Przegląd nowości

Magiczna wizja „Czarodziejskiego fletu” w Angers Nantes Opéra

Opublikowano: piątek, 30, maj 2014 15:42

Jean-Paul Davois, dyrektor Angers Nantes Opera, udowodnił raz jeszcze, iż na tzw. francuskiej prowincji mają miejsce wydarzenia artystyczne przewyższające niejednokrotnie swoim poziomem ofertę renomowanych teatrów w Paryżu. Ileż to bowiem razy zdarzyło się już na przestrzeni paru ostatnich lat, że na scenie Opery Paryskiej oglądaliśmy przedstawienia niegodne prestiżu tej czołowej placówki.

Czarodziejski flet,Nantes 1

A przecież w porównaniu do wspomnianej na wstępie struktury produkcji lirycznej dysponuje ona potężnym budżetem, co teoretycznie powinno wpływać na jakość repertuarowych propozycji. Powinno, wszakże w praktyce często dzieje się zupełnie odwrotnie. Wydaje się, że wytłumaczenie tej sytuacji jest tylko jedno. Otóż potężne środki finansowe, zapewniane głównie przez państwo, sprzyjają wprost oszołamiającemu marnotrawstwu. Natomiast napięty, często niewystarczający i ciężko wywalczony budżet zmusza tych, którzy nim zarządzają, do rozsądnego i optymalnego wydawania każdego grosza. A efekty takiego podejścia mogą być tylko pozytywne. Kierujący Operą w Nantes - pokazującą swe produkcje również w Angers - Jean-Paul Davois już wielokrotnie wzbudzał podziw atrakcyjnością i bogactwem prowadzonej przezeń polityki artystycznej, której jednym z wymownych przejawów było zaprezentowane w 2006 roku niezapomniane przedstawienie Czarodziejskiego fletu Mozarta.


Realizacja ta pojawiła się później jeszcze na Festiwalu Chorégies d’Orange, obecnie zaś ku wielkiej radości widzów powróciła do teatru, w którym została wykreowana. Kierownictwo muzyczne sprawuje stojący na czele Orchestre National des Pays de la Loire Mark Shanahan, dyrygent dobrze już w Nantes znany i ceniony, chociażby za sprawą poprowadzonych już tutaj w przeszłości oper Mozarta, Janaczka, Brittena, Verdiego, Smetany i Bizeta.

Czarodziejski flet,Nantes 2

Słuchając jego przemyślanej w każdym szczególe, zjawiskowej interpretacji uświadamiamy sobie, że powszechna, wręcz uniwersalna znajomość Czarodziejskiego fletu doprowadziła do sytuacji, w której każdemu kapelmistrzowi wydaje się, iż posiadł jego wszystkie tajemnice i że może bez problemu stanąć za pulpitem dyrygenckim. Jest to jednak opinia całkowicie mylna, gdyż mamy tu do czynienia z partyturą wymagającą nieprzeciętnej wiedzy muzykologicznej, umiejętności i wyczucia. Przede wszystkim cechują ją kontrastujące ze sobą i niezwykle istotne aspekty. Już bowiem na samym początku przedstawienia słuchacze zwracają uwagę raczej na postacie pochodzące z ludu, czyli na Papageno, Papagenę i Monostatosa. Wśród nich pojawiają się jednak osoby bardziej szlachetnego pochodzenia: Królowa Nocy i Sarastro.


Zaś pomiędzy nimi oscylują jeszcze jakby pośrednicy, którzy mają wskazać protagonistom drogę do światła Mądrości, Rozumu i Natury. Warto zauważyć, że ów podział zachodzący na płaszczyźnie libretta znajduje swe odzwierciedlenie w warstwie muzycznej, albowiem Mozart charakteryzuje pochodzące z różnych środowisk postacie w zasadniczo odmienny sposób.

Czarodziejski flet,Nantes 3

Czyni to jednak tak, aby słuchacz nie odczuł najmniejszego nawet pęknięcia w zakresie stylu i narracji muzycznej. Oto zatem niezwykle trudne zadanie dla dyrygenta, który powinien te wszystkie różnice i subtelności nie tylko dostrzec, ale i umiejętnie wydobyć.

Czarodziejski flet,Nantes 4

Inne - wbrew pozorom nie takie łatwe do podjęcia - wyzwanie dotyczy zręcznego poruszania się na granicy komizmu i powagi. Przy czym nie można zapominać, że owa powaga wyrażana jest muzyką prostą, choć głęboko szlachetną, co też trzeba umieć odpowiednio uwydatnić. Kolejny problem to zdolność do kreowania odpowiednich klimatów i atmosfer dźwiękowych, zwłaszcza odnośnie zaznaczania kontrastów pomiędzy „zwykłym” światem śmiertelników i sakralnym charakterem świątyni Sarastro, czyli pomiędzy ciemnością i jasnością. Oznacza to, że orkiestracja Mozarta posiada nie tylko wymiar symboliczny, ale także pełni ściśle przez kompozytora zaplanowaną funkcję dramaturgiczną, co nie zawsze znajduje swoje odbicie w słyszanych w teatrach i na nagraniach płytowych interpretacjach.


Tym bardziej zatem cieszy fakt, że Mark Shanahan tak doskonale panuje nad zespołem z Nantes, prowadząc go oszczędnym, ale jakże precyzyjnym gestem, z nieprawdopodobnym wyczuciem i wzbudzającą podziw znajomością rzeczy. Każdy akcent, każda fraza czy bezbłędnie dobrane tempa służą tutaj realizacji skrupulatnie i wiernie w stosunku do partytury wyznaczonych celów artystycznych.

Czarodziejski flet,Nantes 5

Równie bezbłędnie brzmi przygotowany przez Xaviera Ribesa chór, który zgodnie z wolą Mozarta dzieli się tu na jakby dwie, prezentujące odmienny charakter grupy. Pierwsza z nich to wpisujący się w tradycję operową chór „ogólny”, zaś druga - chór męski, przedstawiający głównie kapłanów Sarastro, którego interwencje zaskakują odświeżającym gatunek nowatorstwem. Oczywiście ważną rolę odgrywają pojawiający się trzykrotnie - i śpiewający partie o charakterze solowym - Trzej Chłopcy (Drei Knaben), tak istotni w budowaniu dramaturgii dzieła: wszakże to oni przynoszą flet i srebrne dzwoneczki, to także oni zapobiegają samobójczej śmierci Paminy, a następnie Papageno. Obsadzenie tych dziecięcych ról wymaga starannego castingu, co w tym przypadku nie do końca się udało, gdyż zbyt słabo brzmiące głosy trzech młodych solistów nie pozwalają utrzymać właściwej równowagi z partią orkiestry.


Żadnych zastrzeżeń nie wzbudza natomiast celne skompletowanie obsady solistów, w pełni zaangażowanych w powierzone im zadania, wiarygodnych i idealnie ze sobą współpracujących. Pochodzący z Islandii, dysponujący wyrównanym we wszystkich rejestrach tenorem Elmar Gilbertsson wciela się w swobodny i naturalny sposób w postać Tamino, zaś szwedzka sopranistka Marie Arnet, o jasnym i dźwięcznym głosie, wyzwala ujmujące pokłady czułości lub poczucie głębokiej rozpaczy, w scenie, w której odnosi mylne wrażenie, że jest przez swego ukochanego niespodziewanie porzucona.

Czarodziejski flet,Nantes 6

Świetnie zgraną parę tworzą też szwajcarski baryton Ruben Drole, który w roli Papageno porywa talentem aktorskim, ogromnym poczuciem humoru, porażającą energią i sprawnością fizyczną, oraz śpiewająca partię Papageny niemiecka sopranistka Mirka Wagner.

Czarodziejski flet,Nantes 7

Amerykanin James Creswell intryguje emanującą autorytetem osobowością sceniczną, tylko nieco rozczarowuje dość słabym i niezbyt nasyconym basem o ograniczonym wolumenie. Podoba się też nieodparcie komiczny występ Erika Hucheta jako Monostatosa, zaś precyzyjne i niesłychanie selektywne koloratury rosyjskiej sopranistki Olgi Pudovej w partii Królowej Nocy wywołują entuzjastyczny aplauz publiczności. Świetnie wypada każde wejście Trzech Dam (Katia Velletaz, Emilie Renard i Ann Taylor), a kanadyjski baryton Tyler Duncan nie zawodzi w roli Mówcy.


Jeśli chodzi o samą inscenizację, której autorami są pracujący już od dawna w duecie reżyserzy Patrice Caurier i Moshe Leiser, to pragnę podkreślić, iż jest to bodajże najpiękniejsza wizja Czarodziejskiego fletu, jaką udało mi się kiedykolwiek obejrzeć. Od początku do końca przedstawienia jesteśmy przenoszeni do cudownego i szlachetnego świata magii, subtelnego humoru i feerii, zaskakujących obrazów oraz poruszających i niewinnych uczuć. Reżyserzy odwołują się tutaj do sprawdzonych recept teatralnej iluzji i serwują odsłony wprawiające w zdumienie bynajmniej nie tylko dziecięcą część widowni.

Czarodziejski flet,Nantes 8

I tak na przykład Trzy Damy powalają ogromnego węża ciskając w niego ładunkiem wybuchowym, Trzej Chłopcy wzlatują w powietrze budując wdzięczną przestrzenną choreografię, a dźwięk fletu doprowadza do pojawienia sie na scenie wielkich marionetek zwierząt. Ptaki Papagena okazują się być prawdziwymi, swobodnie fruwającymi i chętnie siadającymi na rękach Ptasznika gołębiami, zaś pojawieniu się Królowej Nocy towarzyszą blaski błyskawic i huk grzmotów. Ta niemalże przywołująca dziecinne sny magia ustępuje w finale miejsca scenie o liryczno-romantycznym wydźwięku, kiedy to połączeni szczerą miłością Tamino i Pamina wstępują w chwale do świątyni na tle intensywnie jarzącego się słońca. Należy przy tym zaznaczyć, że twórcy tej porywającej wizji zręcznie unikają popadnięcia w kiczowatość, a ich język sceniczny skutecznie naprowadza widzów na ukryte w mozartowskiej operze znaczenia i sensy. Ta fantastyczna realizacja nie pozostawia nikogo obojętnym, o czym świadczą długo trwające po zakończeniu spektaklu gorące owacje oczarowanej bez reszty publiczności.

                                                                            Leszek Bernat