Przegląd nowości

Ból Sikorskiego

Opublikowano: czwartek, 21, styczeń 2016 11:19

Synteza minimalizmu i sonoryzmu w muzyce Tomasza Sikorskiego, i całkiem pokaźny dorobek kompozytorski, każą traktować jego twórczość poważnie i z uznaniem.

Sikorski

Czy taki efekt osiągnęli twórcy spektaklu Holzwege, będącego hołdem  złożonym przedwcześnie i tragicznie zmarłemu artyście? Można mieć niekiedy wątpliwości.


Sama konstrukcja przedstawienia, które miało swoją premierę w TR Warszawa jest jednak na tyle interesująca, że warto jej poświęcić kilka zdań. Tekst napisała Marta Sokołowska, a reżyserii podjęła się Katarzyna Kalwat. Otóż na dokumentnie zabałaganionej scenie pojawiają się dwie postacie mające skrajnie przeciwstawne poglądy na życie i twórczość Tomasza Sikorskiego. Jan – w tej roli Jan Dravnel – stara się wszystko trywializować – to był pijak, który wszystko, co posiadał sprzedawał na wódkę. – powtarza – Obracał się w podejrzanym towarzystwie i prowokował. Natomiast Sandra (Sandra Korzeniak) wpada w inną przesadę. Uwzniośla poczynania życiowe kompozytora, który nie godził się na zastaną rzeczywistość późnego PRL, cierpiał też z powodu niezrozumienia jego muzyki, umierał na raty, nie chciał żyć. Spór pomiędzy Sandrą, która w swym głosie ma trudną do zniesienia manierę i sztuczny patos, a Janem ilustruje swoimi akcjami scenicznymi trzeci aktor, jak na ironię mający to samo imię, co Sikorski – Tomasz Tyndyk. Spora część przedstawienia toczy się z dźwiękowym podkładem elektronicznego utworu Samotność dźwięków skomponowanego w 1975 roku w amerykańskim studiu muzyki eksperymentalnej podczas pobytu na stypendium Fulbrighta. W dyskurs Sandry i Jana włącza się co jakiś czas autentyczny przyjaciel Sikorskiego, pianista i kompozytor Zygmunt Krauze. Wspomina, całkiem bezosobowym, beznamiętnym głosem swoje i jego młode lata, czyta niektóre listy otrzymywane od kolegi po fachu, wreszcie daje krótki recital, w którym ważne ogniwo stanowi utwór fortepianowy Widok z okna oglądany w roztargnieniu. Publiczność ma też okazję zapoznać się z prowokacyjną „kompozycją” 4,33 Johna Cage’a, która jest po prostu czterominutowym odcinkiem ciszy. W proponowanym zestawie powinny się też pojawić inne kompozycje – Sonant, Hymnos i Echa II. Nie są jednak poprzedzone żadną zapowiedzią, i chyba nie jest to konieczne. Muzyka Tomasza Sikorskiego jest wystarczająco obsesyjna i opresyjna, aby dać właściwy komentarz do przedstawienia , które jest niby rekonstrukcją jego życia i postaw twórczych. Dobrym przykładem takiego podejścia wydaje się być zainscenizowany fragment wywiadu udzielonego przez Sikorskiego jakiejś dziennikarce. Kompozytor zanurzony w swych mrocznych myślach i obrażony na cały świat odpowiada opryskliwie, półsłówkami, co wygląda dosyć wiarygodnie, ale nie wyjaśnia istoty jego muzyki. Ona sama najlepiej świadczy o artyście i wówczas wszelkie komentarze wydają się nieużyteczne.

                                                                 Joanna Tumiłowicz