Libretto Córki Pani Angot - wprowadzające zarazem fikcyjne i historyczne postaci - opowiada dość banalną historię kwiaciarki z paryskiej dzielnicy Halles, niejakiej Klarci (Clairette) Angot, która ma wyjść za mąż za fryzjera Pomponneta, a która jednocześnie podkochuje się w ulicznym piosenkarzu Ange Pitou, który z kolei zdradza ją z aktorką - panną Lange, faworytą Barrasa - członka Dyrektoriatu, a także kochanką finansisty Larivaudière'a. Po licznych perypetiach to w końcu wierny Pomponnet uzyskuje rękę kwiaciarki, która wielkodusznie oddaje Ange'a Pitou swojej niegdysiejszej koleżance z pensji, a obecnie rywalce: pannie Lange. Otóż niezależnie od tej dość schematycznej intrygi podkreślić należy, że nowością jest tutaj wprowadzenie do repertuaru lirycznego niezmiernie rzadko wykorzystywanego przez twórców operowych epizodu historii francuskiej: okresu rządów Dyrektoriatu, sprawującego władzę w schyłkowym okresie Rewolucji Francuskiej, aż do dokonanego przez Napoleona Bonapartego zamachu stanu.
Oprócz owego wspomnianego w libretcie Barrasa, do naprawdę żyjących w tamtych czasach osób należą jeszcze Ange Pitou i panna Ange. Ten pierwszy to początkowo oczarowany rewolucyjnymi ideami dziennikarz - który po zobaczeniu ściętej głowy rewolucjonisty zatkniętej na tyczce przeszedł do obozu monarchistów - a następnie najbardziej znany w Paryżu piosenkarz uliczny, którego pełne polotu i ciętej satyry strofy zaprowadziły na trwającą dwa lata katorgę. Ta druga zaś to aktorka Comédie-Française, która podobnie jak Pitou, lecz z innych pobudek, straciła rewolucyjny zapał i korzystała z przywilejów, jakie dawała jej przynależność do arystokratycznego klanu.
Wspomnijmy jeszcze, dla uzupełnienia opisu polityczno-społecznego kontekstu, w jakim osadzona jest operetka Lecocqa, że lata rządów Dyrektoriatu to okres, który dodatkowo wyostrzył ostre kontrasty zachodzące pomiędzy biedą szerokich mas i bogactwem nielicznych, prowadzących wystawny, czy nawet rozwiązły, tryb życia spekulantów. Ci ostatni obrali sobie za cel nadrabianie straconego od początku rewolucyjnych wstrząsów czasu, przy czym w nie znających umiaru zabawach i rozpustach prym wiodła ówczesna - doskonale sportretowana w opisywanym dziele - bananowa młodzież, czyli tzw. Incroyables i Merveilleuses.
Wierne, zdradzające nieprzeciętną wyobraźnię i plastyczny talent autora kostiumów Dominique'a Borga, pokazanie tej specyficznej grupy stanowi jeden z licznych atutów lozańskiej inscenizacji. Zmieniające się w każdym akcie kreacje przyciągają wzrok szerokimi, odpowiednio głęboko wydekoltowanymi tunikami i nieprawdopodobnie dziwacznymi perukami pań (Merveilleuses) oraz równie barwnie i ekstrawagancko zaprojektowanym odzieniem młodych mężczyzn (Incroyables).
Wywoływane w ten sposób efekty wizualne są tym bardziej sugestywne i urzekające, że przez cały czas trwania spektaklu prowadzona jest przez Patricka Méeüsa dynamiczna i zaprojektowana w najdrobniejszym szczególe reżyseria świateł. Także zręcznie i ze smakiem skonstruowana, unikająca powierzchownego efekciarstwa i raczej minimalistyczna, choć skutecznie osadzona w realiach kreowanej epoki, scenografia Jeana Haasa przyczynia się do zbudowania ciekawego i zajmującego obrazu.
W pewną konsternację wprawiają jedynie pozostające w oderwaniu od koncepcji całości - a realizowane przy opuszczonej kurtynie, na proscenium - układy choreograficzne Gianniego Santucciego, zabawne i pocieszne, ale niestety wymykające się głównemu rytmowi przedstawienia. Pewne zastrzeżenia budzi praca reżyserska Anémone, bardzo popularnej we Francji - i nie tylko - aktorki, a obecnie także inscenizatorki, znanej między innymi z udziału w kultowym filmie Le père Noël est une ordure. Jej pozbawiona inwencji, tak bardzo tu oczekiwanych aluzji politycznych czy humoru sytuacyjnego, jednym słowem - niezdolna do "podparcia" akcji wizja stanowi z pewnością najsłabszy punkt tej wzbudzającej tak duże oczekiwania publiczności realizacji.
Na szczęście możemy natychmiast zapomnieć o tych wszystkich niedociągnięciach słuchając żwawych, rześkich i od pierwszych taktów urzekających melodii lub dając się uwieść błyskotliwej i wyrafinowanej instrumentacji tej prawdziwej opéra-comique, tak dalece odbiegającej od schematu drobnomieszczańskiej rozrywki z XIX wieku. Do perfekcji opanowana przez Lecocqa sztuka dopasowywania atmosfery poszczególnych arii i scen zespołowych do konkretnych sytuacji scenicznych czyni z jego dzieła prawdziwy popis teatru muzycznego.
Szczególnie, że za pulpitem dyrygenckim stoi świetnie ten gatunek znający i czujący Nicolas Chalvin, który prowadzi doskonale brzmiącą Sinfonietta de Lausanne, starannie przygotowany przez Véronique Carrot chór i bezbłędnie dobrany zespół solistów. Dla wielu widzów dużym odkryciem jest na pewno występ dysponującej pieszczącym ucho swą urodą sopranem Bénédicte Tauran w tytułowej roli Klarci Angot.
Aliści wszyscy bez wyjątku wykonawcy zasługują na słowa uznania: Emiliano Gonzalez Toro jako Pomponnet daje lekcję mistrzowskiej wokalistyki i solidnego aktorstwa, śpiewający partię Ange Pitou Jean-Sébastien Bou ujmuje barwą wyrównanego we wszystkich rejestrach barytonu, Maryline Fallot potwierdza swą docenianą już od dawna muzykalność, zwłaszcza w scenie tryskającego humorem walca, zaś Alain Vernhes z wyczuciem buduje komiczną postać finansisty Larivaudière'a. Nie zawodzą też Michèle Lagrange (Amarnathe), Frédéric Longbois (Trénitz) i Philippe Cantor (Louchard). Dobrze się zatem stało, że Opéra de Lausanne sięgnęła wreszcie po partyturę Córki Pani Angot, która w tak znaczącym stopniu przyczyniła się niegdyś, po okresie historycznych parodii Hervégo i Offenbacha, do powrotu zaniedbanej - a poważniejszej od tradycji opéra bouffe - formy lirycznej (charakteryzuje ją bardziej stonowany i delikatniej cieniowany humor, szlachetny sentymentalizm, pełna uroku życzliwość), praktykowanej później z takim powodzeniem przez dajmy na to Louisa Varneya czy na przełomie XIX i XX wieku przez André Messagera.
Leszek Bernat