Przegląd nowości

„Zakaz miłości” Wagnera w Opéra du Rhin w Strasburgu

Opublikowano: niedziela, 22, maj 2016 21:15

Bywalcy Festiwalu w Bayreuth przyzwyczaili się już do tego, że w słynnym Festspielhaus na „Zielonym wzgórzu” wystawia się na przemian dziesięć oper Wagnera. Bardziej wtajemniczeni miłośnicy twórczości bohatera tej manifestacji wiedzą jednak, że istnieją jeszcze jego tak zwane „grzechy młodości”, za które uważa się Boginki (Die Feen), Zakaz miłości (Das Liebesverbot) i Rienziego.

Zakaz milosci 1

Problem w tym, że tych pozycji nie wystawia się w Bayreuth, pod pretekstem ich zbyt rozbudowanej formy. Dzisiaj owo tłumaczenie nie znajduje uzasadnienia, gdyż w przypadku wielu innych oper o dużych rozmiarach dopuszcza się już stosowanie odpowiednio dokonywanych cięć, więc i w tym przypadku można by taki zabieg z powodzeniem przeprowadzić.


Prawdziwych powodów niechęci do prezentowania wymienionych dzieł należy zatem przede wszystkim upatrywać w fakcie, że kompletnie nie da się ich pogodzić z rozpowszechnionym wizerunkiem Wagnera, twórcy-wizjonera, autora sztuki totalnej, przekazującego odbiorcy głębokie i filozoficzne przesłania. Ta uwaga odnosi się w sposób szczególny do dwuaktowej opery komicznej: Zakazu miłości, no bo któż by śmiał podejrzewać niemieckiego kompozytora o takie poczucie humoru? A jednak…

Zakaz milosci 2

Kiedy tylko Wagner został w wieku dwudziestu jeden lat mianowany dyrektorem muzycznym w Magdeburgu, postanowił właśnie tam wystawić swą adaptację tragikomedii Szekspira „Miarka za miarkę”, z której osobiście wywiódł libretto.


Prapremiera nowego dzieła, zatytułowanego jeszcze - ze względu na interwencję cenzury - Nowicjuszką z Palermo, miała miejsce już rok później i zakończyła się klęską z powodu nieprzygotowanych do występu śpiewaków. Z kolei bijatyka pomiędzy tymi ostatnimi przekreśliła szanse na powodzenie podczas drugiej próby wylansowania kompozycji. Te przeciwności spowodowały porzucenie całego projektu przez rozczarowanego twórcę i trzeba było czekać aż do 1983 roku, żeby opera Wagnera spotkała się nareszcie z pozytywnym przyjęciem. Wydarzyło się to w Monachium dzięki udanej współpracy dyrygenta Wolfganga Sawallischa i reżysera Jean-Pierre’a Ponnelle’a, których artystyczne przedsięwzięcie też zresztą naraziło się wówczas na krytykę zagorzałych wielbicieli Wagnera, uważających to młodzieńcze dzieło za niegodny uwagi „wypadek przy pracy”.

Zakaz milosci 3

Nic dziwnego, że od tamtej pory Zakaz miłości zniknął w praktyce ze scen lirycznych, z wyjątkiem niedawnej produkcji w Madrycie przygotowanej przez Kaspera Holtena i Ivora Boltona. Tym większe uznanie należy się Markowi Clémeurowi, stojącemu na czele Opéra du Rhin w Strasburgu, za podjęcie odważnej decyzji o wpisaniu pomijanej przez wszystkich pozycji do repertuaru prowadzonego przezeń już od wielu lat teatru. A sądząc po gorącym przyjęciu nowej realizacji przez publiczność, można mówić o bardzo celnej inicjatywie. W jej konkretyzacji wziął udział prezentujący wysoki poziom zespół solistów, którzy pracowali pod kierunkiem uznanego specjalisty od muzyki Wagnera: dyrygenta Constantina Trinksa oraz francuskiej reżyserki Mariame Clément. Ta ostatnia wielokrotnie już współpracowała z placówką w Strasburgu, przygotowując inscenizacje takich dzieł jak Piękna Helena Offenbacha i Platée Rameau. Tym razem opowieść o niemieckim zarządcy Friedrichu, który wykorzystując nieobecność króla Sycylii postanawia nauczyć poddanych moralności - zakazując pod groźbą kary śmierci karnawału i miłości poza związkiem małżeńskim - aby w końcu pod wpływem budzących się w nim uczuć samemu w ową tak brutalnie wcześniej zwalczaną niemoralność popaść, staje się pretekstem do zbudowania spektaklu utrzymanego w lekkim i wesołym stylu.


Mariame Clément odwołuje się tutaj do operetkowej konwencji, przykuwając uwagę zabawnymi epizodami, zaskakującymi gagami, dynamicznie prowadzoną narracją sceniczną.

Zakaz milosci 4

 Cała akcja jest rozgrywana w jednolitej i wizualnie atrakcyjnej scenografii współpracującej już od wielu lat z reżyserką Julii Hansen (również autorki kostiumów), która roztacza przed nami widok wiedeńskiego Kaffehausu, odległego jednak od realiów sycylijskiego Palermo wzmiankowanego w libretcie. Zanim jeszcze rozlegną się pierwsze dźwięki zajmujący miejsca widzowie mogą oglądać toczące się w tej austriackiej kafejce życie, z najróżniejszymi scenkami rodzajowymi z udziałem bawiących się, dyskutujących, spożywających posiłek czy wznoszących toasty klientów.


Podziw wzbudza mistrzostwo reżyserki w prowadzeniu wszelkich, bardzo tutaj różnorodnych działań aktorskich. Żaden z solistów czy żaden z chórzystów nie jest pozostawiony samemu sobie i ma do wykonania dokładnie sprecyzowane zadania sceniczne. Niektóre z nich są ostro przerysowane i celowo wpisują się w rytm muzyki. Zdarzają się wszakże momenty zbyt mocno podkreślone w swoim realizmie, jak na przykład widok dziewczyny rozrzucającej wokół siebie wyciągnięte z automatu paczuszki prezerwatyw, jakby dla podkreślenia przesyconej namiętnościami i erotyzmem atmosfery. Poza tym koncept pokazania klasztornych nowicjuszek pod postacią kawiarnianych kelnerek powoduje, iż lektura wydarzeń często traci na czytelności. 

Zakaz milosci 5

Natomiast zabawnym pomysłem jest ukazanie karnawałowej defilady z aktu drugiego w formie pochodu protagonistów przypominających swoimi strojami bohaterów z innych oper Wagnera. Szkopuł tkwi jednak w tym, że nawet z dokonanymi skrótami partytura Zakazu miłości trwa blisko trzy godziny i umieszczenie wypełniającej ją akcji w jednym i tym samym kadrze scenograficznym stwarza wrażenie narastającej monotonii i wzmagającego się zamętu. Ten nieustanny ruch, wchodzące i znikające w innych drzwiach postaci, ta ciągła nadpobudliwość ruchowa zamiast podsycać ciekawość odbiorcy, raczej wywołuje jego zobojętnienie. Ponieważ przy tak nakreślonej koncepcji inscenizacyjnej trudno jest przy każdym epizodzie solowym wyprowadzać chórzystów za kulisy, a jednocześnie podejmować ryzyko „utopienia” solistów w masie figurantów, Clément eksponuje indywidualne występy wywołując „zastyganie akcji” chóru, co przy częstym powtarzaniu nuży swą systematycznością. Wreszcie zaznaczyć jeszcze trzeba, że tak duże stłoczenie wykonawców na małej przestrzeni doprowadza nieuchronnie do zbyt intensywnego natężenia decybeli, co przy wyjątkowo nasyconej grze rozbudowanej orkiestry składa się na trudną czasem do zniesienia masę dźwięku. Częściej się zatem na tym przedstawieniu uśmiechamy niż naprawdę szczerze śmiejemy, gdyż oczekiwana lekkość operetkowej komedii ustępuje miejsca dość ociężałej w gruncie rzeczy, choć miejscami niewątpliwie błyskotliwej, realizacji.


Spośród wszystkich solistów, biorących udział w tej pierwszej we Francji prezentacji Zakazu miłości, dwójka artystów wybija się w sposób szczególny. Pierwszy z nich to dysponujący mocnym i mięsistym basem Robert Bork, który w roli zarządcy Friedricha sugestywnie pokazuje stopniowe pękanie pod wpływem miłości pozornie niewzruszonej fasady zasad i dekretów nieugiętego dotąd władcy.

Zakaz milosci 6

Obok niego prawdziwą sensację wzbudza śpiewająca partię porzuconej przez owego Friedricha Marianny Agnieszka Sławińska. I choć chodzi tu o rolę raczej drugoplanową, to polska sopranistka podbija słuchaczy pięknie prowadzonym i ujmującym czarującą barwą głosem, zdolnym do przekazania szlachetnego liryzmu oraz wszelkich subtelności i niuansów.


Wystarczy chociażby wsłuchać się w jej interpretację canzonetty „Welch wunderbar Erwarten” z drugiego aktu, żeby sobie uświadomić z jak wielkiej klasy artystką mamy do czynienia. Ponadto atrakcyjnie wypada występ szwajcarskiej sopranistki Marion Ammann w partii Izabeli, aktorskie popisy Wolfganga Bankla w roli szefa policji Brighelli oraz krótkie, ale zawsze pod każdym względem trafione interwencje barytona Jarosława Kitaly (Angelo).

Zakaz milosci 7

 Pod dynamiczną i czujną batutą Constantina Trinksa Orkiestra Filharmoniczna Strasburga bez problemu odnajduje się w specyficznych klimatach tej młodzieńczej partytury, ale niestety bardzo szybko daje się też ponieść nadmiernemu temperamentowi, co w miarę upływu czasu coraz bardziej skutkuje zbytnim szarżowaniem i utratą jakiegokolwiek wyrafinowania gry.

Zakaz milosci 8

 To nie przeszkadza, że członkowie zespołu wyraźnie znajdują dużo przyjemności w pracy nad tym zdradzającym jeszcze najróżniejsze wpływy (Rossini, Bellini, Donizetti, Auber etc.) dziełem, podobnie zresztą jak doskonale się na scenie bawiący chórzyści.

                                                                                         Leszek Bernat