Przegląd nowości

Opowieść wędrowca

Opublikowano: sobota, 03, wrzesień 2022 04:03

Cykl Franza Schuberta Podróż zimowa to klasyczna pozycja śpiewaków wszelkich kategorii. Wielu, w tym także z Polski, traktuje tę pozycję, jako przepustkę do światowych scen muzycznych i estrad. Często bez dogłębnej znajomości sensu poetyckiego poszczególnych pieśni i dobrej wymowy niemieckiej „klepie" niemal identycznie zwrotkę po zwrotce, aby tylko ładnym głosem wyśpiewać to, co w natchnieniu stworzył kompozytor.

 

Goerne 1

 

Zupełnie inaczej ma się rzecz z artystami niemieckojęzycznymi, w tym z Matthiasem Goerne, który w towarzystwie Leifa Ove Andsnesa wykonał ową Winterreise na estradzie Filharmonii Narodowej. Tutaj w małym stopniu idzie o ładne frazowanie i płynne przechodzenie przez linię melodyczną utworów. To jest głęboko osadzona w świadomości „nadawcy” i „odbiorców” opowieść wędrowca, który na świecie nie znajduje dla siebie miejsca.


Jeśli wyobrazimy sobie mężczyznę, młodego, niezamożnego, odtrąconego przez umiłowaną dziewczynę, który w zimie, roztapiającym się śniegu, w przemoczonych butach i mokrym ubraniu udaje się na wędrówkę, jak najdalej od rodzinnych stron, to wtedy mamy spełnione warunki wyjściowe do zrozumienia o co chodziło Schubertowi i ...Goernerowi. Abstrahuję tu od fantastycznej kreacji wokalno-aktorskiej Tomasza Koniecznego, który na bazie muzyki Schuberta przedstawił współczesny krajobraz poetycki w ujęciu Stanisława Barańczaka. Na razie on i tylko on, dorównał maestrią wykonawczą Matthiasowi Goernerowi, choć w zupełnie odmiennej, bo polskiej kategorii. Goerner prezentuje nam klasyczny, oryginalny tekst libretta Wilhelma Mullera, który został przez krytyków określony mianem „średniego”, czy nawet „pretensjonalnego”, ale w połączeniu z muzyką Schuberta stał się genialnym dziełem.

 

Goerne 2

 

To duża odpowiedzialność zaprezentować genialne dzieło, które można poznawać i podziwiać w setkach rozmaitych wykonań. Dlatego Matthias Goerner się w swym recitalu nie oszczędza. Wykorzystuje do spodu własną powierzchowność i aktorską wyobraźnię, by wiarygodnie i przejmująco wprowadzić słuchaczy w mroczny świat tej rzeczywistej i symbolicznej Podróży zimowej. Zwraca się do wyimaginowanego słuchacza, może trochę „na ślepo", który może być gdzieś z prawej, lub lewej strony, może przed nim, a może za plecami. Nieustannie wypowiada i wyśpiewuje swoje „skargi i zaklęcia” tak, jakby nie widział odbiorcy. Jest wstrząśnięty, rozgoryczony, a niekiedy wręcz wściekły na okrutny los i daje temu wyraz w ostrych, ekstremalnie gwałtownych zawołaniach. Z początku wysyła swojej ukochanej słowa Dobrej nocy (Gute Nacht),ale w tym tkwi jadowita ironia, kiedy mówi „Spokoju ci nie zmącę, nie usłyszysz kroków” (Sollst meinem Tritt nicht horen), bowiem już w szóstej pieśni Przybór (Wasserflut), gdy mija w pobliżu dom swej „byłej”, ryczy tak głośno, że obudziłby nie tylko tę jedną, ale wszystkie panny w okolicy. Nastrój owej opowieści nieustannie oscyluje między tkliwym żalem i samounicestwiającą agresją. Zwróćmy uwagę na pieśń Lipa (Der Lindenbaum), w której niemiecki poeta idzie (całkiem przypadkowo) śladami Jana Kochanowskiego: „Gościu, siądź pod lipą i odpocznij sobie”. Tutaj więc owa lipa także zaprasza do swego cienia, aby „wyśnić słodki sen"(manschen sussen Traum). I to jest taki liryczny, nostalgiczny obrazek wielokrotnie przywoływany, nawet bez grania całego cyklu Schuberta, bo lipa jako taka ma trwałe miejsce w niemieckiej kulturze.


Nie od rzeczy będzie przypomnieć wypowiedź znanego pisarza Włodzimierza Odojewskiego, który przez wiele lat mieszkał w małym domku w pobliżu Monachium. Otóż pan Włodzimierz pytał niemieckich sąsiadów o te liczne lipy w ich ogródkach i otrzymywał najczęściej bardzo wykrętne odpowiedzi. A prawda była taka, że owo drzewo było ulubionym przez fuhrera i mieszkańcy wielu osiedli na każde urodziny wodza wkładali w ziemię, jako wyraz poparcia, małą sadzonkę lipową, która z czasem urosła w solidne drzewo. Niemiecka poezja i pieśń oczywiście pomija takie koneksje, ale godzi się przynajmniej wspomnieć w jaką glebę zasiano Schubertowskie ziarno. W cyklu poetyckim nieśmiało pojawia się krytyka powszedniości drobnomieszczańskiej, jakaś zazdrość, że ludzie śpią w swoich łóżkach „i myślom o dobru i złu się oddają” (tun sich im Guten Und Argen erlaben), jak to jest w pieśni Na wsi (Im Dorfe).

 

Goerne 3

 

Są też objawy rezygnacji i ostatecznego zmęczenia, gdy wędrowiec dociera do drogowskazu – „muszę iść drogą jedną, którą nie szedł nikt z powrotem” (Eine Strasse muss ich gehenn, die noch Keinem ging zuruck). Te słowa się powtarzają dwa razy, bo wędrówka trwa dalej aż do finałowej pieśni Lirnik (Der Leiermann), która jakoś znajomo współbrzmi z kilkoma pieśniami Moniuszki i najbardziej znaną pieśnią Ignacego Jana Paderewskiego. Widzimy, iż ważne wątki poetyckie, metafory i aforyzmy są wspólne w kulturze europejskiej. Właśnie weszła na rynek płyta z mało znanymi pieśniami Stanisława Moniuszki w rewelacyjnej interpretacji Mariusza Godlewskiego i Radosława Kurka przy fortepianie. Tu jest i poezja Kochanowskiego i Wędrowna ptaszyna odpowiadająca pieśniom Poczta Wrona u Schuberta. Mamy także rozdzierającą Wieczny pokój lirnikowi. Czy Moniuszkę można nazwać polskim Schubertem? A może powinniśmy mówić, że Schubert to był taki niemiecki Moniuszko? Słuchając Mariusza Godlewskiego, który jest doskonały pod każdym względem, nigdy nie nazwałabym go polskim Matthiasem Goerne. Natomiast nie mogę pominąć wspaniałego towarzyszenia fortepianowego Leifa Ove Andsnesa, który spajał w rewelacyjną artystyczną całość cykl Podróż zimowa. To, co odbiegało od artystycznej i wokalno-muzycznej doskonałości u niemieckiego śpiewaka, to dodawał swym niezwykłym talentem norweski pianista. W jego rękach był ten prawdziwy, genialny Schubert, autor znakomitych sonat i miniatur fortepianowych, wreszcie autor niezwykłych cykli pieśniarskich, paru mszy i symfonii. Ten pianista był gwarantem najwyższej, jakości wykonania.

                                                                  Joanna Tumiłowicz