Przegląd nowości

"Córka pułku" w Opéra National de Montpellier

Opublikowano: wtorek, 19, styczeń 2010 01:00

Wykreowana w 1840 roku w paryskiej Opéra Comique dwuaktowa Córka pułku Gaetano Donizettiego - powstała do libretta Jules-Henri Vernoy de Saint-Georges'a i Jean-François-Alfreda Bayarda - funkcjonuje w dwóch wersjach językowych, od czasu kiedy to z okazji jej mediolańskiej premiery francuskie dialogi zostały zastąpione włoskimi recytatywami.

Image

Na szczęście Opéra National w Montpellier, zapraszając teraz swoją publiczność na nową produkcję tego utrzymującego się stale dzięki swemu lekkiemu humorowi w repertuarze dzieła - przygotowaną przez Fundację Teatro Lirico Giuseppe Verdi w Trieście - zdecydowała się ją zaprezentować w oryginalnej, czyli właśnie francuskiej formie, co z pewnością jest dla owej kompozycji wyborem zdecydowanie korzystnym. Karnawałowy nastrój panujący wśród szukających godziwej rozrywki widzów sprawił, iż rzeczone przedstawienie zostało przyjęte z gorąco manifestowanym entuzjazmem i uczciwie trzeba stwierdzić, że w zakresie dostarczenia dobrej zabawy na pewno spełniło ono swoje zadanie.

Image

Jeśli jednak ktoś szukał, w warstwie muzycznej i inscenizacyjnej, czegoś więcej, to mógł się poczuć nieco zawiedziony. Zwłaszcza jeżeli uprzednio miał okazję obejrzeć (bezpośrednio lub za pośrednictwem telewizji czy na kasetach wideo) głośną produkcję londyńskiej Coven Garden z 2008 roku, przygotowaną przez reżysera Laurenta Pelly, z udziałem niezapomnianej pary solistów w osobach Natalie Dessay i Juana Diego Floreza, bowiem jeszcze do tej pory ta realizacja jest zgodnie uważana za najlepszą i najciekawszą inscenizację Córki pułku na przestrzeni ostatnich lat.


Pokazywana w Montpellier wizja włoskiego reżysera Davide'a Livermore, ciesząca oko atrakcyjnie zaplanowanymi i barwnymi odsłonami plastycznymi, nad którymi pracowali również scenograf Pier Paolo Bisleri oraz autor "historycznych" kostiumów Gianluca Falaschi, może być zakwalifikowana do kategorii produktów natychmiastowego spożycia. Jest spójna, aliści zarazem skutecznie kokietuje widza, wzbudza salwy śmiechu rozlicznymi gagami, tyle tylko, że brakuje jej wykwintności i wyrafinowania, a powtarzalność pewnych dowcipów staje się na dłuższą metę dosyć monotonna, by nie powiedzieć - męcząca.

Image 

Jeśli na przykład przy każdym ruchu protezy ręki Sierżanta Sulpicjusza z głośników rozlega się hałas pękającego metalu, to stosowanie tego efektu przez cały czas trwania przedstawienia nie jest już w stanie nikogo rozśmieszyć. Skoro zaś każdej z postaci przypisane są te same szablonowe i powielane bez końca gesty i zachowania, to nie mamy możliwości się dowiedzieć niczego nowego na temat ich ulegającym przecież zmianom uczuć i reakcji, nawet jeżeli mamy w tej operze do czynienia z dość uproszczonymi portretami psychologicznymi poszczególnych postaci.


Paradoksalnie najwięcej uwagi Livermore poświęca indywidualnemu różnicowaniu zadań aktorskich chórzystów, którzy zresztą wypełniają je z wielką chęcią i zaangażowaniem. To właśnie na tle sprawnie prowadzonych scen zbiorowych na ogół celnie dobrani soliści budują tę zakotwiczoną w okresie wojen kampanii wojsk napoleońskich akcję. Najwięcej pozytywnych reakcji dostarcza żywiołowy występ śpiewającej tytułową partię markietantki Moniki Tarone, nie tylko imponującej nieposkromionym temperamentem aktorskim, ale także dysponującej niezawodną techniką wokalną, klarowną koloraturą i godną pozazdroszczenia dykcją.

Image

Trochę gorzej wypada partnerujący jej w roli młodego Tyrolczyka imieniem Tonio Argentyńczyk Manuel Nuñez Camelino, umiejętnie i z przekonaniem kreujący swojego bohatera, wszakże systematycznie "wyciskający" siłowo atakowane dźwięki w górze skali. Wyraźnie lepiej on sobie radzi we fragmentach o bardziej lirycznym niż popisowym charakterze np. w poruszająco zaśpiewanej romancy z II aktu: "Pour me rapprocher de Marie". Ponadto mocnymi filarami obsady okazują się być doświadczona Hanna Schaer, z powodzeniem ucieleśniająca Markizę de Berkenfield, ujmujący świetną prezencją sceniczną i budujący rolę wspomnianego Sierżanta Sulpicjusza François Harismendy oraz bawiący widzów karykaturalnym ukazaniem komicznej postaci Scypiona de Crakentrop Mathias Foin-Dannreuther.

Na czele Orchestre National de Montpellier stoi młody Jean-François Verdier (uważany za jednego z najlepszych klarnecistów w Europie, autor książek pedagogicznych, obecnie szef muzyczny Orkiestry w Besançon), którego wyrazista, dynamiczna i często rozpętująca istny żywioł dźwiękowych kolorów interpretacja partytury włoskiego mistrza sprawia, że, niezależnie od wysuniętych powyżej zastrzeżeń, ta nowa realizacja pozwala miło spędzić czas. Nic zatem dziwnego, że opuszczający operowy gmach i rozbawieni widzowie nucą pod nosem najbardziej znane motywy tej bezpretensjonalnej, wszak cieszącej się dużą popularnością opéra-comique.

                                                                                     Leszek Bernat