” dla przypomnienia, że nie pierwszy raz wmawia się młodzieży, że jest nadzieją i przyszłością świata. Dawniej robili to głównie politycy, teraz dołączył do nich Kościół.

W przekazie medialnym Światowe Dni Młodzieży wypadły wspaniale. Dla obciążonej dziejowym fatum naszej Ojczyzny okazja, aby zaistnieć na forum międzynarodowym, również tym razem dotknięta została przysłowiowym wiatrem w oczy. Nasilenie terroryzmu, tłumy uchodźców u wrót Europy, zachwianie pozycji Polski na skutek łamania konstytucji, manifestacji opozycyjnych i błędów w polityce zagranicznej, wreszcie brak zachwytu większości polskich biskupów nad wizjami świata głoszonymi przez papieża Franciszka – oto niektóre tylko obawy o zainteresowanie, przebieg i bezpieczeństwo krakowskich Dni Młodzieży.

Jaka jest ta młodzież, urodzona na przełomie naszych stuleci, wzrastająca w cywilizacji najbardziej liberalnej z dotychczasowych, usiłująca pogodzić wolność obyczajów, swobodę uczucia i najróżniejsze światopoglądy z nauką Chrystusa i zasadami nauki Kościoła?

Ogląd z ekranu telewizora nie daje na to ostatecznej odpowiedzi. Podobnie trudno poczynić konkretne ustalenia, przebywając fizycznie w tym tłumie przez kilka dni. Na pewno w swym pojmowaniu religijności młodzi ludzie poszukują Boga właśnie w kontakcie z Papieżem.

Te młodzieżowe spędy niewątpliwie spłycają pobożność, pozwalają uprawiać znaną z przeszłości retorykę w stylu „Młodości ty nad poziomy wylatuj”, „Naprzód młodzieży świata”, „To idzie młodość”, czy „ruszymy z posad bryłę świata, dziś niczym – jutro wszystkim my!”.

Pracowici operatorzy kamer każdego dnia usiłowali „przyłapać” na rozmodleniu chociaż niektóre z wielotysięcznych różnopłciowych twarzyczek, często lekko roznegliżowanych, niezmiennie trzeźwych, czasem tylko ziewających po nieprzespanych nocach. Prawie zawsze złapani przez kamerę przerywali modlenie, pozdrawiając telewidzów machaniem rąk i okrzykami, jakby chcieli potwierdzić swą obecność w oczach rodzin i przyjaciół, albo ściągnąć na siebie uwagę jakichś łowców talentów.


Moje zdziwienie, miejscami zachwyt, a najczęściej dumę wzbudziła oprawa artystyczna uroczystości, zwłaszcza drogi krzyżowej na Brzegach. Poziom muzykowania i śpiewów chóralnych podczas mszy świętych, ich wspaniałe nagłośnienie nie tylko dla potrzeb radia i telewizji, ale przede wszystkim wielotysięcznych tłumów, należy skomentować z szacunkiem i uznaniem.

Po pożegnaniu Papieża wyłączyłem telewizor obawiając się, że wszystko to jednak nie pogłębia religijności, nie umacnia wiary, nie zbliża do Pana Boga. Podobnie jak w obcowaniu z muzyką nie sprzyjają tłumne spędy. Spektakl operowy na stadionie nie jest tym, czym w teatrze. Koncertu w plenerze nie słucha się tak, jak w filharmonii. Recital instrumentalny lub wokalny najlepiej brzmi w sali kameralnej, a słuchanie nagrań w domowym zaciszu i dobrowolnej samotności. Rozmyślając o tym doszedłem do wniosku, że religijności i muzyce wcale nie potrzebne jest „ruszanie z posad bryły świata”.

Zadzwonił telefon. Odezwał się barytonowy głos syna moich znajomych. Ojciec – wybitny aktor i pedagog. Matka – interesująca niegdyś wokalistka. Brat – jeden z najciekawszych filmowych reżyserów.

Zapraszam pana na mój recital w Kudowie. – Dziękuję, ale ja tam już nie bywam. – Szkoda, panie Zdzisławie. – Ja nazywam się Sławomir Pietras. – O, to przepraszam, pomyliłem pana ze Zdzisławem Pietrasikiem z „Polityki”. – To dla mnie zaszczyt, wyjąkałem, ale recital w Kudowie śpiewał pan jeszcze za mojej dyrekcji, zaraz po debiucie w Teatrze Wielkim w Poznaniu. – Rzeczywiście, pamiętam, ale jeśli pan pozwoli, to ponownie zadzwonię wkrótce.

Nie zadzwonił. On również nie poruszy bryły świata, ponieważ wyznaje zasadę, że „… dziś niczym – jutro wszystkim my”.

Dlatego zamiast na tłumy młodzieży, bardziej postawiłbym na codzienną pracę, opiekę, współdziałanie, perswazję, edukację i potrzebę wpajania elementarnej przyzwoitości w każdym z osobna młodym człowieku, niż sugerowanie im wszystkim, że są przyszłością świata.

Niektórzy są, a reszta zapewne nie. Tak na pewno będzie lepiej zarówno dla religii, jak i dla sztuki.

                                                                                  Sławomir Pietras