Przegląd nowości

Z Agatą Zubel o „Pierrot lunaire”

Opublikowano: czwartek, 12, marzec 2015 21:14

Jest Pani uważana za jedną z najlepszych odtwórczyni „Pierrota lunaire” do muzyki Arnolda Schönberga.

Śpiewałam go już kilkakrotnie w wersji koncertowej - w Austrii - ojczyźnie Arnolda Schönberga z austriackimi muzykami, ale też w Polsce, między innymi w 2011 roku w Filharmonii Krakowskiej. W Operze Krakowskiej po raz pierwszy miałam okazję wystąpić w wersji w pełni inscenizowanej.

Agata Zubel 1

Czym inscenizacja Opery Krakowskiej różni się od wcześniejszych wersji „Pierrota”?

W krakowskim spektaklu „Pierrot lunaire” wkomponowany jest w szerszą narrację, jest inscenizowany, więc podlega prawom, którymi rządzi się scena. Reżyser Włodzimierz Nurkowski kreuje akcję sceniczną z udziałem solistów i baletu. Ponadto każdy dyrygent inaczej podchodzi do utworu. Tak jest  w przypadku każdej partytury.


Schönberg pisząc „Pierrota”, dawał wiele uwag, które ściśle narzucają artyście wykonanie tej partii. Czy Pani stara się do nich dostosować?

Jak najbardziej staram się dostosować do tego, co jest napisane w partyturze. Jest to rzeczywiście bardzo ważny utwór w historii muzyki wokalnej, bowiem w nim po raz pierwszy na tak dużą skalę została zastosowana technika tzw. sprechgesangu - rodzaj mowy śpiewanej.

Agata Zubel 3

Podczas śpiewu, odwrotnie niż w mowie, zatrzymujemy samogłoski na pewnych, stałych wysokościach. Język mowy jest płynny i zmienny – glisandujemy samogłoski w górę lub w dół, aby uzyskać jego naturalną elastyczność. Tę drobną, ale jakże istotną różnicę, wykorzystał Schönberg w tym utworze. W partyturze są zaznaczone wysokości dźwięków, jest ścisły rytm. Pozwala to tak jakby zaczepić dźwięk i nie przytrzymując go na stałej wysokości modulować w podobny sposób, jak podczas mówienia. 


A czy nie ma Pani ochoty wyjść poza te sztywne ramy, które narzuca Schönberg?

W przypadku każdego utworu jesteśmy zamknięci w pewnej konwencji. Tutaj także jest ona obecna, choć pozwala na spory margines swobody. Na przykład, jeśli konkretna scena w spektaklu wymusza sytuację naturalistyczną, wtedy staram się, aby w mojej partii więcej było mowy niż śpiewu, natomiast w bardziej lirycznych miejscach przeważa śpiew. Choć nigdy nie jest to ani ścisła mowa ani śpiew jaki znamy z dawniejszych oper (bel canto). Kluczem jest znalezienie środka.

Agata Zubel 2

Który repertuar jest Pani najbliższy?

Myślę, że zdecydowanie „Pierrot lunaire” Schönberga wpisuje się w katalog moich ulubionych dzieł. Nie ukrywam, że muzyka nowa, współczesna, pisana przez żyjących kompozytorów jest mi najbliższa przez to, że sama jestem kompozytorką. Ale także dlatego, że jest coś magicznego w wykonywaniu utworów powstających na bieżąco. W przypadku prawykonań mamy swój współudział w narodzinach utworu, w ożywianiu martwej partytury, która z naszym udziałem powstaje dla świata, dla publiczności przychodzącej wysłuchać nowego dzieła, które dopiero co wyszło spod pióra (komputera) kompozytora. W przypadku Schönberga dzieło ma już sto lat. Nie jest to więc utwór młody, jednak brzmi ciągle świeżo i atrakcyjnie wciąż zaskakując słuchaczy.

Wspomniała Pani, że jest także kompozytorem. Kim się Pani bardziej czuje - śpiewaczką czy kompozytorką?

Nie chciałabym tego oddzielać. Staram się równolegle realizować w obu tych dziedzinach. Ich połączenie bardzo pomaga. Kiedy piszę partytury, łatwiej jest mi myśleć praktycznie o osobie, która będzie je wykonywała. I odwrotnie: to że sama komponuję daje mi pewną łatwość w odczytywaniu partytury jako wykonawca. Mam świadomość tego, że sama partytura to tylko ułomny zapis idei kompozytorskiej, którą przy pomocy określonych znaków próbuje nam przekazać. Celem wykonawcy jest więc nie tylko perfekcyjna realizacja nut, ale próba dotarcia do tej idei.

                                                           Rozmawiała Anna Barańska