Przegląd nowości

"Don Giovanni" podwójnie widziany

Opublikowano: środa, 22, czerwiec 2011 02:00

Opera Wrocławska wprowadziła do repertuaru to mozartowskie arcydzieło po blisko czterdziestoletniej przerwie. Premiera poprzedniej inscenizacji wyreżyserowanej przez legendarną Lię Rothbaumównę odbyła się 8 lutego 1969 roku. Opera określana mianem "Drama giocoso per musica", czyli wesoły dramat muzyczny, jest wspólnym dziełem W. A. Mozarta i Lorenza da Ponte, autora libretta. Co prawda jego praska prapremiera została entuzjastycznie przyjęta: "Znawcy i artyści mówią, że czegoś podobnego nie wystawiono dotąd w Pradze." - napisano po pierwszym przedstawieniu w "Prager Oberpostamtszeitung". Niestety, kolejne przedstawienia w Wiedniu i innych miastach nie stały się sukcesem Mozarta. Dopiero po śmierci kompozytora orzeczono jednak, że Don Giovanni to jedno z największych arcydzieł w światowej literaturze operowej.

Image

Ta opinia do dzisiaj nie straciła ważności! Muzyka tej opery łączy w sobie elementy lekkiej pogodnej komedii z frazami pełnymi dramatycznego napięcia, grozy i tragizmu. Gdyby chciał wyliczyć te najpiękniejsze i najbardziej wartościowe fragmenty i arie to bez wahania należałoby napisać, że w tej operze każda nuta i fraza to skończone arcydzieło! Jest też Don Giovanni dziełem, dającym rozległe pole do interpretacji, na które chętnie wchodzą wybitni reżyserzy pracujący na rzecz teatru operowego. Tylko w ostatnich latach do historii tego gatunku przeszły realizacje Jean-Pierre Ponnelle, Michaela Hampe, Calixto Bieito, Martina Kušeja, Clausa Gutha czy Grahama Vicka.


Na polskich scenach ostatnimi laty oglądaliśmy inscenizacje Ryszarda Peryta, Jitki Stokalskiej, Marka Weiss-Grzesińskiego, Adama Hanuszkiewicza i Mariusza Trelińskiego, który właśnie przeniósł do Wrocławia, z niewielkimi zmianami, warszawską inscenizację swojego Don Giovanniego z 2002 roku, do której scenografię zaprojektował Boris F. Kudlička. Z tą jednak różnicą, że tym razem punkt ciężkości inscenizacji przeniósł w bardziej w kierunku commedii dell' arte, prezentując ją z dużym dystansem do operowej rzeczywistości, czasami jednak nieco przerysowanej. To co blisko dziesięć lat temu szokowało dzisiaj wydaje się zupełnie naturalne. W tym czasie teatralny świat poszedł jednak mocno do przodu. Dzisiaj specjalnie nie dziwią bombastyczne kostiumy Arkadiusa wywiedzione z malarstwa Velázqueza, ani puste czarne, pozbawione rekwizytów, pudło sceny, ani ustawienie bohaterów dramatu na antypodach emocji. Jest to przedstawienie poetyckie, ale z niemałą domieszką rubasznego humoru. Sięgając głębiej można powiedzieć, że jest w nim również tragicznie i wesoło, kolorowo i czarno, bywa też strasznie, ale i śmiesznie. Sprawność reżysera sprawia, że obrazy zmieniają się niczym w kalejdoskopie, a czytelnie prowadzeni bohaterowie, bezlitośnie obnażają swoje prawdziwe charaktery i oblicza. Mimo tych wszystkich zmian pozostaje ta inscenizacja efektownym dynamicznym przedstawieniem o wyrazistej kolorystyce i klimacie.

Image

Główny bohater ma w sobie coś z pysznego pawia (i to nie tylko piękny kolorowy ogon), ale i dziarskiego koguta, który stroszy piórka, grzebie nóżką i potrząsa łebkiem na widok kolejnej zdobyczy. Ale tak naprawdę jest człowiekiem bez skrupułów gotowym brać od życia wszystko co najlepsze nie oferując nic w zamian. Wszystko to realizuje bardzo przekonywująco, z dużą kulturą i bez większych przerysowań Mariusz Godlewski, któremu należą się jeszcze słowa uznania za piękną kreację wokalną. Leporello na samym początku dźwiga klepsydrę, która ma wszystkim uzmysłowić upływ czasu. Klepsydra, niczym klamra spinająca całe przedstawienie pojawi się na końcu przedstawienia.


Sam Leporello w ujęciu rewelacyjnego wokalnie i aktorsko Adama Palki, jest kwintesencją służącego z filozoficzną godnością znoszącego swój pogmatwany los. Obaj panowie stanowią, wokalnie i aktorsko, znakomity duet. Dzielnie radziły sobie ze swoimi partiami Anna Bernacka - Donna Elwira i Iwona Socha - Donna Anna, którym dokonania wokalne wystawiają wysoką ocenę. Na tę zasłużył również Sang-Jun Lee, w roli Donn Ottavia, do pełni szczęścia w jego przypadku brakowało tylko bardziej wyrazistego aktorstwa. Pełną wyrazistość aktorską zaprezentował Daniel Borowski w partii Komandora prezentując przy tym potęgę swojego głosu. Jedynie Iryna Zhytynska w partii Zerliny wydaje się obsadową pomyłką. Jej mezzosopranowy głos jest zbyt ciężki na potrzeby tej partii wymagającej wokalnej lekkości i błyskotliwości.

Image

Fiński dyrygent Jari Hämäläinen jakoś nie chciał mnie powalić na kolana! Kilku ansamblom zabrakło precyzji, zwłaszcza w pierwszej części. Prowadzona zbyt - jak na mój gust - masywnym dźwiękiem, orkiestra brzmiała bez właściwej Mozartowi finezji i elegancji. Nie można jednak dyrygentowi odmówić umiejętności wyeksponowania dramatycznego pulsu muzyki i dbałości o przejrzystość ansambli.

                                                                             Adam Czopek


Mozart wiecznie żywy

Czy premiera Don Giovanniego w Operze Wrocławskiej to była wyłącznie rekonstrukcja spektaklu z Teatru Wielkiego w Warszawie sprzed 9 lat? Jeden z recenzentów wyznał nawet w Polskim Radiu, że poważnie się zastanawiał czy w ogóle jechać na kolejny wieczór z Mozartem, skoro przedstawienie dobrze zna i oglądał je już kilka razy. W końcu jednak i on, i wielu innych na premierę do Wrocławia przyjechało. I nie pożałowali. Reżyser Mariusz Treliński wyjaśnił, że wraz upływem czasu od przedstawienia warszawskiego jego stosunek do tytułowego bohatera uległ zmianie.

Image

Pozwolił sobie potraktować postać legendarnego uwodziciela z większą swobodą, z elementami ironii a nawet humoru. Co do tego ostatniego można polemizować, nie ulega jednak wątpliwości, że Mariusz Godlewski, któremu wypadło kreować rolę Don Giovanniego został poprowadzony przez reżysera pewną ręką, jest klasycznym macho, aroganckim, przekonanym o swojej wyższości paniskiem, i ten swój stosunek ujawnia zarówno w relacjach z napotkanymi kobietami - świetną głosowo Donną Anną (Iwona Socha), pełną urażonych emocji i temperamentu Donną Elwirą (Anna Bernacka) i naiwną  prostaczką Zerliną, (w tej roli wystąpiła może trochę zbyt charakterystycznie szafująca swym dobrym głosem Irina Zhytynska) - jak i mężczyznami. Przy tej okazji Leporello (Adam Palka) w sposób bardzo wyrazisty aktorsko pokazał też wszystkie zalety mozartowskiego wysokiego basa, Mazetto (Romuald Łukomski) dokonał podobnej sztuki realizując założenia na wpół groteskowego chłopka-roztropka, zaś Daniel Borowski w roli komandora był tubalny i "kamienny", jak trzeba.


Jedynie postać Don Ottavia (Sang-Jun Lee), nie zrobiła żadnego wrażenia scenicznego nie tylko dlatego, że tak ucharakteryzował tę postać sam Mozart. Po prostu artysta ten został umieszczony na scenie jako poprawnie śpiewająca kukła.

Trzeba tutaj zaznaczyć, że przedstawienie Don Giovanniego zrealizowane zostało reżysersko "jak Mozart przykazał",  w tę stronę kierują też naszą wyobraźnię kostiumy Arkadiusa stylizowane na XVIII wiek, zaś nowoczesna ale zarazem oszczędnie subtelna scenografia Borisa Kudlički wcale nie burzy ogólnego toku operowej narracji. Pojawiające się w końcowych scenach ponure duchy-widma wciągają rozpustnika w dymiące otchłanie i sprawiedliwości stało się zadość.

Image

Jednak te wszystkie szczegóły inscenizacyjne stają się drugoplanowe w zestawieniu z genialną i nieśmiertelną muzyką, której zapewne nie jest w stanie  zaszkodzić żadna koncepcja reżyserska. Można tutaj przywołać z pamięci doskonałą ale przewrotną realizację na scenie Teatru Wielkiego w Łodzi, gdzie reżyser Adam Hanuszkiewicz dokonał śmiałego odwrócenia ról - to Don Giovanni był ofiarą erotycznego rozpalenia swoich partnerek, które w końcu ściągnęły go w otchłanie "pornograficznego" piekła. W zestawieniu z tamtym przedstawieniem wrocławsko-warszawski Mozart jest wręcz wzorcowo umieszczony w muzycznym Universum nieco libertyńskiego klasycyzmu, a kontekst treściowy przedstawienia w niczym nie zagraża genialnym frazom Wolfganga Amadeusza.  Można oczywiście trochę wybrzydzać, na koncepcję  muzyczną fińskiego dyrygenta Jari Hämäläinena, który miejscami był zbyt serio, nigdy jednak nie doporowadził do sytuacji, że orkiestra zagłuszała śpiewaków.


Tempa wybierał klasyczne, choć w słynnej arii o winie Mariusz Godlewski trochę gonił jego batutę, jednak kreację tego znakomitego barytona trzeba uznać za w pełni udaną, czego dowodzi przepięknie zaśpiewana z towarzyszeniem mandoliny Serenada, leciutko niemalże nucąc stawiająca kolejne nuty. Na wyżyny doskonałości wspięli się też wykonawcy w największym "hicie" operowym, duecie La ci darem la mano.

Image

Można się zastanawiać, jak poradziłby sobie z tą rolą umieszczony także w obsadzie Don Giovanniego etatowy baryton Opery Wrocławskiej Jacek Jaskuła? Publiczność nagradzała oklaskami każdą dobrze zaśpiewana arię, więc Donna Anna i Donna Elvira miało sporo powodów do satysfakcji, poprawnie zapisał się w pamięci chór, ale brawa należą się też najmłodszym wykonawczyniom, małym "infantkom", uczennicom szkoły baletowej, które tylko swoimi sylwetkami przywoływały jak memento podstawową prawdę, że każda wina musi w końcu zostać ukarana.

                                                                          Joanna Tumiłowicz