Przegląd nowości

Kim pan jest, panie Zurga?

Opublikowano: czwartek, 21, styczeń 2016 11:15

W operze Bizeta naczelnikiem osady tytułowych poławiaczy pereł z cejlońskiego wybrzeża. W przedstawieniu Metropolitan Opera, oglądanym 16 stycznia w należącym do Apollo Film krakowskim kinie „Kijów”, od początku wyróżnia się od reszty gustownym strojem, co nasunęło mi podejrzenie, że występujący w tej roli Mariusz Kwiecień obyczajem dawnych gwiazd teatralnych występuje w prywatnym kostiumie, złożonym z czarnych spodni i koszuli, z narzuconym na nią, pikowanym na chiński sposób ciemnoniebieskim wdziankiem bez rękawów.

Polawiacze,MET 5

Aliści, na początku trzeciego aktu pojawia się we współczesnym ubraniu, zdejmując białą koszulę przemoczoną przez rozpętaną w finale poprzedniego aktu nawałnicę, wyżyma ją i wdziewa czarny podkoszulek, w którym pozostanie już do końca akcji, mimo że w kolejnej odsłonie obok hinduskich powracają stroje kolonialne z lat trzydziestych.


Bo do tych czasów wydaje się być przeniesiona omawiana inscenizacja, skoro część statystów występuje w szortach, a pośród nich uwija się grono misjonarzy w koloratkach.

Polawiacze,MET 6

Na samym wstępie, gdy lokalna społeczność wybierze Zurgę na swojego przywódcę, niektórzy przywdzieją maski z jego podobiznami, a więc zachowują się w stylu współczesnej kampanii wyborczej.

Polawiacze,MET 7

Z kolei wspomniana scena, rozpoczynająca trzeci akt, najwyraźniej toczy się w biurze wyborczym, wypełnionym półkami z piętrzącymi się na nich pożółkłymi aktami, biurkiem z laptopem oraz telewizorem, a z zawieszonego na ścianie plakatu spogląda sam Zurga, obok zaś wisi plan Kolombo, cejlońskiej stolicy. Ale w następnej odsłonie rzecz powraca w kostiumowe, egzotyczne ramy. A zatem pytanie o tożsamość Zurgi pozostaje otwarte.


Zgodnie z ponowoczesnym brakiem konsekwencji Penny Woolcock, autorka inscenizacji w English National Opera, która została przeniesiona na scenę nowojorskiej Metropolitan Opera, nie może się zdecydować nie tylko, co do określenia historycznego czasu akcji, ale i na formułę samego przedstawienia.

Polawiacze,MET 8

W stylu grand opera rozegrany zostaje prolog towarzyszący orkiestrowemu preludium, w którym scena Metropolitan przemienia się w podmorską toń, w której nurkuje i unosi się troje poławiaczy, albowiem zachowany zostaje parytet, choć, trzeba przyznać, iż tradycyjnie zawód ten wykonywali zarówno chłopcy, jak dziewczęta. Po katastrofie drugiego aktu wszystko zalewają – za pomocą projekcji wideo – fale tsunami, a potem odsłania się zrujnowany blok z wielkiej płyty i akcja przenosi się do wspomnianego biura wyborczego.


Przez większą część spektaklu, mającą przywoływać orientalną rodzajowość, na scenie panuje po prostu bałagan. Wszystkiego jest za dużo: obłapiania się przez pozostawionych sobie samym chórzystów, nieustannych procesji z feretronami z hinduskimi bóstwami.

Polawiacze,MET 9

Wszyscy depcą sobie po piętach, co Nicole Korzyckiej dało asumpt do wyrażenia opinii, że może akcję przeniesiono do Hongkongu, gdzie na każdym kroku panuje ogólna ciasnota. Nie sposób natomiast odmówić efektowności dwóm rozwiązaniom sytuacyjnym.

Polawiacze,MET 10

W finale drugiego aktu, kiedy nie dochodzi niemal do samosądu nad sprzeniewierzającą się swym ślubom kapłanką i jej kochankiem, nad sceną przesuwają się złowieszcze chmury, a w zakończeniu całej opery tło wypełnia purpurowa łuna pożaru, wznieconego przez Zurgę, by odwrócić uwagę zebranych i ocalić przyjaciół: Lejlę i Nadira. Lekki tenor Matthew Polenzaniego wręcz idealnie odpowiada wymaganiom, stawianym przez partię Nadira, oraz styl francuskiej opery lirycznej.


Z łatwością przychodzi mu operowanie falsetem i dzięki temu dość swobodnie porusza się w wysokiej tessyturze w jakiej utrzymany jest jego romans Je crois entendre encore, bodaj najsłynniejszy fragment tego dzieła, należący zarazem do najpopularniejszych arii operowych w ogóle.

Polawiacze,MET 11

Dzięki wspomnianym przymiotom jest w stanie wywołać znaczne wzruszenie wśród słuchaczy. Doskonale też wypadł w duetach: z Zurgą Au fond du temple saint oraz z Lejlą Ton coeur n’a pas compris le mien. Może najmniej przekonująco zabrzmiał w jego wykonaniu dramatyczny ustęp, towarzyszący pierwszemu pojawieniu się na scenie, kiedy opowiada o przygodach, jakich doświadczył w cejlońskiej dżungli, zasadzając się między innymi na tygrysy.

Polawiacze,MET 12

Warunki wokalne Diany Damrau może nie do końca predestynują ją do wykonawstwa partii Lejli, ale śpiewaczka ta rekompensuje to niezwykłą muzykalnością. Potrafi głosem wygrać i wyrazić prawie wszystko. Nienagannie zabrzmiały w jej ujęciu delikatne wokalizy w zakończonej kadencją modlitwie O Dieu Brahma!.


Jej z natury cięższemu głosowi lepiej wydawała się odpowiadać bardziej dramatyczna w wyrazie aria z rogami Comme autrefois dans la nuit sombre z drugiego aktu, zapowiadająca już tę słynniejszą Micaëli z Carmen.

Polawiacze,MET 13

Również sztuka wokalna Mariusza Kwietnia czyni coraz większe postępy i zbliża się on do osiągnięcia interpretacyjnej dojrzałości. Wiele fraz uzyskiwało subtelne wykończenie, artysta też w celach ekspresyjnych sięgał po falset. Jedynie dwa razy dały znać o sobie lekkie zachwiania emisyjne. Gdyby jeszcze zechciał stonować swoją nadekspresję aktorską i powściągnąć nadmierne przerysowania w zachowaniu scenicznym. W znacznym stopniu rozczarowało mnie natomiast kierownictwo muzyczne Gianandrea Nosedy.


Poławiacze pereł to oczywiście przede wszystkim opera liryczna, ale od czasu do czasu dają też znać o sobie w partyturze znamiona grand opera, zwłaszcza w otwierającej dzieło introdukcji, w finale drugiego aktu, wreszcie na początku drugiej odsłony aktu trzeciego, gdy krwi żądna tłuszcza zebrała się, by nasycić się okrutnym widowiskiem spalenia kochanków.

Polawiacze,MET 14

Już rozpoczynający operę akord zabrzmiał zbyt anemicznie. Życzyłoby się także większego wyeksponowania figuracji skrzypiec w akompaniamencie do wspomnianego romansu Nadira, natomiast dobrze słyszalna była rozlewająca się plama blachy, towarzysząca uświadomieniu sobie przez Zurgę, że Lejla darzy uczuciem wyłącznie Nadira, a on zawiódł jego zaufanie. Znaczne wrażenie wywarło też malarstwo dźwiękowe kompozytora w oddaniu grozy tropikalnej nawałnicy, towarzyszącej nie mniej wzburzonym nastrojom sfanatyzowanego tłumu, oburzonego popełnionym świętokradztwem.

Polawiacze,MET 15

Na koniec uwaga pro domo sua. Metropolitan Oepra nie przynosi ujmy przejmowanie inscenizacji zrealizowanych w koprodukcji i mających premiery gdzie indziej: w ubiegłym sezonie Jolantę i Zamek Sinobrodego między innymi z Warszawy a teraz Poławiaczy pereł z Londynu. Dla polskich Oper, rozporządzających o wiele mniejszymi budżetami, stanowiłoby to zbyt duży dyshonor…

                                                                            Lesław Czapliński