Przegląd nowości

„Chopin” Iwaszkiewicza (17 listopada 1955)

Opublikowano: sobota, 24, luty 2024 18:43


„Tak więc marzyło się nam, żeśmy znali Fryderyka Chopina”.

Jeden z najwybitniejszych naszych  literatów powiedział mi:

„Wiesz, gdy kończyłem tę książkę*, to płakałem”.

 

Fryderyk Chopin 3

 

Jak to dobrze, że istnieją ludzie i to w dodatku literaci, którzy są w stanie płakać nad książką, w teatrze czy na filmie. Ale jak to i dobrze, że są takie książki. Trzeba było długiego splotu okoliczności, żeby ta książka powstała. Trzeba było wyprodukować Iwaszkiewicza (a to nie jest tak łatwo!), autora Lata w Nohant, poetę, prozaika, człowieka znającego dobrze wiek XIX i Europę. A w dodatku pisarza, który zaczynał od muzyki, który sam bierze nuty na pulpit, gra i rozumie twórczy proces kompozytora, tego zwierzęcia, które się wypowiada muzyką, jak inny wypowiada się żonglerką czy tańcem. Ale jednocześnie ten pisarz jest już od dawna warszawiakiem, mieszkańcem ziemi, która wydała Chopina i z której Chopin wyjechał, uplątany w ten atrakcyjny dylemat parysko-polski, który już tyle korzyści i tyle szkody nam wyrządził.


Powstała książeczka, która mogłaby być wzorem tego gatunku. Zacznijmy od końca. Iwaszkiewicz nie podaje bibliografii, ale pisze: „Lektury”. Na ich wstępie 10 pozycji: Chopin – listy i dzieła, Krasiński – dzieła i listy do Delfiny Potockiej, Mickiewicz, Norwid, Słowacki – dzieła i listy do Matki, Balzac – dzieła i Lettres à une étrangère. Potem następuje dosyć długa lista książek poświęconych Chopinowi, wśród których znajdujemy  dzienniki i listy Eugeniusza Delacroix, pisma George Sand, Heinego, Schumanna itd.

 

Zelazowa Wola 441-83

 

Co znaczy jednak tych dziesięć pierwszych pozycji, które Iwaszkiewicz na wstępie spisu lektur zacytował? Wskazał drogę piszącym podobne książki, że należy przede wszystkim czytać na nowo. Czytać na nowo wszystko, co jest źródłem do poznania i epoki, i człowieka, który ma się stać tematem naszej pracy. Czytając Iwaszkiewiczowskiego Chopina mamy wrażenie, że cała ta książka jest przede wszystkim oparta na lekturze tego, co Chopin sam napisał. Okazuje się przy tym, że wystarczy dać człowiekowi twórczemu autentyczne teksty do ręki, by stworzył on z tego powszechnie znanego materiału rzecz żywą i nową.

 

Zelazowa Wola 441-68

 

Już się zdawało, że Chopin uwiązł w formułce i sztampie, w której Gładkowska i Wodzińska, George Sand i Delfina Potocka ustąpić dziś mogą miejsca jedynie płomiennemu rewolucjoniście, który z raną w sercu byłby już skoczył na barykady, gdyby nie złośliwy traf, że w tym czasie jeździł, schorowany, od zamku do zamku w Szkocji. Iwaszkiewicz bierze tę całą sprawę w delikatne palce i patrzy, jak było. A my mu wierzymy, że było tak, jak to w swojej książce napisał. Może było trochę inaczej. Tego nie wiemy. Ale póki ktoś nie napisze równie przekonywającej książki, to będzie chyba tak, jak to nasz poeta przedstawił. Klasyczny rodowód Fryderyka poparty jest rodowodem Mikołaja, uczestnika powstania kościuszkowskiego, ale równocześnie chłodnego Francuza, który w powstanie 1830 roku od początku nie wierzy.


Tytus Woyciechowski, najbliższy przyjaciel, dopędza Chopina w Kaliszu i jedzie z nim do Wiednia. Tytus wraca, Chopin zostaje, żeby w Stuttgarcie napisać swój rozdzierający notatnik, stronę godną namiętnego testamentu z Heiligenstadt Beethovena i Improwizacji Mickiewicza. Chociaż nie. Stroną godną tej Improwizacji, ale o ileż bardziej zdyscyplinowaną, będzie Etiuda c-moll.

 

Fryderyk Chopin 4

 

A notatnik stuttgarcki pozostanie dokumentem słownym, demaskującym temperaturę wewnętrznego życia twórcy Poloneza A-dur. Iwaszkiewicz prowadzi młodego Chopina w świat straszny i zimny. W wielki świat. Obraca nim od salonu bankierów po salony arystokratyczne, pozostawiając w tle Warszawę, rodzinę, Tytusa, Polskę, o której Chopin ma takt niemówienia w tym nowym świecie, ale poza którą pogrąża się w coraz to boleśniejszą samotność. Chopin bierze olbrzymie sumy za lekcje, tonie w świecie, w którym jest „jednym z najlepiej wychowanych ludzi”. To już nie gwiazdor, jak Paganini, Liszt czy Wieniawski.


To ktoś, kogo ten świat niemalże przyjął za swego, a nad kim się rozczula i wzrusza. Ten świat posyła mu podstarzałą pannę Jane Stirling, której opieka przyprawia go o mdłości. Ale wszystko dzieje się nieubłaganie, jakby w światowej jakiejś biblii, w której prorocy muszą mieć rację, choćby to i najmniejszego sensu nie miało. A racją tą jest dzieło Chopina. Tu wspomnieć muszę o muzycznej stronie tej książki. Iwaszkiewicz pisze biografię, zastrzega się, że nie jest ona dziełem naukowym. I rzecz jasna, dotrzymuje tego, lecz mimo to ileż w tej książeczce jest twórczego spojrzenia na muzykę Chopina. Sam zestaw przykładów muzycznych, pokazanie znakomicie wybranych wyjątków z dzieł Szymanowskiej, Schumanna, Fielda, Hummla, Moschelesa, wreszcie ta zapomniana strona, na której zestawione są według Lajosa Hernadi etiudy z pasażami z koncertów Chopina, wszystkie uwagi o genezie etiud – jakże są cennym i zapładniającym materiałem dla każdego muzyka i muzykologa.

 

 Mycielski,Iwaszkiewicz 228-77

 

Wspomnieć i zasygnalizować też muszę wszystko, co Iwaszkiewicz pisze o pierwszej Sonacie Sonacie na wiolonczelę z fortepianem i co, w zestawieniu z drugim Preludium, sugeruje jako jakiś drugi nurt, nurt zaniechanej przez Chopina twórczości. Takie uwagi mógłby napisać tylko kompozytor, tak bardzo nas one frapują. Najpobieżniej może jest potraktowany ostatni, szkocki okres życia Chopina. Może dlatego, że autor tej biografii nie był w Szkocji? Ale za to tu najgłębiej sięga do wewnętrznego nurtu, do wewnętrznego życia Chopina. Cała ta część wywodzi się ze słów listu do Grzymały: „Tymczasem moja sztuka gdzie się podziała? A moje serce gdziem zmarnował?” Iwaszkiewicz zaś dodaje: „Nigdy od czasu Stuttgartu nie powierzył Chopin tylu wyznań i uczuć słowu i papierowi”. A w 1848 roku te słowa wypowiedziane do Stanisława Koźmiana: „Mój zawód publiczny jest skończony”. A więc: zawód publiczny. Myślał tu Chopin z pewnością i o swoich występach, i o kompozycji. Ale w czasie gdy się już wraz z siłami wyczerpała jego moc twórcza, zdaje on sobie dobrze sprawę z tego, że to był „zawód publiczny”, który reprezentuje i dźwiga na swych wątłych barkach. Nie sili się Iwaszkiewicz na literackie opisywanie muzyki Chopina. Wie dobrze, jak niewspółmierne jest słowo i wyraz muzyczny. W zakończeniu tylko używa terminu „b ł ę k i t n y   t o n, którego poszukiwał [Chopin] przez całe życie”. Daje tym do zrozumienia, że każdy prawdziwy artysta usiłuje dojść w życiu do tej jednej, idealnie wyrażającej jego uczucie formy. I chyba każdy odchodzi, zanimby mógł o samym sobie powiedzieć, że tego dopiął. W tym sensie rozumiem to zakończenie, w którym pewne zdania są zdaniami poety, który – przy całej powściągliwości cechującej tę książkę – nie waha się użyć na ostatniej stronie słów: „Ta muzyka żyje z nami i walczy wraz z nami. I jest tęczowym mostem między Polską a światem”.

                                                                        Zygmunt Mycielski

 

* J. Iwaszkiewicz Chopin, PWM !955, w: Zygmunt Mycielski „Notatki o muzyce i muzykach”, „Chopin” Iwaszkiewicza, s. 13-16.